piątek, 29 sierpnia 2014

Stańmy razem w blasku fleszy #1

I tak o to powracam do blogowania. Blog zawsze był on w mojej pamięci i ciągle pisałam, jednak wiele czynników złożyło się na moją nieobecność.
Dziś rozpoczęłam nowy rodział w życiu, więc i moje opowiadanie dostaje nowy post.
Zapraszam do czytania i komentowania.

***
Niedługo dostanę wypłatę.. Trzeba będzie opłacić rachunki.
- Nie wierzę, że mnie nie wybrali.
Ale przez tą wpadkę zastawą  w zeszłym tygodniu, szef wspominał, że potrąci mi jej koszt.
- Mogło się dostać przeszło sto osób, więc dlaczego akurat mnie odrzucili?!
I tak mało mi płacą, więc raczej w tym miesiącu nie starczy na wszystkie wydatki. Znowu.
- Wysłałam chyba z tysiąc zgłoszeń! No ja po prostu nie wierzę!
A już nie wspominając o bieżących sprawach, pewnie znów przyjdzie mi się żywić zupkami w proszku. Zacząłem jej już chyba nawet lubić.
- Taka okazja by się wykazać przed moim ukochanym poszła się walić!
W pierwszej kolejności idą opłaty za mieszkanie. Jesteśmy zadłużeni i właściciel groził, że nas wyrzuci.
- Powinni odrzucić tą całą biedną hołotę zgadzam się, ale w końcu ja jestem bogatą gwiazdą wielkiego formatu! Prawda Naruto? Naruto?! NARUTO?! Czy ty mnie słuchasz?
Spojrzałem mętnym wzrokiem na moją „koleżankę” z ławki. Czyżby moje kiwanie głową nie wystarczyło?
Dziewczyna o farbowanych włosach koloru ciemnoczerwonego patrzyła na mnie z oburzeniem.  Miała na imię Karin i była kimś w rodzaju szkolnej diwy. Czyli obrzydliwie bogatym i rozpieszczonym autorytetem w dziedzinie wyzywających, obcisłych ubrań oraz mocnego makijażu. Jak to się stało, że ja, jakże przeciętny chłopak, który miał wielkiego pecha w życiu i typowy plastik dzielimy razem ławkę? Nie jestem pewny. Najwidoczniej ignorowanie, jak ktoś zagląda mi przez ramię podczas sprawdzianów i beznamiętne potakiwanie jako reakcja na jej wieczny potok słów wystarczyło, żeby dostąpić tego zaszczytu. Mnie prawdę mówiąc było to obojętne. I tak nie miałem znajomych w klasie. Nie tyle co nie chciałem, co nie miałem czasu na takie rzeczy.
- Sorka, sorka - zaśmiałem się cicho. - No ale przecież Cię słucham. Mówiłaś o.. "Uchiha Corporation" prawda? – Zawahałem się tylko na chwilę, co mogło mnie zdradzić, że wcale nie słuchałem, ale szczęśliwie nie dostrzegła tego.
- Właśnie! Bo wyobraź sobie, że na pewno odrzucili moje podania, bo jakaś wredna jędza mi zazdrości i nie chce dopuścić do… - Zwykle jej słucham. Serio. Chociaż połowicznie. Ale teraz pod koniec miesiąca mam tyle spraw do załatwienia, że brakuje mi już siły.
"Uchiha Corporation" jest międzynarodową firmą, utrzymującą się w czołówce krajowej, oraz zajmującą się praktycznie wszystkim. Udzielają się na scenie modelingu, kręcą reklamy, ale także nagrywają płyty i organizują koncerty utworzonego z modelów zespołu. Wydają książki, parę czołowych magazynów, wspierali produkcję jakiegoś Oscarowego filmu i paru seriali. Mają nawet własną linię ubrań.
To wszystko wiem od Karin, która opowiada o tym przez cały czas. Jest nie tylko na bieżąco w świecie mody, ale także podkochuje się w jednym z modeli. Gada o tym na tyle często, że zdążyłem przyswoić sobie najważniejsze informacje.
Spojrzałem na jej stronę ławki. Przed nią leżał otwarty magazyn "Top Konoha", zamaskowany umiejętnie książką od historii. O ile dobrze kojarzę poświęcony jest całkowicie czołowej grupie modeli, czy może raczej ikonie wyżej wymienionej firmy o nazwie "Konoha". Grupa składająca się z bodajże paru osób, była chyba najbardziej znanymi ludźmi w kraju. Na ich widok piszczały tłumy, a fani błagali o autografy. Ich twarze były na większości plakatów bilbordów  czy plakatów rozwieszonych w mieście.
Na otwartej stronie widniał wielki napis, ogłaszający nabór do jakiejś akcji reklamowej. To właśnie o tym mówiła Karin.
Odwróciłem wzrok, spoglądając na kartkę leżącą przede mną. Było to naprędce napisana lista rachunków i pilnych spraw do zapłacenia. Tak się składa, że ja nie należę do tej grupy nastolatków, którzy mogą interesować się życiem innych. Mam już wystarczająco dużo problemów ze swoim.
                Mieszkam pod jednym dachem z alkoholikiem i przy okazji jedyną osobą, z którą jestem spokrewniony. Z moim zapijaczonym ojcem chrzestnym żyję od śmierci moich rodziców. Będzie to już parę bardzo długich lat. Sytuacja zmusiła mnie by porzucić beztroskie życie i dorosnąć. Widok tego człowieka siedzącego nad kolejną butelką wódki jest tym co dane było mi widzieć prawie codziennie.
                Gdy tylko osiągnąłem odpowiedni wiek zacząłem szukać jakiejś dorywczej pracy. Aktualnie pracuję na zmywaku w bardzo podrzędnym barze. Warunki straszne, praca niska ale za coś trzeba opłacić chociaż część rachunków. Od państwa dostaję symboliczną rentę po rodzicach, jednak ta zwykle zostaje przechwycona i wydana na alkohol.
Z ust dziewczyny wypływały coraz straszniejsze groźby, pod adresem bogu ducha winnych producentów.
O ile wiem, ta firma organizowała wielką akcje reklamową dla Toyoty, która postanowiła podbić również rynek odzieżowy. Do tego szukali pewnej liczby stażystów. Jak widać Karin nie udało się dostać angażu.
- Nie martw się tym - powiedziałem w jej stronę. Musiałem jakoś przerwać jej słowotok zanim przejdzie do gróźb karalnych. - Będzie pewnie jeszcze nie jedna okazja, byś się na coś załapała.
- No właśnie! - Krzyknęła w nagłym akcie oświecenia. - Pewnie uznali, że ktoś taki jak ja nie powinien brać udziału w podrzędnej akcji i wezmą mnie do czegoś większego! Zagraniczny festiwal, teledysk znanej gwiazdy, a może oni szykują dla mnie kontrakt! Tak na pewno! Już widzę te blaski fleszy, jak mój ukochany trzyma mnie za rękę...
- Proszę o ciszę i zajęcie swoich miejsc. - Rzekł nauczyciel, który wszedł do Sali, wraz z rozbrzmiewającym dzwonkiem. Zawsze się zastanawiałem jak on to robi. Jakoś sobie odlicza? - Zaczynamy czytać od drugiego akapitu, tematu numer cztery, znajdującego się na stronie trzydzieści sześć. Za chwilę będę odpytywał osoby nie posiadające pracy domowej z poprzedniej lekcji, czyli charakteru i przyzwyczajeń Napoleona.
Karin spuściła głowę chowając się prawie cała za książką i pogrążyła w lekturze magazynu. Nawet ona nie odzywała się na lekcjach z dyrektorem.
Czyli mam godzinę ciszy i spokoju. Dyrektor mnie lubi. Nie na darmo zdobywało się te szóstki ze sprawdzianów. Spojrzałem w okno. Drzewa już w pełni się zieleniły, śnieg dawno odszedł w zapomnienie. Hmm.. po opłacie mieszkania zostaje prąd, woda i gaz, jeśli najpierw zapłacę..

***

Największe oblężenie sklepów jest w dniu wypłaty. Na ten dzień pewnie ostrzy sobie zęby większość producentów. Ludzie korzystając z tego, że mają większą ilość pieniędzy wybierają sie na duże zakupy. Oczywiście nie liczę osób, które mają ich na pęczki i galerie handlowe są ich drugim domem. Na przykład taka Karin, ubrana dziś w różowe, kuse wdzianko i umalowana w bardzo wyzywający makijaż. Mam wrażenie że był ostrzejszy niż zwykle. W sensie mam wrażenie że te natężenie cieniów, kresek i pudru było jednak ciut za duże.
Wracając do tematu. Jest to wręcz idealny okres na podwojenie ilości reklam lub prowadzenie przeróżnych kampanii promocyjnych. Ten kto wyznaczył taki termin na wielką akcję reklamową, przeprowadzoną przez – powiedzmy sobie szczerze, idolów młodzieży, musi na prawdę dobrze znać się na strukturze dzisiejszego rynku. Albo umieć zagłębić się w psychikę docelowych konsumentów – przykładowo taka Karin. Widząc swojego idola w ubraniach z jakiejś kolekcji na pewno zapełni sobie nią całą szafę. W sumie osoba za to odpowiedzialna z pewnością musiała się znać na obu tych rzeczach.
Akcja Konochy miało mieć miejsce w SUNA GALLERY. Jest to największa galeria handlowa w naszym mieście. Śmiało mogę stwierdzić, że to chyba jedna z większych w kraju.
 Kiedy weszliśmy do galerii, jak zawsze przytłoczył mnie ogrom tego budynku. Starałem się nie bywać tutaj zbyt często.
Miał on cztery piętra w górę, parter i dwa w dół oraz mieścił około półtora tysiąca sklepów. Ja bez pomocy mapki, na pewno szybko bym sie zgubił i resztę życia spędził w jakimś ciemnym, nieczynnym kiblu. Jestem tego pewny.
Do tego miejsca zaciągnęła mnie Karin, w sobotę z samego rana. W jej magazynie była zapisana data i dwie galerie, w których miała odbyć się akcja. Podobno członkowie grupy mieli się podzielić i równolegle przeprowadzić swoje wystąpienie. Nie chciałem nawet wspominać, że skoro tak, to Karin wcale nie musi spotkać tutaj swojego idola. Jeśli powiedziałbym to na głos zostałbym  pewnie z wyzywany. I to ostro.
Czemu wzięła mnie, a nie jakąś swoją psiapsiułę? W sumie dobre pytanie. Dziewczyna uargumentowała to mniej więcej tak, że pokłóciły się wszystkie właśnie o tego modela i jego względy. A ponieważ nie wypadało jej przyjść samej, więc uznając, że ja jej chłopaka nie ukradnę, wybrała mnie. Nawet nie wiem kiedy się zgodziłem. Najprawdopodobniej potaknąłem jej o jeden raz za dużo.
Moja powiedzmy znajoma z ławki, ma totalnego fioła na punkcie Sasuke Uchihy, lidera grupy Konoha. W jego plakatach ma wytapetowany cały pokój, przynajmniej tak mi się chwaliła. Używa tylko kosmetyków, które on – bądź ewentualnie ktoś z jego grupy - zareklamował, oraz zna każdą jego piosenkę, wypowiedź i reklamę na pamięć. Mogłem się o tym niestety przekonać w praktyce.
Nie za bardzo rozumiem jak można kochać się w osobie, z którą nigdy się nie rozmawiało. Tylko ciągle patrzeć na jego zdjęcia, wychwalać jego "czarne, lśniące włosy" oraz "boskie onyksowe oczy". Raz jej to wytknąłem. Usłyszałem, że się nie znam, że nigdy nie kochałem i że nie wiem co to znaczy prawdziwa miłość. Z tym ostatnim w sumie muszę się zgodzić. Nigdy nie miałem czasu uganiać się za żadną dziewczyną. W życiu, mimo że mam już siedemnaście lat,  spodobały mi się może z dwie dziewczyny, do których jakoś nigdy nie udało mi się specjalnie zbliżyć. Należałem do osób, które nie były zbyt popularne w szkole.
Wczesne wstawanie nie sprzyja dobremu samopoczuciu.
- Dzięki temu, że przyszliśmy wcześniej może uda nam się znaleźć  centrum wydarzeń! - Ekscytowała się Karin. - Choć ty oczywiście i tak musiałeś sie grzebać. I nawet się nie uczesałeś! Powiedz mi  jak ja przy tobie wypadnę!?
- Wypraszam sobie - powiedziałem przygładzając włosy ręką. - Czesałem się. To już nie moja wina. Tych włosów  nie da się ułożyć.

***

Okrążyliśmy całą galerię dwa razy. Po środku każdego z pięter na podeście stały plansze przedstawiające ubrania zawarte w kolekcji. Wokół każdego z nich krążyli ludzie rozdający ulotki, turkusowe balony z napisem „Toyota”, oraz markowe krówki. Tymi innymi nie pogardziłem ani razu. Nigdzie jednak Karin nie wypatrzyła nikogo znanego. Choć nie poskąpiła sobie przyjemności zrobienia zdjęcia z każdą planszą na, której znajdował się jej ukochany model. Za każdym razem odwracałem głowę, więc szczerze nawet nie jestem pewny jak ten koleś wygląda.
- Dobra ja siadam - W ramach osobistego buntu, za wczesne wstawanie zaraz po nocnej zmianie i ciąganie po sklepach usiadłem na pierwszym lepszym, zdatnym do tego miejscu. Był to murek otaczający jedną z dwóch niskich fontann, znajdujących się po dwóch stronach placu. Znajdowaliśmy się aktualnie na piętrze -1. Było to tak zwane centrum rekreacyjne galerii, z racji usytuowanych tu kawiarni, maszyny do zdjęć, lodziarni, placu zabaw dla dzieci oraz cukierni. To tutaj najczęściej ludzie odpoczywali po zakupach lub umawiali się na spotkania towarzyskie.
- Nie mam zamiaru ominąć mojej życiowej szansy przez twoje lenistwo. - Karin zaczęła spychać mnie z murka. Na poczekaniu starałem się wymyśleć jakąś wymówkę, która uratowałaby moje zmęczone nogi.
- Czy to nie miała być reklama Toyoty? To weź się obróć i powiedz co przypomina Ci ten samochód? - Wskazałem na czarne auto stojące w samym centrum placu. Chyba wybrałem dobre miejsce na bunt. Szczerze, to nie dałbym rady chodzić dłużej po tym miejscu. Jak te wszystkie dziewczyny wytrzymywały to, chodząc dodatkowo na szpilkach? Jakaś forma masochizmu?
- Może i masz rację - powiedziała Karin, rozglądając się, chodź dam głowę, że nawet nie spojrzała na samochód. - W takim razie idę się rozejrzeć za kimś , kto jest za to wszystko odpowiedzialny. Jestem pewna, że jak Sasuś mnie zobaczy, to od razu się we mnie zakocha. Wtedy to już na pewno będą mnie błagać bym do nich dołączyła! - I tak odeszła kręcąc, jak dla mnie za mocno, biodrami. Szybko zniknęła w tłumie, który swoją drogą zaczął robić się spory. Rozprostowałem zbolałe nogi. Może kiedyś spytam Karin jak ona to robi, że nawet się dzisiaj nie zmęczyła. Choć może to być też kwestia wprawy.
Z braku innych zajęć rozejrzałem się po otoczeniu. Nowa produkcja Toyoty w postaci  czarnego samochodu z wielką Miku Hatsune na boku, stała na turkusowym błyszczącym podwyższeniu. Z mojej fontanny miałem na niego dobry widok, choć z jakiegoś powodu lampa nad nim się nie świeciła, pozostawiając auto w lekkim cieniu.
O ile mnie wzrok nie mylił ktoś na nim siedział. Czyżby kolejny klient zmęczony chodzeniem? Szybko wykluczyłem tą możliwość. Ochrona by raczej na to nie pozwoliła. Co ja mówię, pewnie od razu kogoś takiego wyrzuciłaby z galerii. Rozejrzałem się kontrolnie. Od razu w oczy rzucił mi się mężczyzna w garniturze, który mówił coś do krótkofalówki. Tajniacy wszystko obserwowali.
Więc czyżby był to ktoś z tej słynnej Konohy? Sądząc po posturze, był to chłopak. Siedział na dachu, prawą nogę zgiął w kolanie, lewej pozwalał zwisać z przedniej szyby. Czarna bluza prawie zlewała się z jego włosami, które lekko wystawały z naciągniętego kaptura. Jedyne co wyróżniało się, to turkusowe trampki, które jednak zlewały się włosami naklejonej na szybie Miku. Tłum zdawał się go nie zauważać, poświęcając uwagę rozgadanym hostessom. Wszystkie dziewczyny tu zgromadzenie były tak zaaferowane całą ta akcją i robieniem zdjęć rozstawionym panelom z modelami, że samochodowi pewnie nie poświęciły ani chwili uwagi. Jakie to zabawne, że ich idol siedzi parę metrów od nich, a one nie zdają sobie z tego sprawy.
Nie wiem co one widzą w tym nadętym ćwoku. No dobra nie znam go, ale wystarczy spojrzeć na jego lekceważącą postawę. Lekko przesunąłem się na murku i mogłem zobaczyć jego twarz, gdyż rozglądał się dookoła. Obojętna mina nie wyrażała żadnych emocji, jakby gdzieś miał tych wszystkich ludzi, te wszystkie fanki, które przyszły to pewnie wyłącznie dla niego i całą tą akcje. Poszczęściło mu się w życiu, jest sławny, ma kasę i odnosi same sukcesy to pewnie i od razu myśli, że jest lepszy od innych..
- Siema Naru - Moje wyżywanie się na być może bogu ducha winnym chłopaku przerwał Gaara. Mój jeden  z nielicznych szkolnych znajomych z równoległej klasy.
- Co tu robisz? - spytałem. Ściskając wyciągniętą rękę.
- Praca, Naruto, praca. Mam przerwę - westchnął ciężko siadają koło mnie.
- Mam już dość tych wszystkich ludzi. „Przepraszam bardzo, czy ma pan może dietetyczne ciastka? Ale najlepiej z lukrem i dżemem. ” albo „Ja mam uczulenie na czekoladę, ma pan może jakieś ciasto bez tej czekolady? Chociaż fajnie by było, żeby jednak miało smak czekolady, bo wie pan ja lubię czekoladę. Tylko pan zrobi tak by mnie nie uczuliło.” – Gaara przejechał ręką po twarzy, na wspomnienie klientów odwiedzających cukiernię, w której pracował.
Zaśmiałem się cicho i poklepałem go po ramieniu. On też ma ciężki weekend. Chociaż dalej nie potrafiłem go sobie wyobrazić jako sprzedawcę. Zawsze miał wybuchowy charakter.
- A wiesz może na czym ma polegać to całe zamieszanie? - W sumie nie jestem jakoś specjalnie dobrze poinformowany.  A być może mój kolega był lepiej obeznany w sytuacji, w końcu jest na tym piętrze od rana.
- Nie. Wiem tyle co ty. Od rana stoję za ladą i widziałem tylko jak rozstawiają te panele, potem byłem zbyt zajęty. - Powiedział wzruszając ramionami.
Ból zaczął powoli znikać z moich kończyn, a po wypiciu energetyka podsuniętego przez Gaarę, zacząłem w miarę normalnie funkcjonować. Spojrzałem na zegarek. Była 12:11. Nie wiem czemu ale zawsze lubiłem oglądać powtarzające się cyfry na tarczy. Przyznaję, mogło to dziwie wyglądać z boku. Siedziałem pochylony wlepiający oczy w nadgarstek. Jeszcze parę sekund. Jak zawsze w takich sytuacjach, czas jakby zwolnił. Wybiła 12:12. Już chciałem szepnąć "Raz, dwa, trzy moje szczęście" gdy nagle muzyka, która leciała z rozmieszczonych na ścianach głośników zmieniła się. Była to, jakże popularna ostatnio piosenka Miku Hatsune "Word is Mine". Znałem ją, ponieważ mimo, że wykonawcą był syntezator śpiewu, czasem leciała w radiu. Była w miarę cicha i przedstawiała sam instrumental. Właśnie brak słów mnie zastanowił.
Poczułem szturchnięcie łokciem. Spojrzałem w kierunku mojego towarzysza, który  walnął mnie bezceremonialnie. Wolno zacząłem rozmasowywać ramię, w które mnie uderzył.
- Coś się chyba zaczyna. - Powiedział wskazują na tłum. Faktycznie pisk dziewczyn, prawie na pewno nie był bezpodstawny. Musiałem stanąć na murku fontanny by móc coś dojrzeć poprzez rosnący ze zdwojoną siłą tłum. Kątem oka zobaczyłem jak ludzie będący na wyższych piętrach podchodzą do barierek, patrząc w dół.
Zdążyłem zobaczył jak chłopak, który stał teraz na dachu samochodu, skacze w dół. Odbił sie rękami od przedniej maski i wykonał imponujące salto po czym wylądował z gracją, o jaką bym go swoją drogą nie podejrzewał, na podeście. Jakoś wcześniej musiał pozbyć się bluzy i paradował teraz w turkusowej koszulce z jakimś nadrukiem. Gdy stanął w świetle, zauważyłem, że na spodniach także ma hafty pasujące do koloru koszulki i butów. Chyba jednak mogłem trochę zrozumieć dlaczego ma takie rzesze fanek. Mimo, że stał przed rosnącym, piszczącym na widok jego akrobacji tłumem, biła od niego spokojna aura.  Jednak wyglądał także dziko, drapieżność kryła się w jego ruchach. Na twarzy błąkał mu się radosny uśmiech, gdy machał do skaczących dziewczyn. Czyżby ta znudzona mina z wcześniej, była tylko wymysłem mojej wyobraźni? Zdążyłem dostrzec słuchawkę w jego włosach, która łączyła się z małym mikrofonem, potem zamigotało światło, aż w końcu całkowicie zgasło na całym piętrze.  Otoczyły nas ciemności, rozświetlone tylko sklepowymi wystawami. Zamarłem by nie spaść z murka i kogoś nie rozdeptać. Muzyka zaczęła się nasilać. Szepty niepewności i spekulacji zaczęły rozbrzmiewać wśród tłumu.

"Sekai de ichiban ohime-sama"