sobota, 13 września 2014

Stańmy razem w blasku fleszy #3

Poprawiłem torbę na ramieniu, i wstrzymując oddech delikatnie przekręciłem klucz w zamku. Zmieliłem w ustach przekleństwo gdy ten znowu się zaciął. Żeby go otworzyć trzeba było ruszać kluczem i delikatnie go wysuwać, aż ten da się przekręcić. Otworzyłem drzwi zawczasu gasząc światło na korytarzu aby blask przypadkiem mnie nie zdradził, oświetlając przedpokój i wszedłem do środka. I gdzieś popełniłem błąd. Od razu wyrżnąłem się w progu, upadając na podłogę z gracją słonia. Przyczyną była porzucona butelka po wódce. Wstałem z jękiem. Czemu ja nigdy nie patrzę pod nogi? No tak w końcu jest ciemno, więc i tak nic bym nie zobaczył Ostatnio wywaliłem się tak o sześciopak piwa. Przynajmniej nikogo nie ma, bo inaczej mój „wujek” już by wrzeszczał z jakiegoś pomieszczenia.
Moje mieszkanie było dość małe. Raptem pokój z kuchnią, łazienka i mała klitka dwa na dwa, którą zwykłem nazywać moim pokojem. Tam też udałem się wchodząc przez drzwi znajdujące się po mojej lewej. Starałem się pstryknąć światło, jednak po naciśnięciu przełącznika nic się nie stało. Zakląłem cicho. Odłączyli prąd. Szczęściem małe pomieszczenie było oświetlone przez samotną latarnię za oknem.
Większą część pomieszczenia zajmował materac leżący przy ścianie. U jego wezgłowia stał stolik służący mi za biurko, a zaraz obok rozpadająca się szafa, na której drzwiach wisiało pęknięte, ale za to czyste lustro. Spojrzałem w nie przelotnie ale nie odczułem wielkiej różnicy, no może poza koszulką. Turkusowy t-shirt, odznaczał się żywym kolorem na spranych jeansach. Spojrzałem wyżej, na moją twarz. Niebieskie oczy i przy długie roztrzepane blond włosy. A raczej ściślej mówiąc wypłowiałe kosmyki i ślepia bez wyrazu. Jak moja mama żyła zwykła mawiać, że jestem kropka w kropkę jak tata. Mimo zatartej już powoli pamięci, nie potrafiłem się aktualnie z tym zgodzić. On na pewno nigdy tak nie wyglądał. Tak.. nawet nie potrafię znaleźć dobrego określenia.
Rzuciłem się na materac rozciągając z lubością zbolałe od chodzenia nogi. Ten dzień mocno dał mi się we znaki. Zaraz po tym jak wyszedłem z galerii, zadzwonił szef mówiąc, że potrzebuje mnie natychmiast. Potrzebowałem pieniędzy więc biegiem popędziłem do baru. Zamknąłem oczy. Prawie od razu pod powiekami pojawił mi się obraz bruneta z tą zimną pustką w tęczówkach. Jęknąłem w poduszkę. Dlaczego o nim myślę?
Podczołgałem się do torby porzuconej koło drzwi i wyjąłem z niej gazetę. Sam nie wierzę, że mam tą gazetę. Normalnie w życiu bym jej nie kupił, ale jak sprzątaliśmy salę ta leżała tak sobie na stoliku. Ale jestem pewny, że jej nie wziąłem tylko ktoś mi to na pewno podrzucił. Z szuflady biurka wyjąłem nową świecę i podpaliłem zapałką. Przy pomocy kilku kropel wosku przytwierdziłem ją do metalowej pokrywki i tak przygotowany położyłem się z powrotem na materacu.
Tak oto leżał przede mną "Top Konoha" wydanie marcowe. Ten sam, który miała Karin w szkole. Na okładce stała dziewczyna o spiętych granatowych włosach, z wysuniętym językiem w szelmowskim grymasie. Miała krótką koszulkę odkrywającą brzuch i bojówki.Za nią widniało wielkie graffiti z napisem "Happy Easter". Pod zdjęciem był podpis dziewczyny. Nazywała się Hinata.
Przejrzałem strony pośpiesznie. Na pierwszej stronie widniała wielka zapowiedź akcji reklamowej, którą dzisiaj widziałem. Wirtualna Miku Hatsune przybijała piątkę z jakąś blondynką. Był też kupon, w którym można było zadeklarować swoją chęć bycia stażystą. Karin coś mówiła, że wysłała ich setki. Czyli ona kupiła setki wydań tej gazety?
Na kolejnych stronach były urywki z innej planowanej akcji, dwóch reklam i nawet jednego koncertu. Obejrzałem zdjęcia z sesji świątecznej gdzie wszyscy paradowali z króliczymi uszami na głowach i drugiej wykonanej razem z ostatnim śniegiem. Na wszystkich fotkach członkowie Konohy śmiali się i uśmiechali. Ciekawe czy traktują to tylko jako pracę czy coś więcej? Chętnie bym się dowiedział co o tym myślą. Było też zdjęcie wysokiego przeszklonego wieżowca z wielką nazwą firmy na dachu. Na górnych szybach był wyklejony zielony napis Konoha. Pod zdjęciem był krótka adnotacja. „To właśnie w tym budynku zalążki mają piękne kolekcje ubrań, sesje zdjęciowe oraz utwory muzyczne. Tutaj też, żyją nasze ukochane gwiazdy Konohy! W kolejnym numerze zapraszamy do wirtualnej wycieczki po pokojach naszych modelów!” Minąłem jeszcze wywiad z dziewczyną z okładki i opis wiosennej kolekcji. W środku były też cztery plakaty. Największy z nich przedstawiał Sasuke opierającego się na łokciu o czarny stolik restauracyjny. Obok niego stał finezyjny lodowy deser z trzema różnymi polewami owocami. Uśmiechał się a jego oczy były lekko zmrużone przed światłem. Przybliżyłem twarz do kartki wpatrując się w jego oczy. Musiało to z boku wyglądać komicznie, niczym fanka, która chce pocałować popiersie swojego idola.
Czego ja właściwie szukałem? Chyba odpowiedzi co tak naprawdę było jawą a co snem. Bo w końcu chyba nie jest możliwe by być aż tak dwulicowym gościem? Sprawa nie dawała mi spokoju. A może on coś ukrywa? Jakąś mroczną tajemnicę, albo sekret? Starałem się czegoś dopatrzeć w tym zdjęciu.
Po chwili dałem za wygraną i karcąc się za własną głupotę odsunąłem od siebie gazetę, chowając ją pod poduszkę. Westchnąłem cicho. Teraz gdy cała złość już ze mnie uleciała, do głosu doszedł cichy żal. Czemu mnie potraktował jak śmiecia, a te dziewczyny obdarzył uśmiechem? W sumie nie powinno mnie to obchodzić. W końcu i tak pewnie go już więcej w życiu nie spotkam. Ale nie wiedzieć czemu, jednak obchodziło. Zamknąłem ocz i znowu ujrzałem przed sobą czarne tęczówki. Tym razem były obojętne, a może wrogie? Nie miałem siły się nad tym zastanawiać. Resztkę energii wykorzystałem by zgasić tlącą się świecę, po czym prawie od razu zasnąłem
**
- Tuut!!! - Zatrąbił samochód kiedy przebiegłem mu przed maską. Ledwo wyhamował. Nie przejmując się tym zbytnio biegłem dalej. Prawda jest taka, że zaspałem i byłem grubo spóźniony. Pierwsza lekcja już mi przepadła, ale miałem nikłą szansę zdążyć na drugą. A uwierzcie mi gdy zależy wam na frekwencji by dostać stypendium, a nie ma się kogoś kto w razie czego napisze Ci usprawiedliwienie, każda godzina w szkole jest na wagę złota. Minąłem dwa skrzyżowania starając się choć trochę ograniczyć potrącanie ludzi. Jeszcze jedna ulica i będę w szkole. Skręciłem w boczną uliczkę by zyskać na czasie i.. to był mój kolejny błąd.
*
-No, no, no kogo my tu mamy! - Powiedział wysoki chłopak w czerwonym dresie adidasa. Stanął mi na drodze. Więc musiałem stanąć.
- Czy to nie ten, który nam uciekł ostatnio? - Zaśmiał się inny dość niskim nieprzyjemnym głosem.
Dyskretnie spojrzałem do tyłu. Za mną było ich dwóch, przede mną jeden. Byłem można powiedzieć otoczony.
- Hej, hej powiedz coś blondi. - Zaśmiał się łysy z petem w ustach. Postarałem się przyjąć obojętny wyraz twarzy na jaki było mnie stać. Nie byłem jednak zbyt dobrym aktorem, a czułem, że z tą trójką nie mam dużych szans. Kątem oka szukałem drogi ucieczki.
- Ymm, jakoś tak nie przypominam sobie Panów, - zaśmiałem się nerwowo - wiecie świat jest duży.. - Kolejne słowa zamarły po celnym ciocie wycelowanym w mój brzuch. Nie przygotowany na to ze świstem wciągnąłem powietrze.
**
Doprowadzenie się do ogólnego stanu używalności zajęło mi trochę więcej czasu niż przypuszczałem. Każdy głębszy oddech sprawiał mi ból. Czułem jak na brzuchu wyrasta mi potężny siniec. Nie pamiętam jak udało mi się stamtąd uciec, ale obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będę tamtędy chodził. Nigdy. Większość osób pewnie by panikowała na moim miejscu, ale ja chyba zacząłem się do tego przyzwyczajać. Okolica w której przyszło mi dorastać nie była zbyt bezpieczna. W każdej ciemniejszej uliczce, a także w mojej szkole czaili się chuligani i degeneraci , których życie polegało głównie na chodzeniu w markowym dresie, noszeniu obcisłych czapek postawionych na sztorc i łańcuchów, jeżdżeniu na deskorolce, słuchaniu muzyki bez słuchawek co wnerwia wszystkich dookoła a i jeszcze na piciu, paleniu i ćpaniu. Typ ludzi, których po prostu nie znoszę. Są jeszcze czarnowłose gbury. Ale te na razie sytuują się na drugim miejscu.
Cicho przemykałem szkolnymi korytarzami. Od jakichś pięciu minut trwałą trzecia lekcja. Musiałem uważać by nikt mnie nie zauważył. W tym jakże udanym początku dnia tylko dyrektora mi brakowało.
Niczym ninja wślizgnąłem się do sali znajdującej się na trzecim piętrze. Moja klasa miała teraz plastykę. Była to jedno z zajęć narzuconych w liceum przez ministra edukacji. Miały one odkryć naszą skrywaną wrażliwość i wewnętrzne ja. Moim zdaniem głupota na profilu matematycznym.
Nauczyciel stał na biurku, które niebezpiecznie trzeszczało podczas jego gwałtownych ruchów. Był bez koszulki i prezentował swoje muskuły. Tłumaczył jak uchwycić jego piękno za pomocą ołówka. Te lekcje zwykle są dziwne. Czyja widzę wokół niego gwiazdki? Usiadłem z tyłu klasy, starając się ignorować przeszywający ból brzucha. Nikt nawet nie zauważył mojego przyjścia. Nigdzie nie było Karin.

**
Lekcja minęła w miarę szybko. Zdążyłem policzyć wszystkie kafelki na ścianie, zdrzemnąć oraz bezwiednie narysować czarne oczy na kartce. Gdy tylko się zorientowałem co zrobiłem, mieląc w ustach kolejne przekleństwo zamazałem je gwałtownie. Co się ze mną dzieje?! Nauczyciel tłumaczył jakże ważną rolę naturalistycznych pociągnięć pędzla, które świetnie kontrastują z bezkresną miękkością ołówka, a nad jego głową wesoło latały papierowe samolociki.
- Naruto Uzumaki proszony jest do gabinetu dyrektora. - Rozległ się nagle skrzekliwy głos szkolnej sekretarki Pani Basi, wydobywający się ze szkolnego radiowęzła. - Powtarzam komunikat. Naruto Uzumaki z klasy II B proszony jest do gabinetu dyrektora.
Cała klasa spojrzała w moją stronę. Dam głowę, że dopiero teraz zauważyli moją obecność.
- Oł Naruto, jesteś dzisiaj? - Zdziwił się nauczyciel tarmosząc swoje sumiaste wąsy. - Na co czekasz? Leć do dyrektora. Jego majestatowi nie wolno kazać czekać. Wracając do tematu, jak widzimy gdy synteza akwamaryny z magentą..
Szybko zgarnąłem swoją torbę i wyszedłem z sali modląc się by to nie było nic co zniszczy moją egzystencję w tej szkole. Po drodze cisnąłem do śmietnika kartkę z moim rysunkiem.
**
Niepewnie wszedłem do sekretariatu szkolnego. Szczerze było to miejsce, którego nie lubiłem. Przez wielu uczniów zwano je kotłownią, ponieważ wszędzie unosił się papierosowy dym. Spojrzałem niepewnie na panią Basię. Była to szkolna sekretarka o gabarytach dorosłego walenia. Nie było by to może jeszcze tak straszne gdyby nie lubiła także bardzo obcisłych odkrywających brzuch koszulek i legginsów. Kobieta nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem, tylko dalej malowała swoje paznokcie na wściekle różowy kolor. W ustach dyndał jej zapalony papieros, z którego co jakiś czas odrywało się trochę popiołu i spadało na blat. Wstrzymując oddech by się nie udusić, na miękkich nogach pokonałem dzielącą mnie odległość od wrót z napisem „Dyrektor”
Drzwi gabinetu były obite skórą i gąbką wyciszającą. Zamknęły się za mną cicho, zostawiając w tyle dym unoszący się w sekretariacie. W pomieszczeniu panował półmrok. Z ulgą wciągnąłem do płóc czyste powietrze. Gdy tylko wszedłem wzrok obecnych w pomieszczeniu osób spoczął na mnie. Przełknąłem nerwowo ślinę. Co ja tu robię?
- Witaj Naruto. Proszę usiądź. - Powiedział dyrektor wskazując mi ręką miejsce.
Niepewnie podszedłem i usiadłem na miękkim krześle skierowanym w stronę biurka. Dopiero wtedy mogłem przyjrzeć się mężczyźnie siedzącemu w fotelu obok niego. Miał na sobie czarny garnitur. Tak naprawdę cały był czarny. Od włosów po koszulę krawat i skarpetki.
Zapadła chwila ciszy, którą poświęciłem zastanawianiu się po co mnie tu wezwali. Może to chodzi o moje spóźnienie? Czyli te kamery na suficie jednak nie były dla picu. Kurde. Pierwszy głos zabrał "facet w czerni".
- Witaj Naruto, wiesz dlaczego tutaj jesteś? - Spytał przeszywając mnie bacznym spojrzeniem. Splótł ręce i położył je na kolanie. Potrząsnąłem przeczącą głową. - Otóż nazywam się Madara Uchiha. Jestem przedstawicielem, ale także właścicielem firmy "Uchiha Corporation". Pewnie o nas słyszałeś. Jesteśmy dość popularni wśród młodzieży.
Wmurowało mnie. Już chyba lepiej by było gdyby chodziło o spóźnienie. Czego on ode mnie chce? Wiedziałem, że nie można brać tej koszulki. Madara Uchiha.. z czymś mi się jeszcze kojarzy to nazwisko.. No przecież tak miał na imię ten czarnowłosy bufon. Proszę, proszę czyżbym poznał właśnie jego ojca? Phi skoro jest synem właściciela to nie dziwię się, że tak się gościu panoszy.

Mężczyzna odchrząknął. Sprowadziło mnie to skutecznie na ziemię. Spojrzałem na niego uważnie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, oczy tez miał czarne.
- Chyba niezbyt rozumiem sytuację panie Uchiha. – Powiedziałem do niego, starając się ignorować dziwne mrowienie na języku gdy wypowiedziałem to nazwisko.
- Jestem tutaj z bardzo istotnego powodu. - Zaczął przeglądając papiery w teczce. - Otóż chciałbym zaproponować Ci pracę w mojej firmie.
Co kurna?
- Naruto czy chciałbyś zostać nową twarzą "Uchiha Corporation"?

**
I tyle :3. Życie się raz układa a raz pieprzy całkowicie. Zapraszam do komentowania, oceniania i komentowania.

2 komentarze:

  1. O rany mój Madara ♥ Hyhy, no a jak miałoby jakiekolwiek opowiadanie wyglądać bez niego? :D Tak się cieszę, że pojawił się choć na chwilkę ^^ Rozdział jest rewelacyjny! :D Nie spodziewałam się, że Naruto dostanie kiedykolwiek taką propozycję. No i.. jak zareaguje Karin? XD Tak się starała, a tu po Naruto przyszli ;_; xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    pięknie, po prostu pięknie, ciekawe skąd Madara o nim wiedział, ocho Karin to chyba będzie zazdrosna...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń