czwartek, 25 grudnia 2014

Totolotek, kot i seks

Dedykuję tego one shota Usagi, dla której napisałam go na święta 2013. A ode mnie pragnę życzyć wam szczęścia, które gdzieś tam czycha na każdego. Czy święta są, czy już minęły, ważne by zawsze była jakaś osoba koło nas. Zapraszam do czytania :3

***
Witam państwa przed telewizorami! I Tak oto długo wyczekiwana przez wszystkich chwila! Już za chwilę świąteczne losowanie totolotka, które przedstawię wam ja – państwa ulubiony prezenter telewizyjny! A proszę państwa jest o co walczyć, w puli znajduje się aż 20 milionów! Starczy na świąteczne prezenty wycieczkę dookoła świata i prywatną wyspę! Właśnie wybiła godzina 21:40 włączamy maszynę losującą! Cóż to za ekscytująca chwila!
- Mamy już pierwszą cyfrę! O to 3 niczym trzech króli!
- Chyba raczej jak moja ocena z praktyk.
- Proszę państwa druga cyfra to 7! Jak wzgórza na których zbudowali Rzym!
- Mam tyle stopni na klatce.
- A teraz wypadła cyfra 13! Ta pechowa liczba komuś przyniesie dzisiaj szczęście!
- To nie jest pechowa liczba! Zjadłem kiedyś tyle paczek ramen i ustanowiłem rekord!
- Do naszej paczki doszła liczba 21! Niczym dzień jutrzejszy gdy jakiś szczęściarz wpadnie szał zakupów!
- O mój numer z dziennika!
- Następna cyfra to 44! Zdradzę państwu, że tyle wiosen niedługo skończy wasz ulubiony prezenter!
- Zapłaciłem tyle za wczorajsze zakupy.
- I tak oto następuje losowanie ostatniej cyfry! Ktoś zaraz stanie się milionerem! Koło się kręci, kręci i tak oto wypada ostania kuleczka. Proszę państwa ostatnia cyfra to 49! Z tej ekscytacji nawet nie wymyślę żadnego skojarzenia! Kto wygrał, kto wygrał?!
- O kurwa.
Naruto Uzumaki wypuścił z ręki długopis, który potoczył się cicho po podłodze. Z niedowierzaniem to patrzył na różową kartkę, to na cyfry na ekranie jego małego telewizora. Właśnie stał się milionerem.
*
Ciągle niedowierzając przeszukiwał kontakty na swoim telefonie
- Komu by się tu pochwalić? – Myślał śmiejąc się sam do siebie. Naruto nie miał rodziny, której mógłby powiedzieć o wygranej, więc pozostawali koledzy. Po kilku odrzuconych pozycjach, wcisnął zieloną słuchawkę przy numerze Kiby Inuzuki – kolegi ze studiów.
- Siema stary nie uwierzysz co się stało! Trafiłem szóstkę w totka!
- Żartujesz! – odezwał się głos po drugiej stronie.
- Z czegoś takiego? Nigdy.
- No to na co czekasz? Idziemy do baru to opić!
*
Naruto wraz z Kibą siedzieli w zadymionym pubie popijając piwo z wysokich kufli. Obydwoje cieszyli się z wygranej o i rusz wznosząc toasty.
- Cieszę się, że Cię znam Naruto! – Krzyczał Kiba opróżniając kufel do dna. – Szefie polej jeszcze, świętujemy! To co stawiasz wycieczkę na Bahamy? W sumie przydałoby się nowe auto, jakiś mercedes albo porsche. Koniecznie czerwone. Haha, no to rzucamy studia Naruto do końca życia nie musimy pracować! Woohooo!
- Taa. – Naruto łyknął piwa, które przestało mu całkowicie smakować. Kiba zaczął już przywłaszczać sobie pieniądze. Jakby się tak głębiej zastanowić to nie był jakiś jego najlepszy znajomy. Tylko kolega. Ciekawe jak będzie zachowywać się reszta znajomych. Powoli zaczął żałować, że Worgule komukolwiek o tym powiedział.
*
- Odczepcie się ode mnie wszyscy. – Krzyknął Naruto rzucając telefonem o ścianę. Dopóki nie rozbił się z trzaskiem dzwonił uparcie do końca.
Przez ostanie dwa dni w magiczny sposób przypomniała sobie o nim większość tych ludzi, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez jego życie. Pocztą pantoflową wszyscy już wiedzieli o wygranej i teraz nagabywali go przypominając jakimi to są wspaniałymi przyjaciółmi od lat.
Naruto padł na łóżko. Był zmęczony tym wszystkim. Teraz dopiero przekonał się jak niewielu ma znajomych, którym zależało wyłącznie na nim a nie na pieniądzach. Jakby miał ich policzyć to nie potrafiłby by wymienić jednego. Być może byli tacy kiedyś, ale wszyscy prędzej czy później zrywali kontakty.
- Chyba powinienem się wyprowadzić póki nie dowiedzieli się jeszcze gdzie mieszkam. – Szepnął w przestrzeń. Pieniądze z wygranej – całe 20 milionów leżało już na jego koncie bankowym.
*
Naruto przechadzał się między półkami sklepu Tesco zastanawiając się co kupić sobie do jedzenia. By nikogo nie spotkać pojechał specjalnie na drugi koniec miasta i tak oto wylądował w galerii handlowej. Tak naprawdę mógł kupić sobie wszystko, ale jakoś nie widział radości w kupowaniu dla samego siebie drogiego jedzenia. W końcu i tak w jego koszyku wylądowało parę opakowań zupek chińskich.
- Przydałby się jeszcze jakiś alkohol na samotną wigilię – pomyślał i skierował się na stoisko monopolowe. Mimo zbliżających się świąt, to stoisko nie było zbytnio oblegane. Jedna kobieta mówiąca coś do męża o kiełbasie w piwie, i ubrany na czarno chłopak koło smakowych wódek. Naruto poszedł w tamtą stronę szukając wzrokiem jakiegoś ciekawego smaku, nie zwracając uwagi na kucającego chłopaka.
Po krótkim zastanowieniu wziął jedną z tańszych jednak już przetestowaną – o smaku melona, po której nie było wielkiego kaca. Dorzucił ją do koszyka. W tym czasie chłopak wstał decydując się na tą samą wódkę. Naruto zauważył, że nie miał koszyka. Dopiero gdy ten odwrócił się, mógł zobaczyć jego twarz. I zaniemówił. Chłopak wyglądał na równie zaskoczonego.
- Nie wierzę. – Powiedział przeczesując ręką grzywkę do tyłu, by odsłonić oczy. – To ty? Naruto, prawda?
- Ile to już lat minęło? – Powiedział Naruto patrząc na swoje produkty w koszyku. – Sasuke?
*
- Ała, skąd w tobie tyle agresji Naruto? – Sasuke masował ręką głowę. Odeszli już od kas kierując się powoli w stronę wyjścia z galerii. Obydwoje nieśli siatki ze swoimi „świątecznymi” zakupami.
- Chyba dobrze wiesz za co to było. – Odpowiedział Naruto przeczesując ręką włosy. – Ciesz się, że w ogóle z tobą jeszcze rozmawiam. Gdybym był dziewczyną leżałbyś teraz ze zmiażdżonymi jajami, w alejce z wódką.
- To chyba faktycznie cieszę się, że zakochałem się w tedy w tobie. W chłopaku.
- Oj nie słodź mi tu Sasuke, tylko tłumacz czemu zerwałeś ze mną kontakt w taki sposób, mimo że chodziliśmy ze sobą od od połowy gimnazjum do połowy liceum. Nagle wyjechałeś i puf tyle było z tej wielkiej miłości?
- Naruto nie nakręcaj się proszę, zaraz Ci wszystko szybko wyjaśnię.
*
- Naruto ja.. nie wiem jak Ci to powiedzieć.
- Sasuke czyli my teraz jesteśmy..
- Tak, chyba tak, bo wiesz ja Cię.. kocham. Kocham Cię Naruto.
- Uchiha, który nie może się wysłowić. Tylko mi dane było to zobaczyć. Ja też Cię kocham Sasuke.
*
- Nidzie nie wyjadę ojcze.
- Jesteś Uchiha, twoim przeznaczeniem jest być biznesmenem. A bez tych studiów nigdy nie będziesz taki jaki Itachi.
- A ty znowu o nim! Przecież i tak firmę przekażesz jemu więc na Ci jestem jeszcze ja!
- Nie krzycz na mnie gówniarzu! Jesteś moim synem, nie pozwolę byś skończył jako kelner w barze mlecznym!
*
- Naruto.
- Słucham Cię Sasuke.
- Udało mi się wywalczyć rok.
- Jak to „rok”?
- Tyle dał mi ojciec. Potem mam jechać na studia do Ameryki. Dał mi rok liceum
- A co potem?
- Nie martw się coś wymyślę.
- Nie zostawisz mnie?
- Nie chcę tego. Choć przytul się. I na razie nie myśl o tym.
*
- Naruto, mam złe wieści.
- Co się stało?
- Itachi. On się zaćpał na śmierć.
- To straszne.
- Gdybyś.. gdybyś widział wściekłość ojca. Ten człowiek jest szalony. Każe mi wyjechać.
- Czyli jedziesz?
- Będę się jeszcze z nim kłócił.
- Nie rób tego. Jeszcze coś Ci zrobi.
- Ale Naruto, wtedy my..
- Spokojnie, przecież wrócisz prawda?
- Tak.. Oczywiście, że wrócę.
- Będę czekał. Pisz do mnie.
- Będę dzwonił tak często jak to możliwe. Muszę iść. Kocham Cię Naruto.
- Ja ciebie też Sasuke.
*
- Siłą zawiózł mnie do tej Ameryki. Miałem mieszkać w takim zamkniętym kampusie. Zabrał mi telefon, na moich oczach wyrzucił go przez okno samochodu. Krzyczał cos o tym, że mam pożegnać się z dotychczasowym życiem. Minęły wieki zanim udało mi się znaleźć jakiś telefon. Ale ty już wtedy nie odbierałeś, Naruto.
- Czekałem na twój telefon, dzwoniłem. – Naruto zamyślił się przez chwilę. – A potem okradli mnie jak wracałem ze szkoły. Zabrali klucze, portfel, telefon. Dzwoniłem do Ciebie z nowego numeru ale też nie odbierałeś, teraz już w sumie wiem czemu.
- Kiepski zbieg okoliczności co?
- Nawet sobie nie wyobrażasz Sasuke.
- Ale w końcu udało mi się wyrwać. Wróciłem do kraju. Nie uwierzysz ale pierwsze co to pobiegłem do twojego mieszkania. A tam otwiera mi jakaś baba w papilotach i przestawia się jako właścicielka. Nawet psem mnie poszczuła.
- Tu ja Ci muszę wyjaśnić. Musiałem się wyprowadzić od mojego wuja - wiesz tego co mnie przygarnął zaraz po śmierci rodziców - kiedy skończyłem osiemnaście lat. I tak po paru perypetiach wylądowałem w tym mieście.
- Ja w sumie też. Ale nawet nie wiesz Naruto ile ja się Ciebie naszukałem.
- Serio?
- Serio, serio.
- Ciekawe czy mówi tak bo także dowiedział się, że wybrałem fortunę w totka – pomyślał z goryczą Naruto.
Chłopaki wolnym krokiem pokonywali drogę do wyjścia. Podziwiając wystawy sklepowe. W pewnym momencie minęli małą na oko 5-6 letnią dziewczynkę. Niepewnym krokiem chodziła do o koła ławek połykając łzy.
- Naruto potrzymaj mi siatkę. – Powiedział Sasuke wręczając mu wódkę. Chwilę później już kucał przy dziewczynce.
- Hej mała. Spokojnie nie płacz, jak masz na imię? – Zapytał uśmiechając się delikatnie.
- Zo-oo-siaa. Chce… do maaamy. – Dziewczynka zapłakała.
- Zaraz ją znajdziemy nie martw się. Masz chusteczkę. – Czarnowłosy otarł jej delikatnie łzy z policzków. – Daj mi rączkę, dobrze?
Razem z nią podszedł do obsługi klienta. Gdzie już czekała zdenerwowana matka. Gdy ich zobaczyła szybko podbiegła do dziewczynki.
- Ile razy Ci mówiła żebyś się nie oddalała? – Złapała ją za ramiona.
- Bardziej na miejscu będzie jeśli pani ją przytuli i pocieszy – Głos Sasuke skierowany do kobiety ociekał wręcz jadem. – Rolą matki jest pocieszanie dziecka, nie obcego faceta, prawda?
- A ty już nie oddalaj się od mamy dobrze? – Zwrócił się do dziewczynki głaszcząc ją po głowie. – I uśmiechnij się, jesteś już bezpieczna.
Sasuke wstał z kucek i powrócił do stojącego nie opodal Naruto, odbierając swoją siatkę z zakupami.
- A ja zawsze miałem Cię za gbura, a zapamiętałem jako drania, Sasuke.
- Pff dzięki Ci młocie.
- Haha, myślałem, że już tego nie usłyszę.
- Jeśli chcesz mogę to powtarzać częściej Naruto. Co powiesz na piwo? Ja stawiam.
*
Sasuke i Naruto siedzieli przy stoliku koło okna w pobliskim barze. Zamówili dwa piwa i po kieliszku whisky na rozgrzanie. Chwilę siedzieli komentując ludzi przechodzących po drugiej stronie szyby.
- Jak Ci się żyje Naruto? – Spytał Sasuke wypijając jednym haustem kieliszek.
- Hmm. – Wygrałem w totka parę milionów. – Jakoś się żyje. A jak tam u Ciebie? Jesteś teraz prezesem firmy?
- Hn, firmy co? – Sasuke spojrzał w okno kręcąc pustym kieliszkiem po blacie. – Nie ma już firmy Naruto. Nic nie ma.
- Nie rozumiem Cię. – Blondyn obserwował palce chłopaka . – Jak to „nie ma”?
- Nie żyją. – Kieliszek głucho upadł na stół. – Matka, ojciec, brat. Zostałem ostatni. A firma upadła jeszcze za życia mojego ojca. Zapił się. I rozwalił razem z moją matką na jakimś drzewie.
Sasuke spojrzał w oczy Naruto. Te przez chwilę wydawały się tak smutne jak jeszcze nigdy nie było blondynowi zobaczyć. Ale tylko przez moment.
- Ja nie wiem co powiedzieć. – Naruto spuścił wzrok, łapiąc rękoma szklankę z piwem.
- Nic nie mów. Napij się. – Sasuke pociągął łyk. – To było dawno.
- Sasuke..
- Hm?
- Co byś zrobił gdybyś wygrał 20 milinów np. w totolotka?
- Nie gram w takie rzeczy.
- Jeny, no ale gdyby? A ja już myślałem, że choć trochę się zmieniłeś. Ale jesteś cyniczny jak zawsze!
- Dobra Naruto nie spinaj się tak. Pomyślmy. Gdybym wygrał taką kasę to.. Połowę oddał bym tobie.
- Mi? Czemu?
- Hmm. Tak jakoś. Jak pamiętam to prawie nigdy nie miałeś pieniędzy, a mimo to uśmiechałeś się. Byłeś radosny, wesoły, pomocny, ładny, pociągający, podniecający.. Co ty taki czerwony się zrobił?
- A zamknij się. – Naruto ukrył czerwoną twarz za już pustą szklanką. – Jak możesz mówić głośno takie rzeczy?
- Mówię tylko prawdę. – Sasuke uśmiechnął się tajemniczo. – Po tylu latach dalej coś do Ciebie czuję.
Brunet wstał nie dając Naruto chwili na myślenie.
- Choć zmywamy się z tond. Mam dość obecności zapijaczonych ludzi.
Naruto szybko zarzucił na siebie kurtkę, idąc za Sasuke, który kierował się w stronę baru w celu zapłaty rachunku.
- Sasuke ja zapłacę. – Powiedział wyciągając portfel.
- A w życiu. – Sasuke już podawał kwotę cycatej barmance. – Ja cię tu zaprosiłem ja zapłacę.
- Ale przecież ty teraz nie masz..
- Obydwoje teraz nie mamy więc co Ci młotku szkodzi?
- Ale.. a nieważne.
*
Wyszli z baru zapinając kurtki, chroniące przed smagającym wiatrem.
- Naruto czeka ktoś na Ciebie w domu.
- Też pytanie.
- To może wpadniesz do mnie? Mieszkam nie daleko.
*
Po niedługim czasie doszli do osiedla, w którego centrum stały wieżowce. Sasuke poprowadził Naruto do jednego z nich pomalowanego w granatowo-niebieskie pasy. Windą wjechali na ósme piętro, choć blondyn upierał się przy schodach.
Brunet otworzył drzwi kluczami, które wisiały przy jego pasku. Jeszcze przed wejściem do mieszkania ręką zapił światło.
- Nie no nie wierzę. – Powiedział Naruto, stając w osłupieniu w przedpokoju.
- Nie moja wina, jest zimno a on marzną. – Sasuke poczerwieniał delikatnie wieszając kurtkę na wieszaku. To samo zrobił po chwili z kurką blondyna.
- Sasuke jest miłosierny. Serio się zmieniłeś przez te parę lat.
- A zamknij się młocie.
- Prawdziwa magia świąt.
Naruto kucną biorąc na ręce małego czarnego kotka, który patrzył na niego dużymi zielonymi oczami. Gdy znalazł się w górze miauknął wtulając się w jego pierś.
- Jaki on śliczny. – Zachwycał się Naruto głaszcząc małego z uchem. – Jak się wabi?
- Salem.
- Mogłem się spodziewać czegoś mrocznego po tobie. – Naruto wypuścił kota, który zaczął bawić się sznurówkami od buta. – Już się bałem że Lucyfer albo Kiler.
- Były takie propozycje, ale kot wybrał sobie to. – Sasuke poprowadził Naruto do salonu, zgarniając po drodze kieliszki do wódki.
- Możesz mi powiedzieć jak niby kot może sam sobie wybrać imię? – Blondyn usiadł na kanapie rozglądając się po wysprzątanym pomieszczeniu. Nigdzie nie było choinki.
- Ten kot wiele jeszcze umie, zobaczysz. – Sasuke usiadł koło Naruto otwierając melonową wódkę i polewając do szkła.
- No to pierwszy toast za to, że się spotkaliśmy Naruto.
*
- Nie wierzę. – Sasuke odsunął włosy z oczu. – Dwie kolejki a ty już lecisz młocie.
- Wcale nie. – Naruto pół leżał na kanapie, mrużąc oczy od światła  – Przecież byliśmy jeszcze w barze.
- I tak masz słabą głowę Naruto. – Sasuke nachylił się nad chłopakiem zasłaniając sobą drażniącą lampę. Wisieli tak chwilę wpatrując się w swoje oczy. Brunet z każdą chwilą zmniejszał dystans między nimi. Naruto zamarł rozchylając delikatnie usta. To właśnie ten moment wybrał Sasuke by je zaatakować. Wpił się w nie mocno, zmieniając pozycję.
Teraz wisiał nad nim, by blondyn nie uciekł mu gdyby przypadkiem się nie rozmyślił.
Jednak Naruto nie miał ochoty na ucieczkę. Oplótł rękoma szyję bruneta przyciągając go do siebie. Pogłębili pocałunek. Sasuke wbił się językiem w usta chłopaka rozpoczynając szaleńczy taniec. Badał jego podniebienie łapczywie zwiedzając każdy zakamarek. Naruto nie pozostawał bierny wczepiając ręce w jego włosy. Poznawali się na nowo.
W końcu przerwali pocałunek łapiąc powietrze. Miedzy nimi zawisła nitka śliny. Obydwoje mieli lekko zamroczone spojrzenia alkoholem i wzajemnym pożądaniem.
- Może pójdziemy do sypialni Naruto. – Zaproponował Sasuke rękoma wchodząc pod bluzkę chłopaka.
- Zajmie to za dużo czasu. – Naruto usiadł rozpinając koszulę bruneta. – Chcę cię teraz.
Sasuke nie odpowiedział tylko znowu pocałował łapczywie. Nie musiał odpowiadać.
Potrzebowali paru sekund by koszulka Naruto i koszula Sasuke wylądowały na podłodze.
Blondyn dłońmi jeździł po idealnie zarysowanym brzuchu chłopaka.
- Ciekawe czy na dole też jest taki idealny. – Pomyślał. Jednak to Sasuke zrobił pierwszy ruch. Siłą położył Naruto powrotem na kanapie więżąc jego ręce w uścisku. Ustami zjechał na jego szyję, jeżdżąc językiem po rozgrzanej skórze. W tym samym czasie kolanem napierał na krocze blondyna delikatnie je stymulując.
Na te zabiegi Naruto jękną przeciągle, mimowolnie podsuwając się ku pieszczocie. Czuł jak jego spodnie zaczynają robić się ciasne. Sasuke nie spiesząc się zjeżdżał coraz niżej całując tors blondyna. Podgryzł jego sutka, czując jak twardnieje. Uśmiechnął się – Naruto dalej był wrażliwy w tych samych miejscach.
- Saasuke. – Jęknął Naruto wyprężając ciało. – Jak zwykle się ze mną bawisz zamiast przejeść do rzeczy.
Naruto miał rację. Sasuke chciał się najpierw chwilę pobawić jęczącym blondynem. Mając gdzieś jego protesty, zagłuszył je pocałunkiem. Puścił ręce chłopaka, które ten od razu wplótł w jego włosy. Wolnymi rękami zaczął na ślepo odpinać rozporem Naruto.
Nie zajęło mu to wiele czasu i chwilę potem – przerywając walkę języków – ściągnął z niego spodnie wraz z bokserkami. Zmienili pozycję. Naruto lekko zamroczony siedział teraz na kanapie, zaś Sasuke zsunął się na ziemię. Klęknął na parkiecie między kolanami blondyna mocno rozpychając je na boki. Miał teraz idealny widok na sterczące przyrodzenie chłopaka.
- To.. zawstydzające. – Szepnął Naruto, patrząc z góry jak Sasuke delikatnie jeździ palcami po wewnętrznej części ud.
- Zaraz nie będziesz miał czasu się wstydzić. – Opowiedział brunet bez ostrzeżenia ściskając penisa blondyna. Ten krzyknął wyprężając się na kanapie, zacisnął ręce nie mając co z nimi zrobić. – Widzę, że byłeś bardzo spragniony dotyku co?
Odpowiedziały mu jęki, występujące w rytm poruszania jego ręką. Sasuke uśmiechnął się szyderczo przerywając zabawę. Wywołało to kolejny jęk – tym razem niezadowolenia – jednak Naruto nie skomentował tego.
Brunet nie śpiesząc się, rękoma znowu rozpoczął wędrówkę po lekko opalonych udach blondyna. Muskał opuszkami napiętą skórę, czując jak ta drży pod jego dotykiem. Pochylił się całując czubek sterczącego penisa. Ten wyprężył się jeszcze mocniej, spragniony dotyku. Wynajdując w sobie sadystyczne zapędy, Sasuke zjechał ustami niżej delikatnie muskając językiem trzon członka Naruto.
Bawił się tak dłuższą chwilę na przemian ssąc i liżąc żołędzie blondyna. Kiedy poczuł, że ten jest bliski wytrysku przerwał zabawę.
- Też chciałbym się pobawić Naruto. – Szepnął szybkim ruchem zarzucając sobie nogi blondyna na ramiona. Ponieważ ciągle klęczał na podłodze, zyskał dostęp do jego odbytu.
- Ja już zaraz.. ahh – Jęknął ponownie blondyn czując w swoim wnętrzu pośliniony palec Sasuke. Zaraz dołączył do niego drugi.
- Jesteś zaskakujący ciasny – powiedział brunet dokładając trzeci palec, poruszał się gwałtownie i nie cierpliwie. Spierały się w nim dwie chęci. Rozsadzało go pragnienie jak najszybszego zatopienia się w ciasnym wnętrzu, jednak rozsądek wygrywał. Jeśli nie chciał sprawić blondynowi zbyt wiele bólu musiał go należycie przygotować.
- Wy..starczy Sasuke. – Naruto spojrzał na niego zamglonymi oczami.
- Ale ja jeszcze..
- Ja chcę cię poczuć. – Blondyn podciągnął się by delikatnie pocałować bruneta.
- No dobrze. - Sasuke pozbył się spodni wraz z bokserkami odsłaniając sterczącą dużą męskość. Naruto przełknął ślinę.
- Urosłeś – powiedział. – Teraz jeszcze..
- Miaaaał. – Ten odgłos zmusił chłopaków do spojrzenia na podłogę. Siedział na niej Salem wesoło machając małym ogonkiem. Dumnie trzymał coś między łapkami. Kiedy zauważył, że zwrócił już uwagę swojego pana, złapał w ząbki małe zawiniątko, położył je koło Sasuke i czmychnął z pokoju.
- Czy on przyniósł.. – zaczął Naruto z rozdziawionymi ustami.
- Tak. – Sasuke niewzruszony zachował kamienną twarz. – Salem przyniósł nam prezerwatywę.
- Ten kot mnie przeraża. – Blondyn zasłonił oczy ręką. W tym czasie Brunet nałożył na swojego członka kondom.
- Naruto klęknij na podłodze.
- Jak dokładnie?
Sasuke ściągnął go na ziemię ustawiając w dogodnej dla siebie pozycji. Z racji, że dawno tego nie robili wybrał taką, która mało obciąży chłopaka a jemu samemu da dobry dostęp.
Naruto klęczał na podłodze z rękoma opartymi na kanapie.
- Musisz je bardziej rozszerzyć. – Powiedział Sasuke rękoma rozsuwając nogi Naruto. Ten potaknął czerwieniąc się. Miał całkowicie odkryte wejście, zdany teraz na łaskę bruneta. – Teraz jeszcze nawilżenie.
Po tych słowach blondyn poczuł jak palce Sasuke łapią za jego pośladki odsuwając je na boki a mokry język krąży po jego dziurce. Jęknął cicho – to było szalenie przyjemne uczucie. Co jakiś czas lekko napierał nim na zwieracz Naruto dokładnie go nawilżając.
W pewnym momencie język zniknął, a blondyn poczuł napór czegoś większego na swoje wejście.
- Postaram się włożyć go delikatnie. – Szepnął Sasuke delikatnie zagłębiając swojego penisa w chłopaku. Tą metodą wszedł do połowy. Już wtedy trudno było mu się opanować przez gwałtowniejszymi ruchami. Naruto był taki ciasny. Jednak odczekał chwilę ponawiając napór.
Blondyn krzyknął przeciągle, wyprężając ciało.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę. – Sasuke delikatnie masował jego pośladki nie zmniejszając naporu.
- Bo-ooli.
- Mam przestać? – Brunet zamarł, przerażony.
- Nnniee, zostań. – Naruto zagryzł wargi, czuł jak do oczu napływają mu łzy. - Wy-trzyymam.
Sasuke ponowił nacisk, przeklinając w myślach, że zgodził się na to po tak krótkim przygotowaniu.
W końcu brunet całkowicie zanurzył się w Naruto. Blondyn oddychał głośno, starając przyzwyczaić się do tego uczucia.
- Nie robiłeś tego z nikim, przez ten czas Naruto? – Spytał Sasuke pieszcząc jego penisa jedną ręką.
- Nie. Jesteś jedyną osobą, która przeleciała mnie w tyłek. – Naruto zaśmiał się cicho, jęcząc na przemian.
- Bardzo śmieszne. Ale nie powiem poniekąd mi to schlebia. Nie martw się będę delikatny.
Sasuke powoli zaczął się ruszać, wysuwając i wsuwając lekko swojego penisa. Kiedy poczuł, że Naruto się rozluźnia pogłębił swoje ruchy nadając im rytm. Ręką ciągle pieścił penisa Naruto. Po chwili znowu usłyszał jęki rozkoszy, które szybko zmieniły się w prośby o szybsze ruchy.
Spełnił je bez ociągania czując rosnące podniecenie. Głośny jęk i lepka substancja na palcach uświadomiły mu, że Naruto już doszedł. On zrobił to samo chwilę potem. Obydwoje opadli na podłogę dysząc ciężko jak po maratonie. Żaden z nich dawno nie uprawiał seksu. Gdy Sasuke delikatnie się z niego wysunął Blondyn odwrócił się do niego i wtulił nie zważając na to jak byli spoceni. Opadli na podłogę starając nacieszyć się swoim towarzystwem co chwila obsypując się pocałunkami.
- Naruto byłeś wspaniały. – Powiedział Sasuke przytulając go mocno.
- A ja tęskniłem za tobą, nawet nie wiesz jak bardzo. – Naruto schował głowę w zagłębieniu jego szyi.
- Już Cię nie zostawię nigdy przysięgam. Znajdę dobrą pracę i zamieszkamy gdzieś razem, dobrze?
- Muszę Ci powiedzieć coś ważnego.
- Słucham Cię, ale mam nadzieję, że nie powiesz, że nic z tego.
- Haha nie głuptasie, nie po tym wszystkim.
- W takim razie o co chodzi?
- Wygrałem w totolotka 20 milionów.
- Żartujesz sobie ze mnie.
- Jakbym śmiał.
- Serio?
- Serio, serio.
Naruto uśmiechnął się promiennie na widok zszokowanej twarzy Sasuke.
- Więc nie musisz szukać pracy. Zbudujemy gdzieś dom i zamieszkamy razem. A potem wydamy moje… nie od teraz nasze miliony, dobrze?
- Zabrzmiało trochę jak oświadczyny, Naruto.
- Jeśli chcesz mogą nimi być.
- Nie ma mowy, zrobimy to porządnie.
Sasuke zerwał się z podłogi, ciągnąc blondyna do pionu. Gdy stali już tak nadzy, spoceni i szaleńczo zakochani, brunet padł na kolana.
- Nie mam pierścionka, ale czy zostaniesz ze mną do końca życia Naruto? Kocham Cię. Nawet jeśli mielibyśmy mieszkać w szałasie i pracować w kopalni ja Cię nie zostawię już nigdy.
Naruto stał zszokowany przez chwilę. Potem sam padł na kolana, walcząc z cisnącymi się do oczu łzami.
- Oczywiście Sasuke. Tyle lat czekałem na te słowa. Też Cię kocham i zostanę z tobą na zawsze, więc też mnie więcej nie zostawiaj.
- Nigdy.
Sasuke złączył ich usta w delikatnym słodkim pocałunku. Poczym Naruto rzucił mu się po raz kolejny w ramiona.
- Wiesz co Sasuke? Już wiem co będzie pierwszą rzeczą jaką kupię za tą wygraną.
- Co?
- Jakieś psychotropy dla tego kota, bo jak gdyby nigdy nic ogląda sobie porno w naszym wykonaniu.
- Mówiłem Ci, że to nie jest zwykły kot. Ale zostawmy teraz kota. Naruto czas na drugą rundkę.
Sasuke nie czekając na odpowiedź, pocałował łapczywie blondyna rozpoczynając kolejny szaleńczy taniec języków.


I tak stał się świąteczny cud.

**
No i tyle. Wesołych świąt.

Stańmy razem w blasku fleszy #6

Święta, jedzenie, prezenty, brak śniegu, notka na blogu :3

**
Gdy się obudziłem Sasuke już nie było, a jego łóżko było idealnie zaścielone. Drań nawet nie pofatygował się by mnie obudzić. Wczoraj zaraz po tym jak wyszedł strasznie mnie zmorzyło i chyba zasnąłem. Jednak potrzebowałem odespać ten cały stres i emocje związane z nagłą wyprowadzką, podróżą i tak naprawdę ze zmianą stylu życia o 180 stopni. Może nie daje tego po sobie poznać, ale jednak trochę się stresuję. Teraz już nie było odwrotu, podpisałem kontrakt. A nawet gdyby był to ja już nie mam dokąd wracać.
Zrzuciłem z siebie kołdrę. Mam wrażenie, że wczoraj zasypiałem to leżałem na niej, a nie pod. Dziwne. Przecierając oczy rozejrzałem się po pokoju. Wzrok zatrzymałem na drzwiach do łazienki. W sumie przydałoby się trochę oporządzić. Bo gdy człowiek czuje sam siebie to już pilna pora by się umyć. Tak zawsze mówiła moja mama. Wyjąłem z torby czyste rzeczy. Nie miałem ich zbyt dużo, gdy się pakowałem postanowiłem wyrzucić wszystkie to co już nie nadawało się do użytku, więc zanim mi się skończą będę musiał znaleźć jakąś pralkę.
Wszedłem do łazienki po raz kolejny sie rozglądając. To miejsce było wielkości pokoju. W środku znajdowała sie wielka wanna, kabina prysznicowa ze sprzętem stereo, toaleta, lustro idące przez całą długość ściany oraz paręnaście szafek. Wszystko utrzymane w szaro granatowych barwach aż lśniło przepychem. W sumie tak samo jak reszta tego wieżowca. Nie widziałem jeszcze wszystkich pomieszczeń, ale nie zdziwił bym sie gdyby mieli tu nawet jakieś spa czy kręgielnie.
Rozebrałem się na kudłatym dywaniku, wcześniej zamykając drzwi na zamek. Nie dość, że czułem się tutaj jeszcze nieco obco to jeszcze nie zamierzałem odstawiać nikomu darmowego porno. Tym bardziej Sasuke. Czemu ja o nim myślę będąc nago? Jestem szurnięty.
Jeszcze raz przejrzałem szafki. Było tam dosłownie wszystko. Płyny, żele, szampony, odżywki, kremy, golarki, wody kolońskie, dezodoranty, ręczniki, jakieś przedmioty do makijażu. Zmroziło mnie. No tak modele pewnie też się malują. Ale w życiu nie widziałem tylu rzeczy na raz, normalnie jak w drogerii. Dalej mnie to szokowało, ja zwykle używałem jednej kostki białego jelenia na miesiąc. Zatrzymałem się przy żelach do kąpieli i wziąłem ten o zapachu cytrusów. Pomarańcza, cytryna, limonka zawsze lubiłem takie zapachy. Zabrałem jeszcze jeden puchaty ręcznik ze sterty, zwalając przy okazji jakieś pudełko na ziemię. Klnąc na siebie, uklęknąłem by pozbierać... prezerwatywy? Nawet takie rzeczy tu są? Z lekkim zażenowaniem odstawiłem je z powrotem na miejsce, ignorując inne stojące koło nich intymne żele. Można powiedzieć, że nie jestem zbyt doświadczony w "tych" sprawach.
Wszedłem do wielkiej kabiny prysznicowej ignorując płonące policzki. Dlaczego zacząłem sobie wyobrażać jak ktoś używa tych prezerwatyw? A w końcu ten pokój wcześniej należał do.. dość zaczynam wchodzić na dziwne tematy. Gdy puściłem wodę z głośników umieszczonych na ścianie zaczęła lecieć muzyka, jakaś klasyka, skrzypce, pianino. Nieźle. Koło baterii na małej półeczce stała już jedna butelka do połowy opróżniona. Wnioskując, że pewnie to Sasuke jej używał z ciekawości powąchałem. Zapach był intrygujący, z etykietki wskazywało, że jest to żurawina i jagoda. Ciekawe połączenie takie.. głębokie, lekko gorzkie z nutką słodyczy. Pasuje do tej tajemniczej osoby. Im dłużej wąchałem tym zapach się zmieniał. Ciekawe. Halo. Zapomniałem, że ten człowiek mnie irytuje.
Odłożyłem buteleczkę na miejsce i zacząłem sam się myć. Moje myśli znowu zaczęły się kręcić wokół Sasuke. Walczyłem z tym tłukąc głową o szybę ale to nic nie dało. Dałem więc się ponieść myślom.  Jak na razie moje wrażenie nie było mylne. Zimny i arogancki. W firmie ani razu się nie uśmiechnął. Ciekawe czy tylko dla mnie taki jest? Ale w sumie przykrył mnie jak wrócił więc do końca zły też nie jest. Miałem mętlik w głowie. Westchnąłem. Jak na razie nie wiem co mam myśleć, ale w końcu jesteśmy tą parą akcyjną, będziemy spędzać ze sobą dużo czasu. Nie żebym się jakoś specjalnie cieszył czy coś. Ale chciałbym wiedzieć na czym stoję. Może nawet uda mi się z tym draniem zaprzyjaźnić? Haha nie wiedziałem, że jestem aż takim optymistą. W sumie na początek przydało by się nie nazywać tego drania draniem. Ups. No nic nie dam mu spokoju dopóki nie dowiem się o nim wszystkiego. Wroga trzeba dobrze poznać. A jak na razie intuicja mi podpowiada, że on coś ukrywa. Chyba nie bez powodu gadał o jakiś marionetkach i innych bzdetach.
**
Już ubrany, suchy i pachnący postanowiłem kogoś poszukać. Kogokolwiek. Nie chciałem umrzeć samotnie w tym pokoju nie zjadając najpierw niczego. Bo w sumie jakby się głębiej zastanowić to nie jadłem nic od wczoraj rana. Długo siedziałem na łóżku patrząc się na drzwi wejściowe. Sasuke coś wczoraj wspominał o karcie. Deidara też ją miał. Jak zdążyłem zaobserwować to ona otwiera drzwi i windę. Więc chyba byłem tu trochę uwięziony. W końcu postanowiłem sprawdzić czy da się pokój otworzyć z tej strony. A potem coś się wymyśli. Ten drań wiedział, że nie mam tej karty. A i tak sobie poszedł!
Na moje szczęście drzwi ustąpiły. Wychodząc z pokoju zderzyłem się z osobą, która najwidoczniej chciała właśnie wejść. Rozpoznałem w niej Sakurę. Teraz widząc ją z bliska mogłem stwierdzić, że naprawdę miała oczy koloru głębokiej zieleni. Ogólnie była ładna, nawet bardzo ale powiedzmy, że chyba nie w moim typie. Tylko ciekawe jaki tak w ogóle jest mój typ? Chociaż gdyby miała czarne oczy.. psik! Zamknij się świadomości. Miała także różowe włosy i była ode mnie trochę niższa. Ciekawe jak uzyskała taki odcień?
- Właśnie Cię szukałam. - Powiedziała patrząc na mnie badawczo. Miała melodyjny ale stanowczy głos. - Jestem Sakura Haruno, miło mi Cię poznać.
- Naruto Uzumaki. - Uścisnąłem jej rękę była gładka, ale uścisk miała silny. Bardzo. Silny.
- Wybacz, że witam Cię dopiero teraz i to sama, ale większość ekipy jest jeszcze w rozjazdach. Ja wróciłam wczoraj późno w nocy i spaliście więc nie chciałam was budzić. Choć bardzo chciałam Cię poznać.
Zatrzepotała rzęsami. Zaśmiałem się zakłopotany mierzwiąc włosy ręką. Pierwszy raz mam sytuacje gdy dziewczyna i do tego ładna wyznaje mi, że chciała mnie poznać. Nagle echem rozniosło się buczenie mojego brzucha. I tak oto magia chwili prysła. Tym razem to ona się zaśmiała, potrząsając długimi prawie do pasa włosami.
- No to ja może Cię oprowadzę i zahaczymy o kuchnię co? - Mówiła chichocząc pod nosem. - Bo zgaduję, że Sasuke wyniósł się z samego rana i zostawił Cię samego.
Potaknąłem żarliwie nie kryjąc irytacji.
- Nie martw się on zawsze tak ma, w końcu mu przejdzie.
- Co mu przejdzie?
- Oh czyżby przywitał Cię fanfarami i uśmiechem? - Czy ja wyczuwam sarkazm? Dziewczyna wyglądała na zdziwioną ale domyśliłem się że gra.
- No nie.. raczej jak jakiś drań, zaczął gadać o jakiś marionetkach.
- No to mówię w końcu mu przejdzie.
Doszliśmy do windy. Sakura puściła moją rękę za którą mnie jeszcze przed chwilą ciągnęła. Na nadgarstku zostały mi czerwone ślady.
- Kuchnia jest dwa piętra niżej. Pojedźmy najpierw tam. – Sakura Przejechała kartą po czujnik, a gdy weszliśmy kliknęła guzik z rzymskim X,
Wyszliśmy z windy. Pomieszczenie było bardzo przestronne. Po lewej stronie ciągnęły się szafki, tworząc wyspę ze wszystkimi kuchennymi machinami. Po prawej stronie znajdował się długi stół i paręnaście obitych skórą krzeseł. Przeszliśmy przez otwierany blat i znaleźliśmy się na "wyspie". Były tutaj dwie kuchenki, mikrofala, lodówka, zamrażarka, zmywarka, zlewy i znowu mnóstwo szafek stojących oraz wiszących. Sakura pokrótce objaśniła mi co gdzie jest.
- To wszystko jest do naszego użytku. Jak w sumie prawie wszystko w wieżowcu. - Zaczęła dziewczyna wyjmując z lodówki produkty na kanapki. O ile zauważyłem cała była wypchana jedzeniem po brzegi.  - Jeśli jesteśmy całą ekipą na bazie to staramy się jeść razem chodź by obiady. Tak rodzinnie. - Uśmiechnęła się do mnie. Jak rodzina. Te słowa mają w sobie ciepło. Choć ciekawe jak to jest z innymi członkami ekipy. Nie chciałem pytać ale pewnie na nich wszystkich w domu czekają prawdziwe rodziny. Ciekawe jak znoszą taką rozłąkę. Będzie jeszcze pewnie parę okazji by wypytać. Odwzajemniłem uśmiech.
- Obiady czasami gotujemy sobie sami jest przy tym więcej zabawy niż gdyby kucharz dla nas wszystko gotował.
- Sami? Nie umiem gotować wyszukanych dań.
- Połowa z nas nie umie. Zdradzę Ci że Kiba, którego pewnie niedługo poznasz , umie przypalić nawet wodę na makaron. Zaśmialiśmy się siadając na blacie i pałaszując kanapki. Po co komu krzesła?
- Jak tam twoje pierwsze wrażenie o firmie? - Spytała Sakura machając nogami.
- Dość oryginalnie tutaj jest, ale myślę o wszystkim pozytywnie. Na pewno będzie lepiej niż było dotychczas. - Lekko się zaśmiałem. - Mam nadzieję, że znajdę w was przyjaciół.
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się. - Może mówię za wszystkich ale bądź pewny, że możesz nam zaufać, Konoha i Akatsuki to naprawdę wspaniali ludzie. Nawet Sasuke mimo, że udaje gbura to w razie problemów na pewno Ci pomoże.
- Mhmm. Konoha to jesteście wy, dobra my. – Poprawiłem się gdy mnie poprawiła. – A kim jest Akatsuki?
- Jak by CI to wyjaśnić. – Dziewczyna się zamyśliła. - My jesteśmy aktualną twarzą firny oraz modelami. Akatsuki są jakby wcześniejszym pokoleniem. Jednak gdy my weszliśmy na scenę oni stanęli za kurtyną i nas wspierają. A też milej jest pracować z kimś kogo znasz.
- W sumie racja. Czyli to miał na myśli Deidara, gdy mówił, że był jeszcze wtedy modelem.
Chwilę jedliśmy w ciszy.
- Powiedz Naruto, czy Sasuke gdzieś wczoraj wychodził?
- Hmm.. tak. Wyjął telefon po czym wyszedł zostawiając mnie samego w pół zdania.
- Ahh rozumiem.
- Wiesz gdzie on poszedł?
- Nie, nie tak tylko pytałam.
To pytanie wydawało mi się bardzo dziwne. W końcu powiedział, że idzie do pracy więc czemu ona wygląda na zmartwioną? Ale skoro nie chce mówić, ja nie naciskam. Każdy ma jakieś tajemnice. Tylko dlaczego jak na razie mają je wszyscy?

**
Zeszliśmy schodami na niższe piętro. Z opisu Sakury znajdowało się tam wielkie studio fotograficzne. Po prawej stronie drzwi były otwarte, było z za nich słychać głos Deidary.
- Trochę wyżej ręce trzymaj! Nie. Nie tak, no weź nie rób takiej miny, nie ja wybierałem ten temat! Dlaczego patrzysz z takim mordem w oczach na mnie?! Sas spokojnie no.
Zajrzeliśmy zza ściany do środka. Całe pomieszczenie było zapełnione różnorakimi lampami do oświetlenia, takie parasole do odbijania światła i wiele przedmiotów których nazw nie znałem. Na stołach leżał różnoraki sprzęt fotograficzny i komputerowy. Jednak większość pokoju tonęła w cieniu. Tylko środek był mocno oświetlony.
Po środku stał Sasuke na podwyższeniu okrytym czarnym jedwabiem, czy innym materiałem który miały barwę jego włosów. Miał na sobie fioletowe spodnie i białą lekko rozpiętą koszule. Aż dziwnie było patrzeć, gdyż utożsamiłem go z czarnymi ciuchami z wczoraj. W rękach trzymał skrzypce, zaś smyczkiem celował w blondyna, który z zawieszonym na szyi aparatem zasłaniał się parasolem. Słysząc nasze śmiechy obydwoje po chwili na nas spojrzeli.
- Sakura! Witaj! - Krzyknął Deidara. Upuścił parasol na ziemię rozłożył ramiona a ta rzuciła mu się na szyję. Ten podniósł ja i parę razy obrócił w miejscu, cudem nie potykając sie o kable. Urocza scenka. - Jak było w Paryżu?
- Bez was było strasznie nudno. – odpowiedziała przytulając się do bruneta, który pogładził ją po włosach. Była między nimi znaczna różnica wzrostu. Wcześniej tego nie zauważyłem ale to oznaczało, że jest też wyższy ode mnie. - Pojedźmy tam razem w czasie wolnym.
- Dobrze pojedziemy. - Czy Sasuke się uśmiechnął? Nie to raczej było podniesienie kącika ust o pół milimetra, albo mi się zdawało. Tak na pewno. Chyba staję się sarkastyczny.
- Naruto siemka, jak się spało? - Blondyn pomachał w moją stronę. - Witaj w świątyni mistrza Deidary!
- W czym? - Spytałem półszeptem Sakury, gdy chłopacy wrócili do sesji.
- To jego święte miejsce, tutaj przesiaduje i wymyśla sesję zdjęciowe. Oraz obrabia zdjęcia.
- Zapalony fotograf co?
- Nie tylko fotograf. Dei także maluje i rzeźbi. Od tego jest pokój naprzeciwko.
- Czyli zapalony artysta?
- Zapalony? To już jest fanatyzm!
Zaśmialiśmy się.
- Wiecie, że ja was słyszę dzieciarnio? - Deidara jakby nigdy nic chodził do o koła Sasuke i robił zdjęcia. Razem z Sakurą w ciszy oparliśmy się o stół oglądając jego poczynania.
Brunet nie ruszał się. Stał z zamkniętymi oczami i z rękami ułożonymi do gry.
- A czy pan idealny umie grać na tych skrzypcach, czy tylko tak udaje by fajnie na zdjęciu wyglądało? - Zaśmiałem się, czekając na jego reakcję. Ciekawe czy łatwo się denerwuje.
- Hn. - Tylko tyle odpowiedział?
- W sumie to może być to! - Deidarę olśniło. - Coś mi ciągle w tych zdjęciach nie pasowało. To może faktycznie podziałać.
- Wiesz, że nie lubię skrzypiec. – Powiedział obojętnie. Ha czyli nie umie.
- Wiem, wiem - Dei posmutniał trochę. - Znamy powód ale te zdjęcia trzeba zrobić. Sasuke w końcu jesteś profesjonalistą.
- Nie musisz się powtarzać.
Poczułem lód w jego głosie.
- A ty Naruto weź usiądź na podeście, zobaczymy czy aparat Cię lubi. O tak, właśnie tak.
Usiadłem czując delikatność materiału pod palcami. Siedziałem bokiem do Deidary z jednym kolanem zgiętym, drugą nogę opierając o podłogę. Przez chwilę myślałem, że zagiąłem tego drania, ale jakże się pomyliłem.
Zaczął grać najpierw cicho, potem coraz głośniej. Melodia była spokojna, wręcz idylliczna. Powoli rozluźniłem mięśnie spięte w obawie przez przeraźliwym rzępoleniem.
Zamknąłem oczy. Do mych uszu dobiegł jeszcze dźwięk flesza i migawki, głowę uniosłem do góry.
- Świetnie a teraz powoli usiądź - Dei miał głos jakby był w ekstazie. To było słychać. Był bardzo zadowolony z wyniku. - O właśnie tak, nie przestawaj grać, oprzyj się plecami o Naruto.
Poczułem ruch za sobą. Otworzyłem lekko jedno oko patrząc na Sasuke. Ten delikatnie przykucnął, nie przestając dalej idealnie trafiać w tony. Przesunąłem się lekko na podeście tak by mógł oprzeć sie o mnie.
Czując bijące od niego ciepło i słysząc tą spokojną melodię poczułem się dziwnie, jakby wszystkie troski zniknęły. Pierwsze o czym pomyślałem to mama i tata, stali w świetle i do mnie machali uśmiechnięci. Potem Przypomniał mi się Deidara, Hidan, Sakura i.. Sasuke. Poznałem wspaniałych ludzi no i pewnego drania, ale czułem się szczęśliwy. Nie znam ich długo, raptem jeden dzień. Ale jest tu.. Jak w.. domu. Nie musiałem się jak na razie martwić ani przeszłością ani przyszłością.
- Jak nazywa się ten utwór? - Spytałem cicho bojąc się zniszczyć magię chwili.
- Home. - Odpowiedział mi już nie tak zimny głos jak wcześniej.

**
Dziękuję wszystkim za pokrzepiające rozmowy na gg, które aż zachęcają do dalszego pisania. Cieszę się, że komuś podoba się moje opowiadanie. Zapraszam do komentowania :3

niedziela, 23 listopada 2014

Stańmy razem w blasku fleszy #5

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze :3. Notkę dedykuję Dianie, ponieważ umie dobrze zmotywować do dodania rozdziału ^ ^ (proszę mi tu z okna nie skakać już jest rozdział xd)
Uprzedzam rozdział jest krótki, ponieważ jak już sobie uwidzę co chcę w nim zawrzeć to nawet jak chcę to nic nie dopcham.

***
Rozdział pisany z perspektywy Sasuke
***

Zniknął za tymi cholernymi drzwiami. Teraz już dla niego nie było odwrotu. Nie wyjdzie z gabinetu bez wiążącego go na całe życie kontraktu. Co za młot nawet aluzji nie potrafi dobrze odczytać. Mało chamski byłem?
- Czemu mówiłeś takie dziwne rzeczy? - Nie lubię jak Deidara patrzy się w ten sposób.
- Ja powiedziałem prawdę. – Oparłem się plecami o ścianę. Kanapy na tym piętrze źle mi się kojarzą. - Sam dobrze wiesz w jakie karty gra Madara, z każdym naszym ruchem pętla na szyi się zaciska.
- Robimy co w naszej mocy by temu zapobiec, przecież wiesz.  Zdaje sobie sprawę w jakiej jesteście sytuacji i że z każdym dniem jest coraz gorzej. Całe Akatsuki stara się znaleźć wyjście. Jesteśmy już tak blisko. Jak tylko osiągniesz osiemnaście lat staniesz się prawnym dziedzicem firmy, na to już nie znajdzie żadnych klauzuli prawnych. I niedługo znajdziemy naszego byłego szefa i…
Spojrzałem na zdjęcie wiszące na ścianie. Wszyscy do bólu szczęśliwi i radośni, aż się rzygać chce. To było nasze pierwsze zdjęcie jako oficjalna grupa modelów Konoha. Długo tak pozowaliśmy zanim nasz "fotograf" ogarnął, że nie może zasłaniać palcami obiektywu. Stroił przy tym tak głupie miny, że nie dało się nie uśmiechnąć. I co chwila przewracał się o kable, choć ja wiem, że robił to specjalnie. On nigdy się nie potykał. Był idealny.
- Wiesz, że jego już nie ma i nie będzie. Zniknął i koniec tematu. - Warknąłem. To nie czas na ckliwe wspominki. Po co ludzie wracają do tematów, które są bezsensowne i nieistotne? - Najlepiej będzie jak zajmiecie się Madarą a nie bezsensownym szukaniem.
Deidara zamilkł na chwilę. Hn.
- A pro po to jak Madara znalazł tego blondaska? – Spojrzałem wściekle na zamknięte drzwi gabinetu. – Mówiłem byś pozbył się tych zdjęć z aparatu!
- I tak zrobiłem. – Deidara zmartwiony zagryzł dolną wargę. – Zdałem sobie sprawę jak niebezpiecznie było robić te zdjęcia. Usunąłem wszystko z lustrzanki, a tych z polaroida nie mógł znaleźć.
- Czyli w jakiś sposób znowu nas przechytrzył. – Uderzyłem pięścią o ścianę. – Deidara musisz iść sprawdzić aparat. Jak tylko wróci Konan lub Sasori, trzeba sprawdzić jeszcze raz system.
- Nie mów, że.. – Fotograf pobladł. Chyba też się domyślił. – Cholera.
Staliśmy chwilę w milczeniu.
- To że Naruto tu jest było od początku zaplanowane przez Madarę. - Zaczął patrząc na swoje ręcznie malowane trampki. – Nie przeczę, że to pewnie też nasza wina. Więc już się tak na nim nie wyżywaj.
- Mógł się nie zgadzać.
- Wiesz, jego ojczym był alkocholikiem, miał raczej mało alternatyw.
- Nie obchodzi mnie to.
- Musiał też ciężko pracować.
- Każdy musi.
- Nie miał perspektyw na życie.
- U nas też nie będzie miał.
- Ale będzie miał lepsze. To mądry chłopak, poradzi sobie.
- Taa.
- Czy ty musisz zawsze wszystko negować pesymisto? - Poczułem jak czochra mi włosy. Coś co robił rzadko i tylko gdy byliśmy sami. Nie lubiłem tego. Ale jeszcze bardziej nie lubiłem jak starał się znaleźć dobre wyjście z przegranej sytuacji. - Będzie co ma być my możemy tylko sprawić, że będzie się czuł tutaj jak w domu. To miejsce stanie się jego domem a my jego rodziną. Tak jak było z każdym z nas gdy świat się walił. Ochronimy go przed Madarą chociaż na początku. Pein jest dość przekonywujący. Damy sobie radę. Pogódź się z tym mruku.
Drzwi do gabinetu otworzyły się i wyszedł zza nich Naruto. Ciekawe jakie rzeczy Madara mu wcisnął w kontrakcie. W ręku trzymał jakąś kartkę i starał się ją czytać marszcząc przy tym brwi.
- Mam Ci to dać. - powiedział wyciągając ją w moją stronę. - To od pana Madary, choć ja sam z tego nic nie czaję.
Przejrzałem pobieżnie co jest na niej napisane.

Para Akcyjna Sasuke
Piętro 12A
Skate

Ehh no to wpadłem. Madara wie jak uprzykrzyć mi życie do końca. Coś dzisiaj często wzdycham. Nasz "szef" zawsze pisze skrótami, bo jeszcze muszę się rączka zmęczy. Więc nawet nie dziwie się, że ten blondyn nie zrozumiał o co chodzi. Podałem ją Deidarze.
- To twoja działka. Kiedy Konan wróci razem z nią ustal szczegóły wizerunku tak by wszystko wyglądało naturalnie. Ja bym to oczywiście zrobił inaczej, ale w końcu to życzenie "szefa". Resztą zajmę się ja. I pamiętaj by to sprawdzić – Spojrzałem na niego sugestywnie. Potaknął chowając kartkę do kieszeni. Jednak nie odszedł tylko dalej patrzył na mnie wyczekująco. Miałem ochotę znowu westchnąć.
- Kim jest Konan? - Spytał Naruto. Czy on nie potrafi wytrzymać chwili w ciszy?
- To nasza stylistka. Jest odpowiedzialna za nasz ogólny wizerunek. Niedługo ją poznasz, to właśnie ona zaprojektuje twój nowy Image.
- Image?
- Naprawdę mam Ci tłumaczyć co znaczy to słowo?
- Nie głupi nie jestem! - Ta jasne. - Tylko jak ona ma mi go zaprojektować?
- Zobaczysz, na razie przejdźmy do konkretów. Czasu nie mamy dużo a jeszcze nas noc zastanie. A mnie Deidara zaraz zeżre wzrokiem. - Wyciągnąłem rękę w jego stronę. Kątem oka zobaczyłem jak nasz fotograf się uśmiecha. Cóż trzeba spełnić swoje obowiązki szefa ekipy. Jednak Naruto jak stał tak stał. Zaczynają mi się przypominać wszystkie żarty o blondynkach. Serio. A ja nie lubię żartów.  - Jak ktoś wyciąga do Ciebie rękę na przywitanie warto było by ją uścisnąć wiesz?
Chłopak zaśmiał się nerwowo i przyjął uścisk. Jego ręka byłą ciepła i szorstka.
- W imieniu wszystkich członków zespołu, ja Sasuke Uchiha lider grupy, witam Cię w szeregach Konohy. Oczywiście jeszcze wszystko zależy od fanów. - Zobaczyłem jak Deidara odetchnął po czym zniknął na schodach machając nam na pożegnanie. Cięgle trzymając rękę Naruto, przyciągnąłem go do siebie tak, że prawie stykaliśmy się nosami.- A teraz trochę mniej oficjalne powitanie. Witaj w teatrze marionetek Naruto.

**

- Jeszcze raz powtórz, czym jest ta para akcyjna? - Deidara coś wspominał, że on jest mądry, tylko czemu to skrywa pod tą warstwą.. głupoty? Siłą woli powstrzymuje się by nie wzdychać. Uchiha nie wzdychają. - Mówisz za szybko daj mi chwilę by to wszystko ogarnąć!
- Para akcyjna - wycedziłem. Tak teraz to zwalaj na mnie. Powoli zaczynam tracić cierpliwość. - Są to partnerzy na planie i podczas robienia zdjęć. Często razem pozują, ich image sie nawzajem dopełnia, są ze sobą kojarzeni przez fanów itd. itp. - Nigdy nie zwróciłem uwagi ale te windy naprawdę wolno jeżdżą. - Więc skoro ja jestem twoją parą akcyjną, to najwięcej czasu będziesz najprawdopodobniej spędzał właśnie ze mną.
Zignorowałem jego jęk rozpaczy, choć sam też chciałem to zrobić. Windą dojechaliśmy na 12 piętro. Ekipa Konohy spała na tym oraz niższym piętrze. Dziewczyny śpią na 11. Do tej pory na tym piętrze spałem ja wraz z Kibą po dwóch stronach korytarza. Chyba nawet lepiej, że Naruto będzie ze mną. Łatwiej da się go wytresować. Dobra wytrenować. Mój pokój był większy. Nigdy mnie to specjalnie nie obchodziło bo i tak nie spędzałem w nim czasu. Byłem pewny że jak teraz otworze drzwi to ujrzę całkowicie inne pomieszczenie niż wczoraj. Choć Naruto na wieść, że będzie także ze mną mieszkał lekko sie załamał to teraz chyba o tym zapomniał. Gdy otworzyłem drzwi kartą, zrobił minę uradowanego szczeniaka. Od razu wpadł do środku i zaczął wszystkiego dotykać.
Nie dałem po sobie poznać, że to pomieszczenie w jakikolwiek sposób się zmieniło. Był teraz podzielony na dwie części. Lewa strona ścian była granatowa a prawa jasno szara. Kolory łączyły się idealnie po środku. Podłoga z ciemnych paneli się nie zmieniła. Pojawił się za to na niej dywan tej samej kolorystyce co ściany. Oprócz tego w pokoju znajdowały się teraz po obu stronach podwójne łóżka, szafki nocne i komody, wszystkie wykonane z ciemnego drewna. Szybko określiłem że niczego nie brakuje. Czyli moja gitara dalej stała pod ścianą. Usiadłem na moim posłaniu zapadając się w miękkim materacu. Szara pościel była świeżo prana i jeszcze lekko pachniała płynem do płukania. Plecami oparłem się o granatową ścianę.
- Twoja jest strona z szarymi ścianami. - Po chwili chłopak wskoczył w granatową pościel całkowicie się w niej zagrzebując. Potem zaczął grzebać w szafce. - Twoje rzeczy zostały już tu przyniesione.
Spojrzałem na pojedynczą torbę leżącą przy komodzie, trochę mało jak na prawie całkowitą wyprowadzkę z domu. Przemilczałem ten fakt. Naruto wstał i dalej zwiedzał. Oporów to on nie ma. Na chwilę zniknął w łazience, która znajdowała się na przeciwko drzwi wejściowych. Krótko oceniłem jego wygląd, postawę miał nawet równą, nie garbił się, mimo luźnych ciuchów widać było, że jest odrobinę za chudy i w ogóle nie umięśniony, ale nad tym się jeszcze popracuje. Co do jego urody, mogę przyznać, że jest ładny, przy długie jasne włosy wpadały mu do oczu ale to dodawało mu uroku gdy się uśmiechał. Lecz nie mogłem tego ocenić do końca bo te uśmiechy widziałem tylko połowicznie z profilu. Może będą nawet z niego jacyś ludzie.
Wróciłem myślami do pokazu z ostatniego tygodnia. Siedziałem na samochodzie czekając na rozpoczęcie naszego show. Bez namiętnie rozglądałem się po tłumie. W tedy też zauważyłem go po raz pierwszy. Siedział na fontannie i kimś rozmawiał. To był właśnie ktoś taki kogo chciał Madara. Słyszałem jak snuł plany, że nowa twarz jeszcze bardziej podniesie naszą popularność. Koniecznie musiał to być blondyn z niebieskimi oczami by pasował do mnie jako przeciwieństwo. Później wszystko potoczyło się tak jakby Madara wszystko zaplanował. Starałem się interweniować już w pokoju gospodarczym. Myślałem, że się udało. Prawie że wybiegł obrażony. Widocznie znowu nie doceniłem naszego „szefa”.
Naruto pewnie nawet nie podejrzewał, że nie miał wyboru podczas dołączenia do firmy. Madara odkąd go zobaczył zdobył o nim wszystkie potrzebne informację i wszystko poprowadził tak by złapać nieświadomego chłopaka w swoje sidła. Blondyn się pewnie nawet nie zastanowił skąd wiedział do jakiej szkoły chodzi, albo gdzie mieszka. Ciągła kontrola, manipulacja, szantaże tym właśnie żywił się Madara. Poczułem się jak mysz zapędzona do klatki.
- Wow ile tutaj rzeczy! - Krzyk z łazienki wybudził mnie z ponurych rozmyślań. - Wykupiliście drogerię?
- Może tak, może nie. - Powiedziałem kładąc się na łóżku z rękami pod głową. - Używaj czego tam chcesz, czuj się jak u siebie i te sprawy.
- Jak tu fajnie. - Naruto z powrotem położył się w pościeli, śmiejąc się z niewiadomo czego. - I tyle tu przestrzeni, w porównaniu z tym mój poprzedni pokój był pakamerem na szczotki. - Nie odpowiedziałem.
- Wiesz, że wcześniej prawie zlewałeś się ze ścianą?
- Hn
- A gdzie jest reszta ekipy?
- W plenerze na sesji .
- A kiedy ich poznam?
- Jak wrócą.
- A dlaczego ty z nimi nie pojechałeś?
Poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i od niechcenia spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił Madara. Odczekałem chwilę po czym rozłączyłem za pomocą czerwonej słuchawki. Powoli wstałem z łóżka otrzepując ubranie.
- Gdzie idziesz?
- Pracować.
- Zawsze mówisz takimi skrótowcami?
- Hn.
Coś tam się jeszcze burzył ale ignorując go wyszedłem z pokoju. Kierując się do windy.

**
- Witaj Sasuke. - Właśnie dlatego nie lubię tej kanapy. Gdy tylko wyszedłem z windy rzucił mi się w oczy ON. Jak gdyby nigdy nic siedział na tej cholernej kanapie zakładając nogę na nogę i się szczerząc. Jak zawsze ubrany w czarny garnitur i fioletowy krawat. Gdy wymawiał moje imię, oblizał przy tym wargi. Nie na widzę tego typa.
- Orochimaru. - W to jedno słowo wpakowałem tyle jadu na ile było mnie stać. Ten tylko jeszcze szerzej się uśmiechnął pokazując zęby.
- Znowu się spotykamy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile musiałem zapłacić Madarze za tę sesję. I tyle papierów podpisać. Ale nie musisz się martwić to będzie tylko do mojego własnego użytku.
Znowu oblizał wargi. To będzie bardzo długi wieczór. Naruto właśnie dlatego nie pojechałem na tą sesję, nasz szef miał wobec mnie inne plany. Niewidzialna pętla na mojej szyi powoli się zaciska.

**
No i tyle. Powoli dowiadujemy się, że firma posiada swoją ciemną stronę.Zapraszam do komentowania :3

piątek, 7 listopada 2014

700

Jest to historia napisana z okazji, że seria Naruto się właśnie skończyła. Nie jestem w stanie nazwać uczuć, które wywołało we mnie zakończenie, ale na pewno jest tam trochę nostalgii. W końcu ta manga była ze mną większą część mojego życia, wywłując u mnie tak samo pozytywne jak i negatywne emocje. Jednak parę moich przemyśleń zawarłam w wypowiedziach postaci.
Nie myślałam, że pierwszym oneshotem jakiego tu zamieszczę będzie akurat ten pisany pod wpływem chwili, bez żadnych poprawek, ale jak widać takie jest życie :3

***

Sasuke otworzył lekko drzwi i wsunął głowę do biura hokage.
- Wszyscy już poszli? – Spytał rozglądając się po pokoju.
- Tak. Na dzisiaj to już koniec pracy, więc ekipa się zwinęła. – Naruto zdjął kapelusz kage i odłożył go na biurko za którym siedział.
Ośmielony tym stwierdzeniem brunet, wszedł do biura zamykając za sobą drzwi na zamek. Otulającą go do tej pory czarną pelerynę, odrzucił na pobliską szafkę ze zwojami.
- Sakura zapytała mnie czy nie wyskoczymy dzisiaj na kawę. – Uchiha westchnął cierpiętniczo. – Myśli, że skoro mamy razem dziecko to od razu będziemy razem?
- Wiedziałem, że w twoim przypadku chodziło tylko o prokreację! – Naruto krzyknął w nagłym przypływie oświecenia. – Dlatego potem zwiałeś w świat!
- Za to ty stworzyłeś piękną utopijną rodzinkę. – Sasuke prychnął podchodząc do biurka.
- Przecież nikt nie wiedział jak to się skończy. – Uzumaki zaśmiał się cicho wzdychając.  – W końcu obydwu nas usidlił z babami. Ale myślę, że to chyba dobre zakończenie historii co nie?
- Ja tam szczerze mówiąc obstawiałem, że się pozabijamy. Myślę, że bardziej pasowała mi rola czarnego charakteru. – Brunet wzruszył ramionami. – A skończyło się na tym, że niby ja się dzięki tobie nawracam, przepraszam wszystkich, a potem zakładamy rodziny i żyjemy długo i szczęśliwie. I to się serio ludziom bardziej podoba? – Sasuke skrzywił się nieznacznie.
- Właśnie tak. – Hokage pokiwał głową w zadumie. – Chociaż po namyśle, wolałbym, żebyś został w wiosce jako członek ANBU.
Uchiha uśmiechnął się chytrze i oparł rękami o biurko. Ich twarze dzieliło teraz tylko kilka centymetrów, więc mógł spojrzeć w błękitne tęczówki towarzysza.
- Czyli chciałbyś, abym był ci najbliższą strażą? Bym zawsze stał koło ciebie i spełniał wszystkie twoje rozkazy?
Przedstawiona perspektywa była naprawdę kusząca. Naruto zamrugał parokrotnie. Przez bliskość mężczyzny, bardzo się rozpraszał, a czarne oczy go hipnotyzowały.
- Tak. – Szepnął mimo nagłej suchości w ustach.
- A czego teraz pragniesz najbardziej? – Oddech Sasuke omiótł jego twarz. Pachniał mocną kawą. Blondyn nigdy nie lubił tego napoju, jednak teraz oddałby wszystko by poczuć jej smak.
- Ciebie.
Uchiha nagle pojawił się tuż przed nim. Biurko już nie przeszkadzało, a ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
- Zawsze chciałem kochać się z tobą w biurze hokage. – Powiedział gdy zrobili przerwę na złapanie oddechu.
- Zawsze chcę się z tobą kochać. – Odpowiedział Uzumaki, oblizując wargi. – Tylko nie możemy pobrudzić naszych ubrań, przydadzą nam się jutro.
- Tak, jutro wszystko się zakończy. – Sasuke uśmiechnął się delikatnie. – Ale teraz skupmy się na czymś milszym.
Ponownie połączyli się w pocałunku, poddając się swojemu pożądaniu.

*
- Bolt, teraz cała wioska dla mnie jest jak rodzina. – Naruto kucnął przed swoim synem, patrząc na niego wyczekująco. – Czasem nie mogę być ojcem tylko dla ciebie.
Chłopiec spuścił smętnie głowę, jednak Uzumaki wiedząc, że ten go zrozumiał, poklepał go po jasnych włosach.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz nauczyć się to znosić. – Uśmiechnął się wesoło tak jak miał to w zwyczaju. – W końcu jesteś ninja co nie?

- Wróciłam. – Powiedziała czarnowłosa dziewczynka wchodząc do mieszkania.
- Oh, witaj Salada. – Sakura spojrzała na córkę, przerywając na chwilę sprzątanie.
- Mamo.. Chłopcy są na serio.. głupi. – Jęknęła mała, patrząc na matkę.
- Co..? Znowu Bolt? – Spytała kobieta, przybierając cierpiętniczy wyraz twarzy.
- Ale w sumie.. Właściwie.. – Dziewczynka uśmiechnęła się chytrze. - Odrobinę przypomina mnie. Jeśli chodzi o tatę.. To jest naprawdę wporzo!

Sasuke szedł lasem z obojętnym wyrazem twarzy. Nagle odwrócił się, spoglądając za siebie. W odruchowym geście, złapał za rękojeść miecza. Za nim jednak nikogo nie było.
- Przywidziało mi się tylko? – Zdziwił się i ruszył w dalszą drogę.

- Przepraszam za spóźnienie! – Uzumaki wszedł do sali. Wszyscy w niej zebrani spojrzeli w jego stronę.
- Przybyłem taką drogę i jestem punktualnie.. A ty który mieszkasz w tej wiosce się spóźniasz? – Zarzucił mu Tsuchikage.
- Dokładnie. O rany.. – Mizukage przewrócił oczami i spojrzał w bok sali.
- Nie bierzcie tego do siebie. Sami wiemy ile mamy zajęć. Wybaczcie mu. – Powiedział Raikage z obojętnym wyrazem twarzy.
- Sprawy osobiste odkładamy na bok.. – Przypomniał Kazekage. Naruto zdjął kapelusz i uśmiechnął się zwycięsko  – Zacznijmy spotkanie, Hokage.
- A więc zacznijmy to spotkanie, dattebayo!

- I.. mamy to! – Krzyknął Masashi Kishimoto, pokazując kciuk w górę. Kamera piknęła cicho i wyłączyła się. Na planie filmowym rozniósł się radosny wrzask. Wszyscy aktorzy śmiali się, płakali, przytulali i gratulowali sobie nawzajem. Co chwila czyjaś dłoń klepała reżysera po plecach. Ktoś otworzył szampana. Tego dnia zakończyła się bardzo ważna dla świata produkcja.
- Dziękuję wam wszystkim za te wszystkie lata ciężkiej pracy! – Krzyknął Kishimoto w stronę tłumu. Czuł, że zakończył się bardzo ważny okres w jego życiu.

*

Szampan otworzył się z cichym trzaskiem. Wysoki brunet rozlał alkohol do stojących na szafce nocnej kieliszków. Gdy już były pełne, podał jeden siedzącemu na łóżku blondynowi.
- Wznieśmy toast za koniec Naruto! – Powiedział siadając koło chłopaka. Stuknęli się kieliszkami, a szkło zadźwięczało cicho.
- Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Tyle lat to się ciągnęło.
- Trochę szkoda, wychowaliśmy się w tym świcie. Dzięki tej historii dużo się nauczyłem. – Mężczyźni siedzieli chwilę popijając szampana i co jakiś czas zerkając sobie w oczy.
- Ale to właśnie dzięki niej się spotkaliśmy. – Blondyn odłożył puste kieliszki na podłogę, poczym przysunął się do towarzysza i położył mu głowę na ramieniu. Ten otoczył go ramieniem, wplatając palce w jasne kosmyki.
- Nie mogę się przyzwyczaić, że masz ścięte włosy. – Stwierdził pieszcząc je delikatnie.
- Za to ty w długich wyglądasz jak stary dziad.
Brunet spojrzał w błękitne oczy chłopaka.
- Droczysz się ze mną?
- Jakżebym śmiał!
- W sumie po tylu latach zaczęło mi się to podobać. – Szepnął blondynowi do ucha, poczym przygryzł je delikatnie. Chłopak jęknął cicho w reakcji, na tą niespodziewaną pieszczotę. Jego odpowiedź była natychmiastowa. Odwracając się całkowicie w stronę mężczyzny i wpił się w jego wargi, równocześnie wplatając ręce w czarne włosy.
Całowali się długo i namiętnie, aż nie skończyło im się powietrze. Padli na łóżko starając się wyrównać oddechy. Czarne i błękitne oczy patrzyły na siebie, przepełnione uczuciem.
- Kocham cię młocie. – Powiedział brunet, kładąc rękę na delikatnie opalonym policzku z trzema wymalowanymi bliznami.
- Ja ciebie też draniu. – Odpowiedział blondyn, muskając palcami bladą szyję zaraz nad czarnym tatuażem, przedstawiającym trzy łezki w okręgu.

***
Krótki bo krótki, ale zawarte jest w nim to co chciałam przekazać. Początkowo pierwsza część miała być bardziej rozbudowana, ale po namyślę co nie co wykreśliłam i zostawiam to waszej wyobraźni :P
Mam nadzieję, że udało wam się zrozumieć co chciałam w nim opisać i wcale nie wyszło jakoś super pokręcone.

wtorek, 14 października 2014

Stańmy razem w blasku fleszy #4

Było juz późno kiedy wracałem z pracy do domu. Czułem jak torba ciąży mi na ramieniu choć spakowałem do niej tylko kilka zeszytów. Były w niej dokumenty, które dostałem od pana Madary.
-To jest umowa dla twojego opiekuna prawnego jeśli zdecydujesz się na podjęcie ze mną współpracy. - Powiedział wręczając mi czarną, papierową teczkę z czerwono-białym wachlarzem - Podpisując ją wyrazi zgodę na twoją pracę, ewentualną ale konieczna przeprowadzkę z racji twojego miejsca zamieszkania oraz przekaże mi pełnomocnictwo do podejmowania decyzji w razie komplikacji z twoim zdrowiem. Oczywiście jeśli dasz mu je swojemu wujkowi do podpisania sam poniekąd też wyrażasz na to zgodę.
-I to wszystko za sprawą jednego podpisu? - zdziwiłem się. Czy to wszystko było w ogóle prawnie możliwe?
-Moja firma zatrudnia wielu zdolnych prawników. - uśmiechnął się chytrze - Nie lekceważ podpisu w dwóch kopiach, Naruto.

*
Nie musiałem odpowiadać od razu. W końcu to była decyzja dość mocno zmieniająca moje życie. Na odpowiedź dostałem tydzień. W sobotę miał ktoś do mnie wpaść by pomóc mi w ewentualnym transporcie do firmy gdzie czekać miał mój prawdziwy kontrakt.
Już będąc na klatce wiedziałem, że mój "wujek" jest w mieszkaniu. Słychać było pijańskie krzyki. Najwidoczniej był dziś sam. Wszedłem cicho do przedpokoju ignorując tępy ból brzucha po przejściu tylu schodów. Pójść go o to zapytać? Ściskałem nerwowo pas torby . To mógł być  pierwszy krok ku jaśniejszej przyszłości. Ale nie wykonałem go . Stchórzyłem.
Później długo patrzyłem w lustro. I im dłużej przyglądałem się mojemu odbiciu, tym bardziej byłem przekonany , że zaszła pomyłka. Kogo ja chciałem oszukać. Patrząc na mnie nikt nie powie: „wow to ten sławny model” tylko co najwyżej: „skąd oni wzięli tego nudnego nie wyróżniającego się typka”. Ta firma chyba chciała sobie ze mnie gorzko zażartować. O czym ja głupi myślałem? To nie dla mnie tego typu rzeczy. Cisnąłem teczkę, którą do tej pory ściskałem w ręku, pod ścianę. Jej zawartość wysunęła się ze środka. Miałem to jednak gdzieś. 

**
Cały tydzień normalnie chodziłem do szkoły oraz pracy. Ani razu nie pomyślałem o papierach leżących na podłodze. Tylko raz śnił mi się czarny gbur siedzący na kanapę i mówiące: „ dobry wybór, i tak się nie nadajesz”. Siniak z brzucha już prawie zniknął. Bałem się, że zacznie robić się żółty jednak tak się nie stało. Od zawsze miałem wrażliwą skórę. Wystarczyło mocniejsze szturchnięcie i już robiła mi się sina plama. Szedłem właśnie ulicą do domu, wymyślając jak sensownie odmówić panu Uchiha. Wprawdzie wydawał się nawet miłym facetem, jednak miałem przeczucie, że był też jednym z tych, których nie chciałoby się mieć za wroga. Rozważałem opcję „szanowny panie proszę o wybaczenie” i „błagam nie jestem godny więc daj sobie spokój” gdy usłyszałem krzyk. Ktoś błagał o pomoc. Podniosłem wzrok znad moich butów i ujrzałem scenę rodem z jakiegoś filmu.  Jakiś nastoletni bandzior szarpał się z kobietą o jej torebkę. Czas jakby zwolnił, a ja wyrwałem do przodu waląc napastnika po zębach. Czy przemyślałem to posunięcie? Oczywiście, że nie. Chłopak siłą rzeczy odsunął się, łapiąc za usta, dzięki czemu kobieta dalej krzycząc uciekła. Tylko teraz dało się słyszeć głośne policjaaaaaa, policjaaaa.  Oszołomiony był jednak krótko. Zaraz sam wycelował cios w moje gardło. Udało mi się odsunąć, jednak trafił mnie w ramię. Choć wyglądał na chudego miał krzepę. Starałem się uderzyć go w brzuch. On odskoczył, przez co poleciałem do przodu. Ledwo uratował się przed upadkiem, jednak mocny kop w plecy pozwolił mi przytulić chodnik. Adrenalina zagłuszyła ból. Przekręciłem się na plecy i podciąłem go. Gdy dres padł na chodnik, wykorzystałem ten moment najlepiej jak potrafiłem. Jak prawdziwy mężczyzna! Czyli uciekłem najszybciej jak tylko umiałem. Nie wiem czy ten gościu mnie gonił. Nie odwróciłem się by sprawdzić.
Był to piątek. Wyhamowałem dopiero gdy wbiegłem do klatki. Dopiero wtedy poczułem ból mięśni. Oj z tego na pewno będą siniaki.  Gdy wszedłem do mieszkania zastałem pijańską imprezę. Olewając krzyki padłem w swoim pokoju na materac dysząc ciężko. Czy tak będzie już zawsze wyglądać moje życie? Na przegrywaniu z chuliganami, roboleniu za psie pieniądze i nauce dla marnych stypendiów? I chyba właśnie to przelało moja ,,czarę goryczy".
Resztę wieczoru spędziłem zbierając dokumenty z podłogi i pakując moje rzeczy w akompaniamencie krzyków w stylu „polewaj kurwa” i „kurwa polewaj”. Było mi już wszystko obojętne. Chciałem się od tego uwolnić, od tych krzyków, marnej pracy, strachu o to że każdy dzwonek do drzwi może zwiastować komornika. Całe moje współczucie dla tego pijaka, że sobie niby nie poradzi beze mnie, zniknęły. Choć serio takie myśli też miałem. Wiem, że to moja rodzina, ale trzask rozbijanej o ścianę butelki zagłuszyły wątpliwości. Chrzanić takie pokrewieństwo, że się tak wyrażę. Już wiedziałem jaka jest moja decyzja. Skoro uważają, że się nadaje to od teraz niech wezmą za to odpowiedzialność.


*
Półleżał na ziemi opierając się głową o kanapę. Reszta koleżków zmyła się nad ranem do monopolowego, teraz było późne popołudnie. Po wczorajszej imprezie został straszny syf. Wszystko było w odłamkach szkła i w piwie. Mój gniew z wczoraj już minął. Rzadko się denerwuje, jednak jeśli już się tak stanie to można to porównać do bitewnego szału.
Wszystko już było gotowe. Brakowało tylko podpisu na dokumentach. W ciszy obserwowałem jak z jękiem podnosi się i ciężko siada, szukając wzrokiem czegoś na kaca.
- Daj popitę szczylu. - Wymamrotał roztaczając po pokoju mocny zapach wódki.
-Podpisz to. - Podsunąłem mu kartki pod nos, ignorując jego grymasy.
-Kurwa co ty mi tu pod nos podtykasz. - Krzyknął usiłując wstać. Było to złe posunięcie ponieważ od razu upadł z powrotem na ziemię.
- Potrzebuje to do nowej pracy.
- Jakiej pracy? Gówniarze nie pracują!
- Jakbyś nie zauważył to już od dawna wypruwam sobie żyły by nie zabrali nam tego mieszkania.
- Twoja renta przychodzi to starcza! I ja w końcu też kurwa całe życie pracuje!
- Starczałoby gdybyś wszystkiego nie przepijał! Po za tym gdzie ty niby pracujesz?!  Całe dnie tylko chlejesz wódę!! – No i znowu puszczają mi nerwy. Szczęście był zbyt pijany na walkę, bo tą pewnie bym przegrał.
- Ja nie pije szczylu! Zamknij ryj i wodę przynieś. Gdzie idziesz !?
- Wychodzę. - powiedziałem zakładając buty.
- Wracaj! - nie przejmowałem sie, że może mnie zatrzymać, nie był w stanie.
Upadł zanim do końca sie wyprostował. Złapałem wcześniej przygotowaną torbę, otworzyłem drzwi i wyleciałem na klatkę. Nawet nie siląc się na ich zamykanie zbiegłem po schodach i wypadłem z klatki.
Zderzyłem się z kimś, momentalnie lecąc do tyłu przez odbicie. Ale nie upadłem. Ten ktoś mnie przytrzymał i postawił do pionu. Złość uleciała, zastąpiona całkowitym nie zrozumieniem sytuacji.
Otworzyłem oczy. Pierwsze co zauważyłem to goła, umięśniona klata, ukazana prze rozpiętą koszulę. Spojrzałem do góry, ponieważ mężczyzna był ode mnie o głowę wyższy.
Zobaczyłem szare włosy przylizane na żel i ...fioletowe oczy? Do tego uśmiech typowego playboy'a. Mężczyzna oblizał wargi patrząc na mnie.
- Wybacz ale cała moją miłość jest już skupiona na Jashinie, ale chętnie pomogę zbłąkanej owieczce. - Powiedział poprawiając medalion na szyi, przedstawiający trójkąt w kole. – Jednak oczywiście nie zabraniam Ci dalej na mnie lecieć.
- Kogo? - spytałem poprawiając torbę na ramieniu. Chyba powinienem przeprosić ale byłem zbyt zszokowany. Przez uchylone drzwi mieszkania słychać było kolejny upadek i serię przekleństw. Choć mieszkanie było na parterze to nie sądziłem, że aż tak będzie to słychać.
- Oh, widzę, że nie miałeś jeszcze okazji poznać potęgi Jashina. - stwierdził mężczyzna uśmiechając się szeroko – Nie martw się, to się da nadrobić. Jest to najwspanialszy bóg, który daje niewyobrażalną siłę w zamian za ofiarę, czyli...
-HIDAN! Dokończysz potem, przecież mamy zadanie. - Krzyknął ktoś zza niego. Zobaczyłem tylko machające ręce, ale ten głos mógł należeć tylko do jednej osoby. W końcu udało jej się przepchnąć do drzwi. - Oh, Naruto, siema!
- Cześć Deidara, miło mi cię widzieć. - uśmiechnąłem się. Prawdę mówiąc stęskniłem się za nim.
- Wyszedłeś nam na powitanie? - spytał Hidan szczerząc się szeroko - Sądząc po twoim energicznym wyjściu nie mogłeś się nas doczekać? Tylko skąd wiedziałeś, że już nadciągamy?
- Ymmmm to znaczy .... - i nagle stało się coś co w końcu stać się musiało. Udało mu się wstać.
- Wracaj tu sukinsynu! - dobiegł głos z głębi mieszkania.
Uśmiechy obydwu od razu znikły.
- Kto to jest? - spytał Hidan patrząc na mnie. Jego głos z zawadiackiego zmienił się nie do poznania.
- Mój ... mój opiekun. - Nie mogło mi przejść przez gardło słowo "wujek"
- Podjąłeś już swoją decyzję? - Deidara na nowo się uśmiechnął.
Zająknąłem się. Chyba jednak nie byłem pewny. Ale tam na górze już chyba nie było dla mnie miejsca.
- Tak. Chce do was dołączyć.
- A czy mężczyzna za drzwiami w jakiś sposób Ci to uniemożliwia? - Ten sam beztroski uśmiech pojawił sie na twarzy Hidana.
- No można tak powiedzieć. - Co oni kombinują ? - Nie chciał podpisać tej całek zgody.
- No to zostaw to nam - Powiedzieli równo, szczerząc się. Wzięli ode mnie kartki, które nieświadomie ściskałem w ręce. Zanim zdążyłem coś jeszcze powiedzieć zniknęli w mieszkaniu, zamykając drzwi.
Stałem moment osłupiały patrząc w miejsce gdzie przed chwilą stali. Po paru sekundach głuchy odgłos odbił się echem po korytarzu. Za nim nastąpiły koleje, niczym odgłos szamotaniny potem chrupniecie. Spojrzałem niepewnie w tamtą stronę. Jakieś stłumione krzyki .... Y tchuje? a może "wy chuje" ? Potem jeszcze inne stłumione głosy oraz cichy jakby przeszywający świst a potem cisza. Słyszałem szumiącą w uszach własną krew. Cale zajście trwało parędziesiąt sekund, może z minutę.
Po chwili wyszli , znowu uśmiechnięci. Deidara zbiegł do mnie, szczerząc się. Machał lekko pogięta kartkę z chybotliwym, niestarannym podpisem. Hidan zamknął drzwi jak gdyby nigdy nic i do nas dołączył. Chciałem zapytać co się stało tam na górze, ale miałem sucho w ustach. Odwzajemniłem nerwowo uśmiech. Chyba powinienem powiedzieć coś w stylu „witaj nowe życie” czy jakoś tak prawda?
Zachwycony prezentującym sie na podjeździe czarnym mitsubishi lancer evo IX, nie rozmyślałem już jak zdobyli podpis na kartce, nie zauważyłem podłużnego wybrzuszenia z boku przy pasku Hidana. Ładując sie na tylne siedzenie nie zauważyłem też szybkiego ruchu blondyna, który zepchnął coś  z deski rozdzielczej. Nie zauważyłem ale to i tak nie zmieniłoby wtedy mojej decyzji. Właśnie zostawiałem za sobą wszystko, rozpoczynając nowy etap w życiu. Kto by się martwił szczegółami?

*
Podróż trwała około 2 godziny, jechaliśmy do innego miasta. Pewnie normalnie trwałaby to dłużej ale Hidan za kierownicą stawał sie prawdziwym wariatem. Deidara z początku zagadywał mnie, w między czasie gdy nie krzyczał „Matko boska zwolnij!!”. Gdy wskazówka prędkościomierza przekroczyła 240 na autostradzie chyba zemdlał, bo nic więcej nie mówił. Starałem się nie zwracać uwagi na szaleńczy śmiech szarowłosego. Lecz sam zaczynałem się zastanawiać czy nie odmówić szybkiego pacierza. Gdy wreszcie dojechaliśmy, wykręcił na chodniku o mało kogoś nie przejeżdżając. Obudził blondyna i razem wysiedliśmy na plac. Deidara powiedział bym rzeczy zostawił w samochodzie, ktoś się nimi potem zajmie.
Budynek znajdował sie w centrum miasta, na jednej z bardziej ruchliwych ulic. Razem z Deidarą skierowaliśmy sie w stronę szerokich schodów, które prowadziły do środka. Hidan pojechał zaparkować. Spojrzałem w górę. Był on wysoki, szacując na oko około piętnaście pięter, może więcej i przeszklony, z samej góry naklejony na szyby był banner z nazwa firmy, wielkim napisem Konoha oraz dwoma roześmianymi modelkami. Sakura obejmowała za szyję blond włosą Ino która zakrywała twarz w geście zawstydzenia. Ich imiona znałem z lektury magazynu "Top Konoha"
- Sam robiłem to zdjęcie! - Pochwalił się Dei podążając za moim wzrokiem.
- Jest ogromne.
- Też tam kiedyś zawiśniesz. - Powiedział z pewnością w głosie. - To jak gotowy na kontrakt?
- Taa.
- Nie słyszę.
- Tak gotowy.
Czułem rosnące podniecenie, od momentu wejścia do samochodu nie mogłem przestać się uśmiechać. Razem weszliśmy do budynku przez automatycznie rozsuwane drzwi.

*
Wnętrze było bardzo przestrzenne i nowoczesne. Trzeba było przejść przez szeroki hol obwieszony kryształowymi żyrandolami. Po bokach stały kanapy oraz doniczkowe rośliny. Na ścianach wisiały zdjęcia znane mi z magazynu. By dojść do kontuaru recepcjonistki szło się po czerwonym dywanie. Na podłodze przed wejście, znajdował się wielki napis ,, Uchiha Corporation” z czerwono-białym wachlarzem w drugim o, oraz napis „Konoha” nad spiralnym liściem. Po pomieszczeniu kręcił się ochroniarz, oraz dwie kobiety w garsonkach. Blondyn kiwnął głową ochroniarzowi gdy ten się ukłonił.  Szybko minęliśmy to piętro i skierowaliśmy się do windy nie zatrzymywani przez nikogo. Tam Deidara wyjął jakąś kartę elektromagnetyczną która otworzyła drzwi.
Pojechaliśmy na trzecie piętro. W czasie jazdy przez oszklone drzwi widziałem całe rzędy biurek dla pracowników.

*

Trzecie piętro znacznie różniło się od poprzednich. Po obu stronach były kanapy, na ziemi dywany a z sufitu zwisał ozdobny żyrandol. Po lewej stronie od windy na ścianie wisiało wielkie zdjęcie całej aktualnej ekipy. Jednak ono chyba nie było już aktualne. W centralnej części stał uśmiechnięty Sasuke. Po jego lewej stronie była Sakura razem z Ino opierające się o siebie. Po jego prawej stronie stała Hinata przyciągająca do siebie ręką Kibę. Wszyscy byli roześmiani i szczęśliwi, złapani w ruchu jakby jeszcze przed chwilą się przepychali. Widać było że uśmiechają się do osoby robiącej zdjęcie i cieszą się ze swojego towarzystwa. Byli także wyraźnie młodsi mieli na oko 13-14 lat.
- Kiedy zostało zrobione to zdjęcie? - spytałem.
- To? - Dei wskazał na ścianę. - Tak z cztery lata już będzie pewnie. To było zaraz po utworzeniu grupy Konoha.
-Ty robiłeś to zdjęcie?
- Nie to nie ja. Ja byłem wtedy jeszcze modelem. Bedzie jeszcze czas by o tym opowiedzieć.
I tak uciął rozmowę, która i tak została by przerwana przez nadejście sami-zgadnijcie-kogo .
- A ten co tu robi? - Sasuke stał z rękami w kieszeniach koło bocznych schodów. Wbijał we mnie zimny wzrok. Odwdzięczyłem się tym samym. Jednak chyba nie wyszło mi to za bardzo.
-Bedzie naszym nowym członkiem. - Powiedział blondyn, kładąc ręce na moich ramionach. – Nie wracajmy do tej rozmowy z wczoraj.
Sądząc po minie bruneta niezbyt mu się to spodobało.
- Wiesz możesz się jeszcze wycofać. - Powiedział podchodząc do nas, jednak zwracał się bezpośrednio do mnie. - Zastanów się czy podołasz presji. Czy pokonasz bariery. Czy zgodzisz sie na wszystko depcząc własną godność.
- Nie wymyślaj bzdur Sas! – Dei nie wyglądał na takiego co często podnosi głos.- To wybór szefa i my nic nie możemy z tym zrobić. Chodź Naru. Poszliśmy w stronę drzwi gabinetu. Nie myślałem o słowach Sasuke. W tym momencie chciałem mu po prostu zrobić na złość. Nie chce mnie tu? To chętnie zostanę na dłużej. Pewnie wszedłem przez grube, dębowe drzwi ignorując jego dziwne spojrzenie.

***
I tyle :3. Proszę o opinię i komentarze, które będą motywacją gdy wszyscy nad głową krzyczą "ucz się bo matura" i "myśl o przyszłości". A ja mam jeszcze dużo czasu, bo test dojrzałości niby dopiero za rok i na lekcjach dalej piszę rozdziały zamiast robic notatki ;3

sobota, 13 września 2014

Stańmy razem w blasku fleszy #3

Poprawiłem torbę na ramieniu, i wstrzymując oddech delikatnie przekręciłem klucz w zamku. Zmieliłem w ustach przekleństwo gdy ten znowu się zaciął. Żeby go otworzyć trzeba było ruszać kluczem i delikatnie go wysuwać, aż ten da się przekręcić. Otworzyłem drzwi zawczasu gasząc światło na korytarzu aby blask przypadkiem mnie nie zdradził, oświetlając przedpokój i wszedłem do środka. I gdzieś popełniłem błąd. Od razu wyrżnąłem się w progu, upadając na podłogę z gracją słonia. Przyczyną była porzucona butelka po wódce. Wstałem z jękiem. Czemu ja nigdy nie patrzę pod nogi? No tak w końcu jest ciemno, więc i tak nic bym nie zobaczył Ostatnio wywaliłem się tak o sześciopak piwa. Przynajmniej nikogo nie ma, bo inaczej mój „wujek” już by wrzeszczał z jakiegoś pomieszczenia.
Moje mieszkanie było dość małe. Raptem pokój z kuchnią, łazienka i mała klitka dwa na dwa, którą zwykłem nazywać moim pokojem. Tam też udałem się wchodząc przez drzwi znajdujące się po mojej lewej. Starałem się pstryknąć światło, jednak po naciśnięciu przełącznika nic się nie stało. Zakląłem cicho. Odłączyli prąd. Szczęściem małe pomieszczenie było oświetlone przez samotną latarnię za oknem.
Większą część pomieszczenia zajmował materac leżący przy ścianie. U jego wezgłowia stał stolik służący mi za biurko, a zaraz obok rozpadająca się szafa, na której drzwiach wisiało pęknięte, ale za to czyste lustro. Spojrzałem w nie przelotnie ale nie odczułem wielkiej różnicy, no może poza koszulką. Turkusowy t-shirt, odznaczał się żywym kolorem na spranych jeansach. Spojrzałem wyżej, na moją twarz. Niebieskie oczy i przy długie roztrzepane blond włosy. A raczej ściślej mówiąc wypłowiałe kosmyki i ślepia bez wyrazu. Jak moja mama żyła zwykła mawiać, że jestem kropka w kropkę jak tata. Mimo zatartej już powoli pamięci, nie potrafiłem się aktualnie z tym zgodzić. On na pewno nigdy tak nie wyglądał. Tak.. nawet nie potrafię znaleźć dobrego określenia.
Rzuciłem się na materac rozciągając z lubością zbolałe od chodzenia nogi. Ten dzień mocno dał mi się we znaki. Zaraz po tym jak wyszedłem z galerii, zadzwonił szef mówiąc, że potrzebuje mnie natychmiast. Potrzebowałem pieniędzy więc biegiem popędziłem do baru. Zamknąłem oczy. Prawie od razu pod powiekami pojawił mi się obraz bruneta z tą zimną pustką w tęczówkach. Jęknąłem w poduszkę. Dlaczego o nim myślę?
Podczołgałem się do torby porzuconej koło drzwi i wyjąłem z niej gazetę. Sam nie wierzę, że mam tą gazetę. Normalnie w życiu bym jej nie kupił, ale jak sprzątaliśmy salę ta leżała tak sobie na stoliku. Ale jestem pewny, że jej nie wziąłem tylko ktoś mi to na pewno podrzucił. Z szuflady biurka wyjąłem nową świecę i podpaliłem zapałką. Przy pomocy kilku kropel wosku przytwierdziłem ją do metalowej pokrywki i tak przygotowany położyłem się z powrotem na materacu.
Tak oto leżał przede mną "Top Konoha" wydanie marcowe. Ten sam, który miała Karin w szkole. Na okładce stała dziewczyna o spiętych granatowych włosach, z wysuniętym językiem w szelmowskim grymasie. Miała krótką koszulkę odkrywającą brzuch i bojówki.Za nią widniało wielkie graffiti z napisem "Happy Easter". Pod zdjęciem był podpis dziewczyny. Nazywała się Hinata.
Przejrzałem strony pośpiesznie. Na pierwszej stronie widniała wielka zapowiedź akcji reklamowej, którą dzisiaj widziałem. Wirtualna Miku Hatsune przybijała piątkę z jakąś blondynką. Był też kupon, w którym można było zadeklarować swoją chęć bycia stażystą. Karin coś mówiła, że wysłała ich setki. Czyli ona kupiła setki wydań tej gazety?
Na kolejnych stronach były urywki z innej planowanej akcji, dwóch reklam i nawet jednego koncertu. Obejrzałem zdjęcia z sesji świątecznej gdzie wszyscy paradowali z króliczymi uszami na głowach i drugiej wykonanej razem z ostatnim śniegiem. Na wszystkich fotkach członkowie Konohy śmiali się i uśmiechali. Ciekawe czy traktują to tylko jako pracę czy coś więcej? Chętnie bym się dowiedział co o tym myślą. Było też zdjęcie wysokiego przeszklonego wieżowca z wielką nazwą firmy na dachu. Na górnych szybach był wyklejony zielony napis Konoha. Pod zdjęciem był krótka adnotacja. „To właśnie w tym budynku zalążki mają piękne kolekcje ubrań, sesje zdjęciowe oraz utwory muzyczne. Tutaj też, żyją nasze ukochane gwiazdy Konohy! W kolejnym numerze zapraszamy do wirtualnej wycieczki po pokojach naszych modelów!” Minąłem jeszcze wywiad z dziewczyną z okładki i opis wiosennej kolekcji. W środku były też cztery plakaty. Największy z nich przedstawiał Sasuke opierającego się na łokciu o czarny stolik restauracyjny. Obok niego stał finezyjny lodowy deser z trzema różnymi polewami owocami. Uśmiechał się a jego oczy były lekko zmrużone przed światłem. Przybliżyłem twarz do kartki wpatrując się w jego oczy. Musiało to z boku wyglądać komicznie, niczym fanka, która chce pocałować popiersie swojego idola.
Czego ja właściwie szukałem? Chyba odpowiedzi co tak naprawdę było jawą a co snem. Bo w końcu chyba nie jest możliwe by być aż tak dwulicowym gościem? Sprawa nie dawała mi spokoju. A może on coś ukrywa? Jakąś mroczną tajemnicę, albo sekret? Starałem się czegoś dopatrzeć w tym zdjęciu.
Po chwili dałem za wygraną i karcąc się za własną głupotę odsunąłem od siebie gazetę, chowając ją pod poduszkę. Westchnąłem cicho. Teraz gdy cała złość już ze mnie uleciała, do głosu doszedł cichy żal. Czemu mnie potraktował jak śmiecia, a te dziewczyny obdarzył uśmiechem? W sumie nie powinno mnie to obchodzić. W końcu i tak pewnie go już więcej w życiu nie spotkam. Ale nie wiedzieć czemu, jednak obchodziło. Zamknąłem ocz i znowu ujrzałem przed sobą czarne tęczówki. Tym razem były obojętne, a może wrogie? Nie miałem siły się nad tym zastanawiać. Resztkę energii wykorzystałem by zgasić tlącą się świecę, po czym prawie od razu zasnąłem
**
- Tuut!!! - Zatrąbił samochód kiedy przebiegłem mu przed maską. Ledwo wyhamował. Nie przejmując się tym zbytnio biegłem dalej. Prawda jest taka, że zaspałem i byłem grubo spóźniony. Pierwsza lekcja już mi przepadła, ale miałem nikłą szansę zdążyć na drugą. A uwierzcie mi gdy zależy wam na frekwencji by dostać stypendium, a nie ma się kogoś kto w razie czego napisze Ci usprawiedliwienie, każda godzina w szkole jest na wagę złota. Minąłem dwa skrzyżowania starając się choć trochę ograniczyć potrącanie ludzi. Jeszcze jedna ulica i będę w szkole. Skręciłem w boczną uliczkę by zyskać na czasie i.. to był mój kolejny błąd.
*
-No, no, no kogo my tu mamy! - Powiedział wysoki chłopak w czerwonym dresie adidasa. Stanął mi na drodze. Więc musiałem stanąć.
- Czy to nie ten, który nam uciekł ostatnio? - Zaśmiał się inny dość niskim nieprzyjemnym głosem.
Dyskretnie spojrzałem do tyłu. Za mną było ich dwóch, przede mną jeden. Byłem można powiedzieć otoczony.
- Hej, hej powiedz coś blondi. - Zaśmiał się łysy z petem w ustach. Postarałem się przyjąć obojętny wyraz twarzy na jaki było mnie stać. Nie byłem jednak zbyt dobrym aktorem, a czułem, że z tą trójką nie mam dużych szans. Kątem oka szukałem drogi ucieczki.
- Ymm, jakoś tak nie przypominam sobie Panów, - zaśmiałem się nerwowo - wiecie świat jest duży.. - Kolejne słowa zamarły po celnym ciocie wycelowanym w mój brzuch. Nie przygotowany na to ze świstem wciągnąłem powietrze.
**
Doprowadzenie się do ogólnego stanu używalności zajęło mi trochę więcej czasu niż przypuszczałem. Każdy głębszy oddech sprawiał mi ból. Czułem jak na brzuchu wyrasta mi potężny siniec. Nie pamiętam jak udało mi się stamtąd uciec, ale obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będę tamtędy chodził. Nigdy. Większość osób pewnie by panikowała na moim miejscu, ale ja chyba zacząłem się do tego przyzwyczajać. Okolica w której przyszło mi dorastać nie była zbyt bezpieczna. W każdej ciemniejszej uliczce, a także w mojej szkole czaili się chuligani i degeneraci , których życie polegało głównie na chodzeniu w markowym dresie, noszeniu obcisłych czapek postawionych na sztorc i łańcuchów, jeżdżeniu na deskorolce, słuchaniu muzyki bez słuchawek co wnerwia wszystkich dookoła a i jeszcze na piciu, paleniu i ćpaniu. Typ ludzi, których po prostu nie znoszę. Są jeszcze czarnowłose gbury. Ale te na razie sytuują się na drugim miejscu.
Cicho przemykałem szkolnymi korytarzami. Od jakichś pięciu minut trwałą trzecia lekcja. Musiałem uważać by nikt mnie nie zauważył. W tym jakże udanym początku dnia tylko dyrektora mi brakowało.
Niczym ninja wślizgnąłem się do sali znajdującej się na trzecim piętrze. Moja klasa miała teraz plastykę. Była to jedno z zajęć narzuconych w liceum przez ministra edukacji. Miały one odkryć naszą skrywaną wrażliwość i wewnętrzne ja. Moim zdaniem głupota na profilu matematycznym.
Nauczyciel stał na biurku, które niebezpiecznie trzeszczało podczas jego gwałtownych ruchów. Był bez koszulki i prezentował swoje muskuły. Tłumaczył jak uchwycić jego piękno za pomocą ołówka. Te lekcje zwykle są dziwne. Czyja widzę wokół niego gwiazdki? Usiadłem z tyłu klasy, starając się ignorować przeszywający ból brzucha. Nikt nawet nie zauważył mojego przyjścia. Nigdzie nie było Karin.

**
Lekcja minęła w miarę szybko. Zdążyłem policzyć wszystkie kafelki na ścianie, zdrzemnąć oraz bezwiednie narysować czarne oczy na kartce. Gdy tylko się zorientowałem co zrobiłem, mieląc w ustach kolejne przekleństwo zamazałem je gwałtownie. Co się ze mną dzieje?! Nauczyciel tłumaczył jakże ważną rolę naturalistycznych pociągnięć pędzla, które świetnie kontrastują z bezkresną miękkością ołówka, a nad jego głową wesoło latały papierowe samolociki.
- Naruto Uzumaki proszony jest do gabinetu dyrektora. - Rozległ się nagle skrzekliwy głos szkolnej sekretarki Pani Basi, wydobywający się ze szkolnego radiowęzła. - Powtarzam komunikat. Naruto Uzumaki z klasy II B proszony jest do gabinetu dyrektora.
Cała klasa spojrzała w moją stronę. Dam głowę, że dopiero teraz zauważyli moją obecność.
- Oł Naruto, jesteś dzisiaj? - Zdziwił się nauczyciel tarmosząc swoje sumiaste wąsy. - Na co czekasz? Leć do dyrektora. Jego majestatowi nie wolno kazać czekać. Wracając do tematu, jak widzimy gdy synteza akwamaryny z magentą..
Szybko zgarnąłem swoją torbę i wyszedłem z sali modląc się by to nie było nic co zniszczy moją egzystencję w tej szkole. Po drodze cisnąłem do śmietnika kartkę z moim rysunkiem.
**
Niepewnie wszedłem do sekretariatu szkolnego. Szczerze było to miejsce, którego nie lubiłem. Przez wielu uczniów zwano je kotłownią, ponieważ wszędzie unosił się papierosowy dym. Spojrzałem niepewnie na panią Basię. Była to szkolna sekretarka o gabarytach dorosłego walenia. Nie było by to może jeszcze tak straszne gdyby nie lubiła także bardzo obcisłych odkrywających brzuch koszulek i legginsów. Kobieta nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem, tylko dalej malowała swoje paznokcie na wściekle różowy kolor. W ustach dyndał jej zapalony papieros, z którego co jakiś czas odrywało się trochę popiołu i spadało na blat. Wstrzymując oddech by się nie udusić, na miękkich nogach pokonałem dzielącą mnie odległość od wrót z napisem „Dyrektor”
Drzwi gabinetu były obite skórą i gąbką wyciszającą. Zamknęły się za mną cicho, zostawiając w tyle dym unoszący się w sekretariacie. W pomieszczeniu panował półmrok. Z ulgą wciągnąłem do płóc czyste powietrze. Gdy tylko wszedłem wzrok obecnych w pomieszczeniu osób spoczął na mnie. Przełknąłem nerwowo ślinę. Co ja tu robię?
- Witaj Naruto. Proszę usiądź. - Powiedział dyrektor wskazując mi ręką miejsce.
Niepewnie podszedłem i usiadłem na miękkim krześle skierowanym w stronę biurka. Dopiero wtedy mogłem przyjrzeć się mężczyźnie siedzącemu w fotelu obok niego. Miał na sobie czarny garnitur. Tak naprawdę cały był czarny. Od włosów po koszulę krawat i skarpetki.
Zapadła chwila ciszy, którą poświęciłem zastanawianiu się po co mnie tu wezwali. Może to chodzi o moje spóźnienie? Czyli te kamery na suficie jednak nie były dla picu. Kurde. Pierwszy głos zabrał "facet w czerni".
- Witaj Naruto, wiesz dlaczego tutaj jesteś? - Spytał przeszywając mnie bacznym spojrzeniem. Splótł ręce i położył je na kolanie. Potrząsnąłem przeczącą głową. - Otóż nazywam się Madara Uchiha. Jestem przedstawicielem, ale także właścicielem firmy "Uchiha Corporation". Pewnie o nas słyszałeś. Jesteśmy dość popularni wśród młodzieży.
Wmurowało mnie. Już chyba lepiej by było gdyby chodziło o spóźnienie. Czego on ode mnie chce? Wiedziałem, że nie można brać tej koszulki. Madara Uchiha.. z czymś mi się jeszcze kojarzy to nazwisko.. No przecież tak miał na imię ten czarnowłosy bufon. Proszę, proszę czyżbym poznał właśnie jego ojca? Phi skoro jest synem właściciela to nie dziwię się, że tak się gościu panoszy.

Mężczyzna odchrząknął. Sprowadziło mnie to skutecznie na ziemię. Spojrzałem na niego uważnie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, oczy tez miał czarne.
- Chyba niezbyt rozumiem sytuację panie Uchiha. – Powiedziałem do niego, starając się ignorować dziwne mrowienie na języku gdy wypowiedziałem to nazwisko.
- Jestem tutaj z bardzo istotnego powodu. - Zaczął przeglądając papiery w teczce. - Otóż chciałbym zaproponować Ci pracę w mojej firmie.
Co kurna?
- Naruto czy chciałbyś zostać nową twarzą "Uchiha Corporation"?

**
I tyle :3. Życie się raz układa a raz pieprzy całkowicie. Zapraszam do komentowania, oceniania i komentowania.