wtorek, 14 października 2014

Stańmy razem w blasku fleszy #4

Było juz późno kiedy wracałem z pracy do domu. Czułem jak torba ciąży mi na ramieniu choć spakowałem do niej tylko kilka zeszytów. Były w niej dokumenty, które dostałem od pana Madary.
-To jest umowa dla twojego opiekuna prawnego jeśli zdecydujesz się na podjęcie ze mną współpracy. - Powiedział wręczając mi czarną, papierową teczkę z czerwono-białym wachlarzem - Podpisując ją wyrazi zgodę na twoją pracę, ewentualną ale konieczna przeprowadzkę z racji twojego miejsca zamieszkania oraz przekaże mi pełnomocnictwo do podejmowania decyzji w razie komplikacji z twoim zdrowiem. Oczywiście jeśli dasz mu je swojemu wujkowi do podpisania sam poniekąd też wyrażasz na to zgodę.
-I to wszystko za sprawą jednego podpisu? - zdziwiłem się. Czy to wszystko było w ogóle prawnie możliwe?
-Moja firma zatrudnia wielu zdolnych prawników. - uśmiechnął się chytrze - Nie lekceważ podpisu w dwóch kopiach, Naruto.

*
Nie musiałem odpowiadać od razu. W końcu to była decyzja dość mocno zmieniająca moje życie. Na odpowiedź dostałem tydzień. W sobotę miał ktoś do mnie wpaść by pomóc mi w ewentualnym transporcie do firmy gdzie czekać miał mój prawdziwy kontrakt.
Już będąc na klatce wiedziałem, że mój "wujek" jest w mieszkaniu. Słychać było pijańskie krzyki. Najwidoczniej był dziś sam. Wszedłem cicho do przedpokoju ignorując tępy ból brzucha po przejściu tylu schodów. Pójść go o to zapytać? Ściskałem nerwowo pas torby . To mógł być  pierwszy krok ku jaśniejszej przyszłości. Ale nie wykonałem go . Stchórzyłem.
Później długo patrzyłem w lustro. I im dłużej przyglądałem się mojemu odbiciu, tym bardziej byłem przekonany , że zaszła pomyłka. Kogo ja chciałem oszukać. Patrząc na mnie nikt nie powie: „wow to ten sławny model” tylko co najwyżej: „skąd oni wzięli tego nudnego nie wyróżniającego się typka”. Ta firma chyba chciała sobie ze mnie gorzko zażartować. O czym ja głupi myślałem? To nie dla mnie tego typu rzeczy. Cisnąłem teczkę, którą do tej pory ściskałem w ręku, pod ścianę. Jej zawartość wysunęła się ze środka. Miałem to jednak gdzieś. 

**
Cały tydzień normalnie chodziłem do szkoły oraz pracy. Ani razu nie pomyślałem o papierach leżących na podłodze. Tylko raz śnił mi się czarny gbur siedzący na kanapę i mówiące: „ dobry wybór, i tak się nie nadajesz”. Siniak z brzucha już prawie zniknął. Bałem się, że zacznie robić się żółty jednak tak się nie stało. Od zawsze miałem wrażliwą skórę. Wystarczyło mocniejsze szturchnięcie i już robiła mi się sina plama. Szedłem właśnie ulicą do domu, wymyślając jak sensownie odmówić panu Uchiha. Wprawdzie wydawał się nawet miłym facetem, jednak miałem przeczucie, że był też jednym z tych, których nie chciałoby się mieć za wroga. Rozważałem opcję „szanowny panie proszę o wybaczenie” i „błagam nie jestem godny więc daj sobie spokój” gdy usłyszałem krzyk. Ktoś błagał o pomoc. Podniosłem wzrok znad moich butów i ujrzałem scenę rodem z jakiegoś filmu.  Jakiś nastoletni bandzior szarpał się z kobietą o jej torebkę. Czas jakby zwolnił, a ja wyrwałem do przodu waląc napastnika po zębach. Czy przemyślałem to posunięcie? Oczywiście, że nie. Chłopak siłą rzeczy odsunął się, łapiąc za usta, dzięki czemu kobieta dalej krzycząc uciekła. Tylko teraz dało się słyszeć głośne policjaaaaaa, policjaaaa.  Oszołomiony był jednak krótko. Zaraz sam wycelował cios w moje gardło. Udało mi się odsunąć, jednak trafił mnie w ramię. Choć wyglądał na chudego miał krzepę. Starałem się uderzyć go w brzuch. On odskoczył, przez co poleciałem do przodu. Ledwo uratował się przed upadkiem, jednak mocny kop w plecy pozwolił mi przytulić chodnik. Adrenalina zagłuszyła ból. Przekręciłem się na plecy i podciąłem go. Gdy dres padł na chodnik, wykorzystałem ten moment najlepiej jak potrafiłem. Jak prawdziwy mężczyzna! Czyli uciekłem najszybciej jak tylko umiałem. Nie wiem czy ten gościu mnie gonił. Nie odwróciłem się by sprawdzić.
Był to piątek. Wyhamowałem dopiero gdy wbiegłem do klatki. Dopiero wtedy poczułem ból mięśni. Oj z tego na pewno będą siniaki.  Gdy wszedłem do mieszkania zastałem pijańską imprezę. Olewając krzyki padłem w swoim pokoju na materac dysząc ciężko. Czy tak będzie już zawsze wyglądać moje życie? Na przegrywaniu z chuliganami, roboleniu za psie pieniądze i nauce dla marnych stypendiów? I chyba właśnie to przelało moja ,,czarę goryczy".
Resztę wieczoru spędziłem zbierając dokumenty z podłogi i pakując moje rzeczy w akompaniamencie krzyków w stylu „polewaj kurwa” i „kurwa polewaj”. Było mi już wszystko obojętne. Chciałem się od tego uwolnić, od tych krzyków, marnej pracy, strachu o to że każdy dzwonek do drzwi może zwiastować komornika. Całe moje współczucie dla tego pijaka, że sobie niby nie poradzi beze mnie, zniknęły. Choć serio takie myśli też miałem. Wiem, że to moja rodzina, ale trzask rozbijanej o ścianę butelki zagłuszyły wątpliwości. Chrzanić takie pokrewieństwo, że się tak wyrażę. Już wiedziałem jaka jest moja decyzja. Skoro uważają, że się nadaje to od teraz niech wezmą za to odpowiedzialność.


*
Półleżał na ziemi opierając się głową o kanapę. Reszta koleżków zmyła się nad ranem do monopolowego, teraz było późne popołudnie. Po wczorajszej imprezie został straszny syf. Wszystko było w odłamkach szkła i w piwie. Mój gniew z wczoraj już minął. Rzadko się denerwuje, jednak jeśli już się tak stanie to można to porównać do bitewnego szału.
Wszystko już było gotowe. Brakowało tylko podpisu na dokumentach. W ciszy obserwowałem jak z jękiem podnosi się i ciężko siada, szukając wzrokiem czegoś na kaca.
- Daj popitę szczylu. - Wymamrotał roztaczając po pokoju mocny zapach wódki.
-Podpisz to. - Podsunąłem mu kartki pod nos, ignorując jego grymasy.
-Kurwa co ty mi tu pod nos podtykasz. - Krzyknął usiłując wstać. Było to złe posunięcie ponieważ od razu upadł z powrotem na ziemię.
- Potrzebuje to do nowej pracy.
- Jakiej pracy? Gówniarze nie pracują!
- Jakbyś nie zauważył to już od dawna wypruwam sobie żyły by nie zabrali nam tego mieszkania.
- Twoja renta przychodzi to starcza! I ja w końcu też kurwa całe życie pracuje!
- Starczałoby gdybyś wszystkiego nie przepijał! Po za tym gdzie ty niby pracujesz?!  Całe dnie tylko chlejesz wódę!! – No i znowu puszczają mi nerwy. Szczęście był zbyt pijany na walkę, bo tą pewnie bym przegrał.
- Ja nie pije szczylu! Zamknij ryj i wodę przynieś. Gdzie idziesz !?
- Wychodzę. - powiedziałem zakładając buty.
- Wracaj! - nie przejmowałem sie, że może mnie zatrzymać, nie był w stanie.
Upadł zanim do końca sie wyprostował. Złapałem wcześniej przygotowaną torbę, otworzyłem drzwi i wyleciałem na klatkę. Nawet nie siląc się na ich zamykanie zbiegłem po schodach i wypadłem z klatki.
Zderzyłem się z kimś, momentalnie lecąc do tyłu przez odbicie. Ale nie upadłem. Ten ktoś mnie przytrzymał i postawił do pionu. Złość uleciała, zastąpiona całkowitym nie zrozumieniem sytuacji.
Otworzyłem oczy. Pierwsze co zauważyłem to goła, umięśniona klata, ukazana prze rozpiętą koszulę. Spojrzałem do góry, ponieważ mężczyzna był ode mnie o głowę wyższy.
Zobaczyłem szare włosy przylizane na żel i ...fioletowe oczy? Do tego uśmiech typowego playboy'a. Mężczyzna oblizał wargi patrząc na mnie.
- Wybacz ale cała moją miłość jest już skupiona na Jashinie, ale chętnie pomogę zbłąkanej owieczce. - Powiedział poprawiając medalion na szyi, przedstawiający trójkąt w kole. – Jednak oczywiście nie zabraniam Ci dalej na mnie lecieć.
- Kogo? - spytałem poprawiając torbę na ramieniu. Chyba powinienem przeprosić ale byłem zbyt zszokowany. Przez uchylone drzwi mieszkania słychać było kolejny upadek i serię przekleństw. Choć mieszkanie było na parterze to nie sądziłem, że aż tak będzie to słychać.
- Oh, widzę, że nie miałeś jeszcze okazji poznać potęgi Jashina. - stwierdził mężczyzna uśmiechając się szeroko – Nie martw się, to się da nadrobić. Jest to najwspanialszy bóg, który daje niewyobrażalną siłę w zamian za ofiarę, czyli...
-HIDAN! Dokończysz potem, przecież mamy zadanie. - Krzyknął ktoś zza niego. Zobaczyłem tylko machające ręce, ale ten głos mógł należeć tylko do jednej osoby. W końcu udało jej się przepchnąć do drzwi. - Oh, Naruto, siema!
- Cześć Deidara, miło mi cię widzieć. - uśmiechnąłem się. Prawdę mówiąc stęskniłem się za nim.
- Wyszedłeś nam na powitanie? - spytał Hidan szczerząc się szeroko - Sądząc po twoim energicznym wyjściu nie mogłeś się nas doczekać? Tylko skąd wiedziałeś, że już nadciągamy?
- Ymmmm to znaczy .... - i nagle stało się coś co w końcu stać się musiało. Udało mu się wstać.
- Wracaj tu sukinsynu! - dobiegł głos z głębi mieszkania.
Uśmiechy obydwu od razu znikły.
- Kto to jest? - spytał Hidan patrząc na mnie. Jego głos z zawadiackiego zmienił się nie do poznania.
- Mój ... mój opiekun. - Nie mogło mi przejść przez gardło słowo "wujek"
- Podjąłeś już swoją decyzję? - Deidara na nowo się uśmiechnął.
Zająknąłem się. Chyba jednak nie byłem pewny. Ale tam na górze już chyba nie było dla mnie miejsca.
- Tak. Chce do was dołączyć.
- A czy mężczyzna za drzwiami w jakiś sposób Ci to uniemożliwia? - Ten sam beztroski uśmiech pojawił sie na twarzy Hidana.
- No można tak powiedzieć. - Co oni kombinują ? - Nie chciał podpisać tej całek zgody.
- No to zostaw to nam - Powiedzieli równo, szczerząc się. Wzięli ode mnie kartki, które nieświadomie ściskałem w ręce. Zanim zdążyłem coś jeszcze powiedzieć zniknęli w mieszkaniu, zamykając drzwi.
Stałem moment osłupiały patrząc w miejsce gdzie przed chwilą stali. Po paru sekundach głuchy odgłos odbił się echem po korytarzu. Za nim nastąpiły koleje, niczym odgłos szamotaniny potem chrupniecie. Spojrzałem niepewnie w tamtą stronę. Jakieś stłumione krzyki .... Y tchuje? a może "wy chuje" ? Potem jeszcze inne stłumione głosy oraz cichy jakby przeszywający świst a potem cisza. Słyszałem szumiącą w uszach własną krew. Cale zajście trwało parędziesiąt sekund, może z minutę.
Po chwili wyszli , znowu uśmiechnięci. Deidara zbiegł do mnie, szczerząc się. Machał lekko pogięta kartkę z chybotliwym, niestarannym podpisem. Hidan zamknął drzwi jak gdyby nigdy nic i do nas dołączył. Chciałem zapytać co się stało tam na górze, ale miałem sucho w ustach. Odwzajemniłem nerwowo uśmiech. Chyba powinienem powiedzieć coś w stylu „witaj nowe życie” czy jakoś tak prawda?
Zachwycony prezentującym sie na podjeździe czarnym mitsubishi lancer evo IX, nie rozmyślałem już jak zdobyli podpis na kartce, nie zauważyłem podłużnego wybrzuszenia z boku przy pasku Hidana. Ładując sie na tylne siedzenie nie zauważyłem też szybkiego ruchu blondyna, który zepchnął coś  z deski rozdzielczej. Nie zauważyłem ale to i tak nie zmieniłoby wtedy mojej decyzji. Właśnie zostawiałem za sobą wszystko, rozpoczynając nowy etap w życiu. Kto by się martwił szczegółami?

*
Podróż trwała około 2 godziny, jechaliśmy do innego miasta. Pewnie normalnie trwałaby to dłużej ale Hidan za kierownicą stawał sie prawdziwym wariatem. Deidara z początku zagadywał mnie, w między czasie gdy nie krzyczał „Matko boska zwolnij!!”. Gdy wskazówka prędkościomierza przekroczyła 240 na autostradzie chyba zemdlał, bo nic więcej nie mówił. Starałem się nie zwracać uwagi na szaleńczy śmiech szarowłosego. Lecz sam zaczynałem się zastanawiać czy nie odmówić szybkiego pacierza. Gdy wreszcie dojechaliśmy, wykręcił na chodniku o mało kogoś nie przejeżdżając. Obudził blondyna i razem wysiedliśmy na plac. Deidara powiedział bym rzeczy zostawił w samochodzie, ktoś się nimi potem zajmie.
Budynek znajdował sie w centrum miasta, na jednej z bardziej ruchliwych ulic. Razem z Deidarą skierowaliśmy sie w stronę szerokich schodów, które prowadziły do środka. Hidan pojechał zaparkować. Spojrzałem w górę. Był on wysoki, szacując na oko około piętnaście pięter, może więcej i przeszklony, z samej góry naklejony na szyby był banner z nazwa firmy, wielkim napisem Konoha oraz dwoma roześmianymi modelkami. Sakura obejmowała za szyję blond włosą Ino która zakrywała twarz w geście zawstydzenia. Ich imiona znałem z lektury magazynu "Top Konoha"
- Sam robiłem to zdjęcie! - Pochwalił się Dei podążając za moim wzrokiem.
- Jest ogromne.
- Też tam kiedyś zawiśniesz. - Powiedział z pewnością w głosie. - To jak gotowy na kontrakt?
- Taa.
- Nie słyszę.
- Tak gotowy.
Czułem rosnące podniecenie, od momentu wejścia do samochodu nie mogłem przestać się uśmiechać. Razem weszliśmy do budynku przez automatycznie rozsuwane drzwi.

*
Wnętrze było bardzo przestrzenne i nowoczesne. Trzeba było przejść przez szeroki hol obwieszony kryształowymi żyrandolami. Po bokach stały kanapy oraz doniczkowe rośliny. Na ścianach wisiały zdjęcia znane mi z magazynu. By dojść do kontuaru recepcjonistki szło się po czerwonym dywanie. Na podłodze przed wejście, znajdował się wielki napis ,, Uchiha Corporation” z czerwono-białym wachlarzem w drugim o, oraz napis „Konoha” nad spiralnym liściem. Po pomieszczeniu kręcił się ochroniarz, oraz dwie kobiety w garsonkach. Blondyn kiwnął głową ochroniarzowi gdy ten się ukłonił.  Szybko minęliśmy to piętro i skierowaliśmy się do windy nie zatrzymywani przez nikogo. Tam Deidara wyjął jakąś kartę elektromagnetyczną która otworzyła drzwi.
Pojechaliśmy na trzecie piętro. W czasie jazdy przez oszklone drzwi widziałem całe rzędy biurek dla pracowników.

*

Trzecie piętro znacznie różniło się od poprzednich. Po obu stronach były kanapy, na ziemi dywany a z sufitu zwisał ozdobny żyrandol. Po lewej stronie od windy na ścianie wisiało wielkie zdjęcie całej aktualnej ekipy. Jednak ono chyba nie było już aktualne. W centralnej części stał uśmiechnięty Sasuke. Po jego lewej stronie była Sakura razem z Ino opierające się o siebie. Po jego prawej stronie stała Hinata przyciągająca do siebie ręką Kibę. Wszyscy byli roześmiani i szczęśliwi, złapani w ruchu jakby jeszcze przed chwilą się przepychali. Widać było że uśmiechają się do osoby robiącej zdjęcie i cieszą się ze swojego towarzystwa. Byli także wyraźnie młodsi mieli na oko 13-14 lat.
- Kiedy zostało zrobione to zdjęcie? - spytałem.
- To? - Dei wskazał na ścianę. - Tak z cztery lata już będzie pewnie. To było zaraz po utworzeniu grupy Konoha.
-Ty robiłeś to zdjęcie?
- Nie to nie ja. Ja byłem wtedy jeszcze modelem. Bedzie jeszcze czas by o tym opowiedzieć.
I tak uciął rozmowę, która i tak została by przerwana przez nadejście sami-zgadnijcie-kogo .
- A ten co tu robi? - Sasuke stał z rękami w kieszeniach koło bocznych schodów. Wbijał we mnie zimny wzrok. Odwdzięczyłem się tym samym. Jednak chyba nie wyszło mi to za bardzo.
-Bedzie naszym nowym członkiem. - Powiedział blondyn, kładąc ręce na moich ramionach. – Nie wracajmy do tej rozmowy z wczoraj.
Sądząc po minie bruneta niezbyt mu się to spodobało.
- Wiesz możesz się jeszcze wycofać. - Powiedział podchodząc do nas, jednak zwracał się bezpośrednio do mnie. - Zastanów się czy podołasz presji. Czy pokonasz bariery. Czy zgodzisz sie na wszystko depcząc własną godność.
- Nie wymyślaj bzdur Sas! – Dei nie wyglądał na takiego co często podnosi głos.- To wybór szefa i my nic nie możemy z tym zrobić. Chodź Naru. Poszliśmy w stronę drzwi gabinetu. Nie myślałem o słowach Sasuke. W tym momencie chciałem mu po prostu zrobić na złość. Nie chce mnie tu? To chętnie zostanę na dłużej. Pewnie wszedłem przez grube, dębowe drzwi ignorując jego dziwne spojrzenie.

***
I tyle :3. Proszę o opinię i komentarze, które będą motywacją gdy wszyscy nad głową krzyczą "ucz się bo matura" i "myśl o przyszłości". A ja mam jeszcze dużo czasu, bo test dojrzałości niby dopiero za rok i na lekcjach dalej piszę rozdziały zamiast robic notatki ;3