**
Leżałem na miękkim łóżku z szeroko rozłożonymi ramionami.
Tak jak na nie upadłem gdy wróciliśmy do pokoju, tak leżałem nie mogąc się
ruszyć. Czułem każdy centymetr mojego ciała, a gdy zamykałem oczy czułem krzyk
mięśni o których do tej pory nie miałem pojęcia.
Szum wody za ścianą ucichł nagle. Skierowałem wzrok na drzwi łazienki. Jakąś minutę później stanął w nich Sasuke ubrany w za duży, czarny podkoszulek i ciemne jeansy. Ręcznikiem wycierał mokre włosy.
- Łazienka wolna – powiedział beznamiętnym głosem.
- Daje słowo, jutro nie dam rady się ruszyć - jęknąłem powoli podnosząc się do siadu. Moje mięśnie brzucha zaprotestowały.
- Nie jęcz. Jeszcze nie jesteś w ekipie a już chcesz się poddać? – Brunet usiadł na swoim łóżku i spojrzał na mnie zimno.
- Przecież nikt tu nie mówi o poddawaniu się. Nie po to dałem poddać się tym torturom by teraz powiedzieć nara. Już ponarzekać sobie nie można?
- A rób co tam chcesz.
Wszedłem do łazienki nie słuchając więcej pana naburmuszonego. Za każdym razem gdy mam wrażenie, że wreszcie pojawiła się między nami nić porozumienia, ten znowu z czymś wyskakiwał i zaczynało się od początku. Choć może on ma właśnie taki sposób bycia, a te docinki to z sympatii? Ta, chciałoby się.
Wielkie lustro na ścianie było całe zaparowane. Szybko rozebrałem się i wszedłem do kabiny prysznicowej. Do moich nozdrzy dotarł zapach leśnych owoców, co skutecznie przypomniało mi kto kąpał się przede mną. Ciekawe ile dziewczyn chciałoby być na moim miejscu. Pewnie sporo. Nie wiedzieć czemu mimowolnie uśmiechnąłem się na tą myśl.
Odkręciłem ciepłą wodę, która zaczęła odmywać moje ciało powoli wypłukując z mięśni zmęczenie. Zamknąłem oczy, delektując się tym uczuciem. Przez ostatnie paręnaście dni wylewałem z siebie wszystkie poty ćwicząc i trenując. Sasuke jako moja para akcyjna bardzo zaangażował się w poprawę mojej kondycji mianując się moim pierwszym trenerem, co niestety ja okupiłem cierpieniem.
Szum wody za ścianą ucichł nagle. Skierowałem wzrok na drzwi łazienki. Jakąś minutę później stanął w nich Sasuke ubrany w za duży, czarny podkoszulek i ciemne jeansy. Ręcznikiem wycierał mokre włosy.
- Łazienka wolna – powiedział beznamiętnym głosem.
- Daje słowo, jutro nie dam rady się ruszyć - jęknąłem powoli podnosząc się do siadu. Moje mięśnie brzucha zaprotestowały.
- Nie jęcz. Jeszcze nie jesteś w ekipie a już chcesz się poddać? – Brunet usiadł na swoim łóżku i spojrzał na mnie zimno.
- Przecież nikt tu nie mówi o poddawaniu się. Nie po to dałem poddać się tym torturom by teraz powiedzieć nara. Już ponarzekać sobie nie można?
- A rób co tam chcesz.
Wszedłem do łazienki nie słuchając więcej pana naburmuszonego. Za każdym razem gdy mam wrażenie, że wreszcie pojawiła się między nami nić porozumienia, ten znowu z czymś wyskakiwał i zaczynało się od początku. Choć może on ma właśnie taki sposób bycia, a te docinki to z sympatii? Ta, chciałoby się.
Wielkie lustro na ścianie było całe zaparowane. Szybko rozebrałem się i wszedłem do kabiny prysznicowej. Do moich nozdrzy dotarł zapach leśnych owoców, co skutecznie przypomniało mi kto kąpał się przede mną. Ciekawe ile dziewczyn chciałoby być na moim miejscu. Pewnie sporo. Nie wiedzieć czemu mimowolnie uśmiechnąłem się na tą myśl.
Odkręciłem ciepłą wodę, która zaczęła odmywać moje ciało powoli wypłukując z mięśni zmęczenie. Zamknąłem oczy, delektując się tym uczuciem. Przez ostatnie paręnaście dni wylewałem z siebie wszystkie poty ćwicząc i trenując. Sasuke jako moja para akcyjna bardzo zaangażował się w poprawę mojej kondycji mianując się moim pierwszym trenerem, co niestety ja okupiłem cierpieniem.
*
Żeby móc przejść do
ambitniejszych ćwiczeń, ważne było bym wyrobił sobie dobrą kondycję. Sasuke
wziął mnie na bieganie jeszcze tego samego dnia, gdy dostałem dres.
Jeśli myślicie, że jesteście
dobry w bieganiu, to wystarczy jeden jogging z panem wspaniałym by się
dowiedzieć, że to wszystko było kłamstwem. Chociaż nie myślcie, że ja jakiś
świetny w tym bieganiu byłem. Co to, to nie. Ale szczerze mówiąc to nie
myślałem, że jestem aż tak beznadziejny.
Poszliśmy
biegać trasą, którą ułożył sobie Sasuke. Wiodła ona przez mało okupowane
uliczki miasta i zaniedbany park. Pierwszego dnia bardzo ambitnie podszedłem do
sprawy obiecując sobie w duchu nadążyć za Uchihą. Udało mi się to prawda, ale
byłem pewny, że się porzygam.
Sasuke biegł metr przede mną,
nadając tempo. Podczas biegu nie minęliśmy nawet jednej osoby. Starałem się
oddychać nosem i skupić na równomiernym rytmie nóg, ale z każdą minutą było
coraz ciężej. Nie chciałem przyznać się przed tym gburem, więc dzielnie
biegłem. Niestety powoli zacząłem zostawać w tyle.
Brunet zatrzymał się koło
przystanku autobusowego i poczekał aż się do niego dotoczę. Dyszałem ciężko i
najchętniej padłbym na ziemie, lecz Sasuke ruszył dalej. Z ulgą przyjąłem fakt,
że tym razem szedł. Dreptałem koło niego powoli uspokajając oddech. Padłby
gdybym przebiegł jeszcze parę metrów i dobrze zdawałem sobie z tego sprawę.
Dlatego wdzięczny byłem za przerwę. W duchu czekałem na jakąś kąśliwą uwagę
odnośnie mojej słabej kondycji ta jednak nie nadeszła.
Spojrzałem kątem oka na mojego
towarzysza. Szedł owładnięty własnymi myślami i bawił się jedną z
przewieszonych przez szyję słuchawek. Najwidoczniej do tej pory biegał przy
muzyce. Ten podłapał moje spojrzenie i skojarzył fakty.
- Jeśli wolisz biegać przy muzyce, mogę ci coś załatwić – zagadnął.
- Nie.. dam radę. – Zamyśliłem się na chwilę. Jeśli obydwoje będziemy mieć słuchawki w uszach to moja szansa na jakiekolwiek przyjacielskie kontakty umrze bezpowrotnie. – Tak jest spoko.
- Jeśli wolisz biegać przy muzyce, mogę ci coś załatwić – zagadnął.
- Nie.. dam radę. – Zamyśliłem się na chwilę. Jeśli obydwoje będziemy mieć słuchawki w uszach to moja szansa na jakiekolwiek przyjacielskie kontakty umrze bezpowrotnie. – Tak jest spoko.
- Jak
chcesz. – Znowu zapadła cisza. Gorączkowo przeszukiwałem myśli by odnaleźć
jakiś temat do rozmowy, ale jak na razie bez powodzenia.
Ku mojemu zaskoczeniu ciszę
przerwał Sasuke.
- Nie sądziłem, że przebiegniesz aż tyle jak na pierwszy raz. Może jeszcze będą z ciebie ludzie.
- Dzięki. – Mimowolnie moje usta wygięły się w szerokim uśmiechu. – W sumie to czego brakuje mi do bycia modelem?
- Hmm. – Brunet zjechał mnie wzrokiem. – Niczego.
- Serio?
- Wiesz, samo bycie modelem nie jest jakoś specjalnie trudne. Wystarczy, że spodobasz się fanom. To czy rzeczywiście się nadajesz niedługo stwierdzi tłum piszczących fanek.
- Brzmi strasznie. – Mimowolnie się wzdrygnąłem.
- W naszej firmie zaserwują ci straszniejsze rzeczy – stwierdził obojętnym tonem. Westchnąłem w duszy.
- Czy kiedyś przestaniesz walić do mnie tymi zagadkami?
- Nie sądziłem, że przebiegniesz aż tyle jak na pierwszy raz. Może jeszcze będą z ciebie ludzie.
- Dzięki. – Mimowolnie moje usta wygięły się w szerokim uśmiechu. – W sumie to czego brakuje mi do bycia modelem?
- Hmm. – Brunet zjechał mnie wzrokiem. – Niczego.
- Serio?
- Wiesz, samo bycie modelem nie jest jakoś specjalnie trudne. Wystarczy, że spodobasz się fanom. To czy rzeczywiście się nadajesz niedługo stwierdzi tłum piszczących fanek.
- Brzmi strasznie. – Mimowolnie się wzdrygnąłem.
- W naszej firmie zaserwują ci straszniejsze rzeczy – stwierdził obojętnym tonem. Westchnąłem w duszy.
- Czy kiedyś przestaniesz walić do mnie tymi zagadkami?
- A serio
chcesz się dowiedzieć? – Sasuke spojrzał na mnie swoimi przenikliwymi oczami.
Jak zwykle nie udało mi się rozpoznać tlących się w nich emocji.
- Jeśli mam być członkiem Konohy, to nie chcę byście mieli przede mną tajemnice.
- Hn, ten pewny ton nie pasuje do strachu tlącego się w twoich oczach. – Uchiha uśmiechnął się kpiąco. – Ale skoro tak bardzo chcesz, to ci opowiem.
- Serio? – Ta nagła zmiana zbiła mnie z pantałyku.
- Tak. Ale najpierw musisz stać się pełnoprawnym członkiem Konohy. Myślisz, że dasz radę?
- Nie poddam się w połowie.
- No to biegniemy dalej. – Bez ostrzeżenie Sasuke przeszedł w bieg.
- Ej no czekaj! – krzyknąłem za nim. Ten tylko przyśpieszył. Starając się nadążyć, wpatrywałem się w jego plecy. I wtedy postanowiłem, że się nie poddam. Ponieważ tajemnica, którą skrywała Konoha albo i cała firma Uchiha Corporation, bezpośrednio łączyła się z tym tajemniczym człowiekiem. A tak się składa, że z każdą sekundą, którą spędzałem blisko niego coraz bardziej pragnąłem poznać go bliżej. Nie wiem skąd brało się to dziwne przyciąganie, ale nie chciałem się mu opierać.
- Jeśli mam być członkiem Konohy, to nie chcę byście mieli przede mną tajemnice.
- Hn, ten pewny ton nie pasuje do strachu tlącego się w twoich oczach. – Uchiha uśmiechnął się kpiąco. – Ale skoro tak bardzo chcesz, to ci opowiem.
- Serio? – Ta nagła zmiana zbiła mnie z pantałyku.
- Tak. Ale najpierw musisz stać się pełnoprawnym członkiem Konohy. Myślisz, że dasz radę?
- Nie poddam się w połowie.
- No to biegniemy dalej. – Bez ostrzeżenie Sasuke przeszedł w bieg.
- Ej no czekaj! – krzyknąłem za nim. Ten tylko przyśpieszył. Starając się nadążyć, wpatrywałem się w jego plecy. I wtedy postanowiłem, że się nie poddam. Ponieważ tajemnica, którą skrywała Konoha albo i cała firma Uchiha Corporation, bezpośrednio łączyła się z tym tajemniczym człowiekiem. A tak się składa, że z każdą sekundą, którą spędzałem blisko niego coraz bardziej pragnąłem poznać go bliżej. Nie wiem skąd brało się to dziwne przyciąganie, ale nie chciałem się mu opierać.
*
Nałożyłem na ręce trochę żelu
pod prysznic napawając się jego cytrusowym zapachem. Zacząłem mydlić się
dokładnie, co jakiś czas delikatnie rozmasowując obolałe mięśnie. Przez
ostatnie dni poznałem tyle ćwiczeń aerobowych, rozciągających, kardio,
kalistenicznych i takich których nazw nigdy nie poznałem. W rozbudowie moich mięśni i wytrzymałości
pomógł mi mój drugi trener, były członek grupy modelingowej Akatsuki.
*
- Miło mi
cię poznać jestem Kisame Hoshigaki. – Mężczyzna podał mi rękę. Skojarzyłem, że
widziałem go już podczas eventu w Suna Gallery.
- Naruto Uzumaki. – Uścisnąłem dłoń i uśmiechnąłem się.
- Kisame jest naszym trenerem i ochroniarzem. Trochę czasu pod jego opieką i nie będziesz się musiał niczego wstydzić. – Sasuke przeciągnął się. – To ja was zostawiam i idę pracować
Wspólnie odprowadziliśmy go wzrokiem, aż nie zniknął w jednej z dwóch wind.
- Cieszę się, że wreszcie mogłem cię poznać. – Chłopak zaśmiał się serdecznie. Zauważyłem, że ma pofarbowane na granatowo włosy. – No to nie ma co tracić czasu. Na podstawie danych, które przekazał mi Sasuke ułożyłem ci program treningowy, który nie tylko zwiększy twoją masę mięśniową i wytrzymałość, ale też wszystko ładnie wyrzeźbi.
Kisame poprowadził mnie do jednej z maszyn i zaczął wyjaśniać co powinienem zrobić. Znajdowaliśmy się na XVI piętrze budynku Uchiha Corporation. Większa część piętra zapełniona była maszynami sportowymi, których nie powstydziłaby się profesjonalna siłownia. Według mojej wiedzy, znajdowało się tam jeszcze SPA skryte za drzwiami po prawej stronie od wind. Można było się tam zrelaksować po treningu. Zaś po drugiej stronie znajdowały się zabudowania, których przeznaczenie miałem poznać w bardzo bliskiej przyszłości. Wcześniej mnie nie zainteresowały, ponieważ od razu zostałem wciągnięty na jedną z maszyn.
Wracając jednak do treningu. Kisame bardzo rzetelnie wypełniał swój plan ćwiczeń, przez co ja wylewałem siódme poty na maszynach, których jeszcze miesiąc temu na oczy nie widziałem. Jednak dzięki mojemu postanowieniu, że się nie poddam i miłym przysposobieniu mojego trenera bardzo szybko posunęliśmy się do przodu.
-Jeszcze dwadzieścia powtórzeń – powiedział chłopak asekurując mnie gdy podnosiłem sztangę. Zakląłem w duchu, ponieważ moja siła w rękach pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. Oddychając przez nos, starałem się w miarę szybko wykonywać ćwiczenia. Zabawny jest fakt, że ilekroć myślałem, że nie dam rady przed moimi oczami pojawiał się Sasuke, który śmiał się z mojej bezradności. Ten wyimaginowany widok dodawał mi siły i podnosił ciśnienie, dzięki czemu doprowadzałem powtórzenia do zaplanowanego końca.
- To co mała przerwa? – Zapytałem, uśmiechając się słabo. Z wdzięcznością przyjąłem ręcznik by wytrzeć twarz z potu.
- Możemy przejść wtedy do rozciągania. – Hoshigaki uśmiechnął się pokazując rząd zębów, które nie wiedzieć czemu przypominały mi jakąś drapieżną rybę.
Przenieśliśmy się więc na kolorowe maty. Mój trener dołączył do mnie i pokazywał mi jak prawidłowo wykonać ćwiczenie.
- No to powiedz Naruto, jak ci się podoba u nas w firmie?
- Jak na razie wszystko jest lepsze od mojego dotychczasowego życia. – Mam nadzieję że mój głos nie był zbytnio zmieniony przez intensywny ból w rozciąganej pachwinie.
- A jak dogadujesz się z Sasuke? – Kisame bez żadnego trudu dotknął głową kolan na wyprostowanych nogach.
- Wali w moją stronę kąśliwe uwagi lub milczy strzelając piorunami z oczu. Ale ogólnie na plus, ponieważ jeszcze mnie tym swoim wzrokiem nie zbił.
- Haha cały on – zaśmiał się. – Musisz mu wybaczyć, nie zawsze taki był.
- Coś mu się stało? – Wyczułem okazję do rozwiązania choć jednej z wielu zagadek, które postawiła przede mną grupa Konohy.
- Nie może się pogodzić, że Madara jest obecnym szefem firmy.
- Dlaczego? Nie wydaje się zły.
- Powiedzmy, że nasz szef jest.. człowiekiem o wielu twarzach. – Widać było, że Kisame uważnie waży słowa. – Prawdą jest, że odkąd przejął firmę ta bardzo się rozrosła, ale sam nie pochwalam niektórych jego metod.
- To pan Madara nie jest założycielem Uchiha Corporation?
- Słucham? – Hoshigaki spojrzał na mnie oniemiały. – On założycielem? Nigdy w życiu. Po prostu przejął firmę gdy wymagała tego sytuacja.
- Więc kim on jest dla Sasuke? – Ta informacja też mnie ciekawiła. Postanowiłem zmienić temat, ponieważ miałem wrażenie, że zagłębiając się w temat firmy poznam informacje na które nie byłem jeszcze gotowy. Poza tym Kisame nie wydawał się chętny na drążenie tematu.
- Myślę, że dalekim wujkiem. Był spokrewniony z jego ojcem, choć nie w bezpośredniej linii.
- Kto by pomyślał – stwierdziłem. Muszę kiedyś wypytać Sasuke o jego rodzinę.
- Nie mówił ci?
- On w ogóle nie za wiele mi mówi. – Naburmuszyłem się.
- Zdobądź jego zaufanie to się otworzy. – Trener uśmiechnął się do mnie. – Jesteś jego parą akcyjną, między wami zacznie rozwijać się więź. Wspieraj go, a on to doceni.
- To miłe jak się o niego troszczysz.
- Dla nas, członków Akatsuki, wy z Konohy jesteście jak młodsze rodzeństwo. Gdy nasz czas przeminął zgodnie zdecydowaliśmy się was wspierać nie ważne co by się nie działo.
- Nawet ja skoro nawet nie jestem do końca w ekipie? – Poczułem jak moje gardło ściska niewidzialna gula.
- Tym bardziej ty, ponieważ trzeba cię chronić bardziej niż pozostałych. – Kisame obdarzył mnie dobrodusznym uśmiechem. Dawno nikt takim mnie nie obdarował.
- A przed czym chcecie mnie chronić?
- Przed mrokiem skrytym w blasku fleszy.
- Nie rozumiem.
- To chyba nawet lepiej. Przepraszam, ale czy możemy odłożyć ta rozmowę na później? Nie czuję się na siłach by ci o tym dzisiaj opowiadać.
- No dobra. – Starałem się by zawód nie był odczuwalny w moim głosie, ale nie byłem pewny czy się udało. W końcu byłem tak blisko poznania odpowiedzi. Postanowiłem jednak zmienić temat. – No to możesz chcesz mi coś opowiedzieć o sobie? Byłeś modelem tak?
- A i owszem. – Kisame zaśmiał się. – Nazywali mnie rekinem z Akatsuki.
- Czemu? – Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Wszystko zaczęło się od tego. – Hoshigaki wyprostował się i zdjął z szyi apaszkę. Prawie nie zachłysnąłem się własną śliną. Na jego skórze, po bokach widniały podłużne poszarpane blizny, po trzy z każdej strony.
- Co.. co ci się stało? – Mimowolnie dotknąłem własnej blizny na policzku.
- To pamiątka po tym jak uratowałem mojego przyjaciela. Byłem wtedy małym szczylem, ale nie żałuję. Nawet jeśli ceną były te znamiona. – Kisame potarł je mimowolnie. Wydawało mi się, że przez chwilę wspominał jakieś dawne wydarzenia. Szybko jednak wrócił na ziemię i się rozgadał. – Kiedyś nie pomyślałbym, że mimo to wyląduje w modelingu. Choć nigdy się ich nie wstydziłem, wydawało mi się, że ludzie nie chcą oglądać takich rzeczy. Wszystko się zmieniło gdy spotkałem Itachiego. Było to przypadkowe spotkanie, którego chyba nigdy nie zapomnę. Gdy mnie zobaczył powiedział „wow wyglądają jak skrzela”. To właśnie on mnie zaciągnął do Akatsuki i stał mi się drogim przyjacielem, a dzięki jego uwagom szybko stworzyliśmy mi image. Ufarbowałem włosy, nauczyłem się pływać i surfować. Fani bardzo szybko podłapali i nawet spodobał im się ten motyw z rekinem. Blizny im nie przeszkadzały, tym bardziej że pokazywałem jak bardzo jestem z nich dumny. Itachi, który tworzył ze mną parę akcyjną zwykł później powtarzać „twoją bronią jest słabość, którą zamieniłeś w siłę”. Słyszałem co nieco od Konan i myślę, że te słowa mogą pomóc też tobie. Ale co ja mówię, rozgadałem się i zeszliśmy na jakieś ponure tematy. Jest może coś jeszcze o czym chciałbyś wiedzieć?
- Emm.. – zaciąłem się. – Kisame tak szybko zmieniał temat, że nie byłem w stanie nadążyć. Mimo wszystko postanowiłem wziąć sobie te słowa do serca. – No to może opowiesz mi coś jeszcze o Akatsuki?
- W czasie świetności było nas łącznie dziewięć osób. Firma Uchiha Corporation dopiero co wchodziła na rynek modelingowy. Wcześniej zajmowała się tylko organizacją różnych eventów. Więc można powiedzieć, że byliśmy takimi królikami doświadczalnymi. Sasuke, który z racji powiązań rodzinnych zawsze kręcił się gdzieś w pobliżu, często też łapał się z nami na jakieś panele lub teledyski. Nawet nie wyobrażasz sobie jakim był kiedyś żywiołowym dzieckiem! – Hoshigaki uśmiechnął się do własnych wspomnień.
- Trochę mu się odmieniło – stwierdziłem. Zaraz tego pożałowałem, ponieważ mój towarzysz widocznie stracił część dobrego humoru.
- Myślę, że ta historia wymaga lepszej sytuacji niż rozciąganie na podłodze siłowni – odpowiedział, po czym jak gdyby nigdy nic opowiadał dalej. – Tak czy siak, był moment gdy zastanawialiśmy się czy w jakiś sposób nie wkręcić go do Akatsuki, w końcu stanęło jednak na utworzeniu nowej ekipy. I tak z Sasuke, który został wybrany liderem, powstała grupa Konohy. A niedługo potem, przez.. pewien incydent Akatsuki oficjalnie zeszło ze sceny.
- Nie żałowaliście faktu przerywania kariery w tak młodym wieku?
- Zdarzają się w życiu momenty, które wymagają od nas drastycznych działań Naruto.
- Serio coraz mniej rozumiem. – Czułem rosnącą wewnątrz mnie irytacje. Nikt mi nic nie chciał powiedzieć, kurde no!
- Bez urazy, ale myślę że to nie jest dla ciebie odpowiednia pora. – To stwierdzenie zadziałało jak kubeł zimnej wody. W sumie miał rację. Jestem tu całkowicie nowy i nie mam prawa wymagać od nikogo by zwierzał mi się ze swojego prywatnego życia. Chyba trochę się zapędziłem.
- Przepraszam – burknąłem.
- Nie masz za co, nie zrozum mnie źle. Po części mogę wyobrazić sobie jak się czujesz. Nowy w firmie, daleko od domu, niepewny przyszłości, a każdy dookoła ma jakieś mroczne tajemnice. Ale jedyną radą jest tylko cierpliwość. Daj sobie na wstrzymanie i słuchaj się Sasuke co powinno uchronić cię od kłopotów. A resztę zostaw nam, swoim starszym kolegom.
- Nam?
- Tak jak już mówiłem, w Akatsuki podjęliśmy decyzję by stworzyć nową grupę, która stanie się twarzą firmy. Jej pierwszym członkiem był właśnie Sasuke. Kolejne osoby dołączały i szybko wybrały chłopaka na swojego lidera. Fakt że Konoha została oficjalnie zaakceptowana przez fanów, wcale nie oznaczał dla Akatsuki wolnego. Zdecydowaliśmy się zostać w firmie i wspierać was jak tylko możemy, wypełniając naszą sekretną misję.
- Sekretną misję?
- Haha wybacz, to kolejny sekret.
- To okrutne! – jęknąłem.
- Na wszystko przyjdzie czas. Na razie powinieneś skupić się na zaaklimatyzowaniu w ekipie.
- Myślisz, że dam sobie radę?
- Z czym masz sobie dać radę Naruto?
- No.. Z tym wszystkim. Nie wiem czy się nadaję by być członkiem Konohy. Nie jestem pewny czy ich nie zawiodę i czy mnie polubią bardziej niż teraz, gdy pewnie tylko dają mi kredyt zaufania. Nie jestem też pewny czy w ogóle do nich pasuję.
- Co do tych dwóch pierwszych to myślę, że wszystko zależy od ciebie. Lecz mogę zapewnić, że na pewno do nich pasujesz. Tak się składa, że Konoha nie jest zgromadzeniem przykładowych ludzi. Każdy członek ma swoją wyjątkową historię mniej lub bardziej kolorową.
- Masz na myśli..?
- Że niestety nie jesteś jedynym, który niechętnie wspomina przeszłość.
- Naruto Uzumaki. – Uścisnąłem dłoń i uśmiechnąłem się.
- Kisame jest naszym trenerem i ochroniarzem. Trochę czasu pod jego opieką i nie będziesz się musiał niczego wstydzić. – Sasuke przeciągnął się. – To ja was zostawiam i idę pracować
Wspólnie odprowadziliśmy go wzrokiem, aż nie zniknął w jednej z dwóch wind.
- Cieszę się, że wreszcie mogłem cię poznać. – Chłopak zaśmiał się serdecznie. Zauważyłem, że ma pofarbowane na granatowo włosy. – No to nie ma co tracić czasu. Na podstawie danych, które przekazał mi Sasuke ułożyłem ci program treningowy, który nie tylko zwiększy twoją masę mięśniową i wytrzymałość, ale też wszystko ładnie wyrzeźbi.
Kisame poprowadził mnie do jednej z maszyn i zaczął wyjaśniać co powinienem zrobić. Znajdowaliśmy się na XVI piętrze budynku Uchiha Corporation. Większa część piętra zapełniona była maszynami sportowymi, których nie powstydziłaby się profesjonalna siłownia. Według mojej wiedzy, znajdowało się tam jeszcze SPA skryte za drzwiami po prawej stronie od wind. Można było się tam zrelaksować po treningu. Zaś po drugiej stronie znajdowały się zabudowania, których przeznaczenie miałem poznać w bardzo bliskiej przyszłości. Wcześniej mnie nie zainteresowały, ponieważ od razu zostałem wciągnięty na jedną z maszyn.
Wracając jednak do treningu. Kisame bardzo rzetelnie wypełniał swój plan ćwiczeń, przez co ja wylewałem siódme poty na maszynach, których jeszcze miesiąc temu na oczy nie widziałem. Jednak dzięki mojemu postanowieniu, że się nie poddam i miłym przysposobieniu mojego trenera bardzo szybko posunęliśmy się do przodu.
-Jeszcze dwadzieścia powtórzeń – powiedział chłopak asekurując mnie gdy podnosiłem sztangę. Zakląłem w duchu, ponieważ moja siła w rękach pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. Oddychając przez nos, starałem się w miarę szybko wykonywać ćwiczenia. Zabawny jest fakt, że ilekroć myślałem, że nie dam rady przed moimi oczami pojawiał się Sasuke, który śmiał się z mojej bezradności. Ten wyimaginowany widok dodawał mi siły i podnosił ciśnienie, dzięki czemu doprowadzałem powtórzenia do zaplanowanego końca.
- To co mała przerwa? – Zapytałem, uśmiechając się słabo. Z wdzięcznością przyjąłem ręcznik by wytrzeć twarz z potu.
- Możemy przejść wtedy do rozciągania. – Hoshigaki uśmiechnął się pokazując rząd zębów, które nie wiedzieć czemu przypominały mi jakąś drapieżną rybę.
Przenieśliśmy się więc na kolorowe maty. Mój trener dołączył do mnie i pokazywał mi jak prawidłowo wykonać ćwiczenie.
- No to powiedz Naruto, jak ci się podoba u nas w firmie?
- Jak na razie wszystko jest lepsze od mojego dotychczasowego życia. – Mam nadzieję że mój głos nie był zbytnio zmieniony przez intensywny ból w rozciąganej pachwinie.
- A jak dogadujesz się z Sasuke? – Kisame bez żadnego trudu dotknął głową kolan na wyprostowanych nogach.
- Wali w moją stronę kąśliwe uwagi lub milczy strzelając piorunami z oczu. Ale ogólnie na plus, ponieważ jeszcze mnie tym swoim wzrokiem nie zbił.
- Haha cały on – zaśmiał się. – Musisz mu wybaczyć, nie zawsze taki był.
- Coś mu się stało? – Wyczułem okazję do rozwiązania choć jednej z wielu zagadek, które postawiła przede mną grupa Konohy.
- Nie może się pogodzić, że Madara jest obecnym szefem firmy.
- Dlaczego? Nie wydaje się zły.
- Powiedzmy, że nasz szef jest.. człowiekiem o wielu twarzach. – Widać było, że Kisame uważnie waży słowa. – Prawdą jest, że odkąd przejął firmę ta bardzo się rozrosła, ale sam nie pochwalam niektórych jego metod.
- To pan Madara nie jest założycielem Uchiha Corporation?
- Słucham? – Hoshigaki spojrzał na mnie oniemiały. – On założycielem? Nigdy w życiu. Po prostu przejął firmę gdy wymagała tego sytuacja.
- Więc kim on jest dla Sasuke? – Ta informacja też mnie ciekawiła. Postanowiłem zmienić temat, ponieważ miałem wrażenie, że zagłębiając się w temat firmy poznam informacje na które nie byłem jeszcze gotowy. Poza tym Kisame nie wydawał się chętny na drążenie tematu.
- Myślę, że dalekim wujkiem. Był spokrewniony z jego ojcem, choć nie w bezpośredniej linii.
- Kto by pomyślał – stwierdziłem. Muszę kiedyś wypytać Sasuke o jego rodzinę.
- Nie mówił ci?
- On w ogóle nie za wiele mi mówi. – Naburmuszyłem się.
- Zdobądź jego zaufanie to się otworzy. – Trener uśmiechnął się do mnie. – Jesteś jego parą akcyjną, między wami zacznie rozwijać się więź. Wspieraj go, a on to doceni.
- To miłe jak się o niego troszczysz.
- Dla nas, członków Akatsuki, wy z Konohy jesteście jak młodsze rodzeństwo. Gdy nasz czas przeminął zgodnie zdecydowaliśmy się was wspierać nie ważne co by się nie działo.
- Nawet ja skoro nawet nie jestem do końca w ekipie? – Poczułem jak moje gardło ściska niewidzialna gula.
- Tym bardziej ty, ponieważ trzeba cię chronić bardziej niż pozostałych. – Kisame obdarzył mnie dobrodusznym uśmiechem. Dawno nikt takim mnie nie obdarował.
- A przed czym chcecie mnie chronić?
- Przed mrokiem skrytym w blasku fleszy.
- Nie rozumiem.
- To chyba nawet lepiej. Przepraszam, ale czy możemy odłożyć ta rozmowę na później? Nie czuję się na siłach by ci o tym dzisiaj opowiadać.
- No dobra. – Starałem się by zawód nie był odczuwalny w moim głosie, ale nie byłem pewny czy się udało. W końcu byłem tak blisko poznania odpowiedzi. Postanowiłem jednak zmienić temat. – No to możesz chcesz mi coś opowiedzieć o sobie? Byłeś modelem tak?
- A i owszem. – Kisame zaśmiał się. – Nazywali mnie rekinem z Akatsuki.
- Czemu? – Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Wszystko zaczęło się od tego. – Hoshigaki wyprostował się i zdjął z szyi apaszkę. Prawie nie zachłysnąłem się własną śliną. Na jego skórze, po bokach widniały podłużne poszarpane blizny, po trzy z każdej strony.
- Co.. co ci się stało? – Mimowolnie dotknąłem własnej blizny na policzku.
- To pamiątka po tym jak uratowałem mojego przyjaciela. Byłem wtedy małym szczylem, ale nie żałuję. Nawet jeśli ceną były te znamiona. – Kisame potarł je mimowolnie. Wydawało mi się, że przez chwilę wspominał jakieś dawne wydarzenia. Szybko jednak wrócił na ziemię i się rozgadał. – Kiedyś nie pomyślałbym, że mimo to wyląduje w modelingu. Choć nigdy się ich nie wstydziłem, wydawało mi się, że ludzie nie chcą oglądać takich rzeczy. Wszystko się zmieniło gdy spotkałem Itachiego. Było to przypadkowe spotkanie, którego chyba nigdy nie zapomnę. Gdy mnie zobaczył powiedział „wow wyglądają jak skrzela”. To właśnie on mnie zaciągnął do Akatsuki i stał mi się drogim przyjacielem, a dzięki jego uwagom szybko stworzyliśmy mi image. Ufarbowałem włosy, nauczyłem się pływać i surfować. Fani bardzo szybko podłapali i nawet spodobał im się ten motyw z rekinem. Blizny im nie przeszkadzały, tym bardziej że pokazywałem jak bardzo jestem z nich dumny. Itachi, który tworzył ze mną parę akcyjną zwykł później powtarzać „twoją bronią jest słabość, którą zamieniłeś w siłę”. Słyszałem co nieco od Konan i myślę, że te słowa mogą pomóc też tobie. Ale co ja mówię, rozgadałem się i zeszliśmy na jakieś ponure tematy. Jest może coś jeszcze o czym chciałbyś wiedzieć?
- Emm.. – zaciąłem się. – Kisame tak szybko zmieniał temat, że nie byłem w stanie nadążyć. Mimo wszystko postanowiłem wziąć sobie te słowa do serca. – No to może opowiesz mi coś jeszcze o Akatsuki?
- W czasie świetności było nas łącznie dziewięć osób. Firma Uchiha Corporation dopiero co wchodziła na rynek modelingowy. Wcześniej zajmowała się tylko organizacją różnych eventów. Więc można powiedzieć, że byliśmy takimi królikami doświadczalnymi. Sasuke, który z racji powiązań rodzinnych zawsze kręcił się gdzieś w pobliżu, często też łapał się z nami na jakieś panele lub teledyski. Nawet nie wyobrażasz sobie jakim był kiedyś żywiołowym dzieckiem! – Hoshigaki uśmiechnął się do własnych wspomnień.
- Trochę mu się odmieniło – stwierdziłem. Zaraz tego pożałowałem, ponieważ mój towarzysz widocznie stracił część dobrego humoru.
- Myślę, że ta historia wymaga lepszej sytuacji niż rozciąganie na podłodze siłowni – odpowiedział, po czym jak gdyby nigdy nic opowiadał dalej. – Tak czy siak, był moment gdy zastanawialiśmy się czy w jakiś sposób nie wkręcić go do Akatsuki, w końcu stanęło jednak na utworzeniu nowej ekipy. I tak z Sasuke, który został wybrany liderem, powstała grupa Konohy. A niedługo potem, przez.. pewien incydent Akatsuki oficjalnie zeszło ze sceny.
- Nie żałowaliście faktu przerywania kariery w tak młodym wieku?
- Zdarzają się w życiu momenty, które wymagają od nas drastycznych działań Naruto.
- Serio coraz mniej rozumiem. – Czułem rosnącą wewnątrz mnie irytacje. Nikt mi nic nie chciał powiedzieć, kurde no!
- Bez urazy, ale myślę że to nie jest dla ciebie odpowiednia pora. – To stwierdzenie zadziałało jak kubeł zimnej wody. W sumie miał rację. Jestem tu całkowicie nowy i nie mam prawa wymagać od nikogo by zwierzał mi się ze swojego prywatnego życia. Chyba trochę się zapędziłem.
- Przepraszam – burknąłem.
- Nie masz za co, nie zrozum mnie źle. Po części mogę wyobrazić sobie jak się czujesz. Nowy w firmie, daleko od domu, niepewny przyszłości, a każdy dookoła ma jakieś mroczne tajemnice. Ale jedyną radą jest tylko cierpliwość. Daj sobie na wstrzymanie i słuchaj się Sasuke co powinno uchronić cię od kłopotów. A resztę zostaw nam, swoim starszym kolegom.
- Nam?
- Tak jak już mówiłem, w Akatsuki podjęliśmy decyzję by stworzyć nową grupę, która stanie się twarzą firmy. Jej pierwszym członkiem był właśnie Sasuke. Kolejne osoby dołączały i szybko wybrały chłopaka na swojego lidera. Fakt że Konoha została oficjalnie zaakceptowana przez fanów, wcale nie oznaczał dla Akatsuki wolnego. Zdecydowaliśmy się zostać w firmie i wspierać was jak tylko możemy, wypełniając naszą sekretną misję.
- Sekretną misję?
- Haha wybacz, to kolejny sekret.
- To okrutne! – jęknąłem.
- Na wszystko przyjdzie czas. Na razie powinieneś skupić się na zaaklimatyzowaniu w ekipie.
- Myślisz, że dam sobie radę?
- Z czym masz sobie dać radę Naruto?
- No.. Z tym wszystkim. Nie wiem czy się nadaję by być członkiem Konohy. Nie jestem pewny czy ich nie zawiodę i czy mnie polubią bardziej niż teraz, gdy pewnie tylko dają mi kredyt zaufania. Nie jestem też pewny czy w ogóle do nich pasuję.
- Co do tych dwóch pierwszych to myślę, że wszystko zależy od ciebie. Lecz mogę zapewnić, że na pewno do nich pasujesz. Tak się składa, że Konoha nie jest zgromadzeniem przykładowych ludzi. Każdy członek ma swoją wyjątkową historię mniej lub bardziej kolorową.
- Masz na myśli..?
- Że niestety nie jesteś jedynym, który niechętnie wspomina przeszłość.
*
Osunąłem się na ziemię, wygodnie
moszcząc się w brodziku prysznica. Ciepła woda spływała po mnie niwelując ból.
Gdy przesunąłem się w bok by woda nie spływała mi na twarz, mimowolnie się
skrzywiłem. Najwidoczniej naruszyłem jednego z moich licznych siniaków. Zaś
sprawcą ich był mój trzeci trener, a także kolega z Konohy.
*
Gdy podeszliśmy Kiba aż zapiał z
zachwytu. Tak o to ukazały się przede mną owe tajemnicze konstrukcje postawione
z tyłu siłowni. Okazały się one rampami dla deskorolek i rowerów w stylu bmx.
- Możesz nie uwierzyć, ale to wszystko powstało zaledwie parę tygodni temu. – Inuzuka szybko podszedł do jednej z nich. – Nie mogłem doczekać się by je tu z tobą wypróbować! Sam wczoraj trochę pojeździłem i to jest naprawdę coś wspaniałego! A więc tak, zacznijmy może od nazewnictwa. Ta konstrukcja przy ścianie z drabinką do wejścia to zwykła rampa. Można na niej jeździć w te i z powrotem wykonując różne powietrzne triki, a dzięki wysokiemu spadowi od razu dostajemy idealną prędkość. Te rury co stoją obok to rail, które przechodzą w rail łamany. Czyli, że po prostu z jednej strony opadają. Mamy jeszcze grindbox, co w prostych słowach można nazwać po prostu prostokątnym podestem o wysokości jakiś 20 centymetrów.
- A...ha. – tylko tyle dałem radę powiedzieć, ponieważ bardzo mało zrozumiałem.
- No to do roboty, wskakuj na deskę! – Kiba kopnął w moją stronę deskorolkę, przez co podjechała do moich stóp. Spojrzałem na nią niepewnie. Była całkiem nowa, czarna i niczym się nie wyróżniająca. – A ja ci pokażę małą prezentację, czego nauczysz się w najbliższym czasie.
- Dlaczego to właśnie ja mam się tego uczyć, skoro ty już to wszystko potrafisz? – Zapytałem po tym jak Kiba pokazał mi widowiskowe triki. Były to różne flipy (skoki i podstawowe triki), grind’y (wykonywane zazwyczaj na murkach) i slide’y (wykonywane na rurach). Nazw bardziej szczegółowych nie znałem a i te wyżej wymienione przyswoiłem tylko dzięki krzykom Kiby.
- Bo to część twojego image a nie mojego. – Chłopak kopnął deskę, która elegancko wpadł mu do rąk. – Nie mamy na to większego wpływu.
Tak o to poznałem chyba jedną z przyczyn, dlaczego Sasuke nazwał firmę teatrem marionetek. Choć jak dla mnie to określenie i tak jest zbyt groteskowe. Otóż każdy z Konohy otrzymuje swój image, którego trzyma się cały czas przed publicznością, realizując wcześniej napisane dla nich scenariusze. Nie liczy się to czy dany charakter pasuje do danego modela, czy jest jego całkowitym przeciwieństwem.
Patrzyłem chwilę zszokowany na Kibę wyjaśniającego mi ten fakt ze stoickim spokojem. W jego słowach czuć było lekką gorycz, którą maskował uśmiechem.
- Nie wiedziałeś o tym? – spytał.
- Sasuke mi nie powiedział tego wprost, choć trochę się domyślałem po wizycie u Konan.
- Czyli pewnie wolał byś sam się przekonał.
- Czy nie męczy was fakt, że musicie cały czas udawać?
- Taki łączy nas kontrakt Naruto. Tego wymaga od nas szef, a my nie możemy się oprzeć. – Nie wiedziałem co powiedzieć, ale Kiba chyba tego ode mnie nie oczekiwał. – Niedługo sam zobaczysz na żywo jak to działa. A teraz nie ma co gadać o smutach, przystępujemy do nauki!
- Możesz nie uwierzyć, ale to wszystko powstało zaledwie parę tygodni temu. – Inuzuka szybko podszedł do jednej z nich. – Nie mogłem doczekać się by je tu z tobą wypróbować! Sam wczoraj trochę pojeździłem i to jest naprawdę coś wspaniałego! A więc tak, zacznijmy może od nazewnictwa. Ta konstrukcja przy ścianie z drabinką do wejścia to zwykła rampa. Można na niej jeździć w te i z powrotem wykonując różne powietrzne triki, a dzięki wysokiemu spadowi od razu dostajemy idealną prędkość. Te rury co stoją obok to rail, które przechodzą w rail łamany. Czyli, że po prostu z jednej strony opadają. Mamy jeszcze grindbox, co w prostych słowach można nazwać po prostu prostokątnym podestem o wysokości jakiś 20 centymetrów.
- A...ha. – tylko tyle dałem radę powiedzieć, ponieważ bardzo mało zrozumiałem.
- No to do roboty, wskakuj na deskę! – Kiba kopnął w moją stronę deskorolkę, przez co podjechała do moich stóp. Spojrzałem na nią niepewnie. Była całkiem nowa, czarna i niczym się nie wyróżniająca. – A ja ci pokażę małą prezentację, czego nauczysz się w najbliższym czasie.
- Dlaczego to właśnie ja mam się tego uczyć, skoro ty już to wszystko potrafisz? – Zapytałem po tym jak Kiba pokazał mi widowiskowe triki. Były to różne flipy (skoki i podstawowe triki), grind’y (wykonywane zazwyczaj na murkach) i slide’y (wykonywane na rurach). Nazw bardziej szczegółowych nie znałem a i te wyżej wymienione przyswoiłem tylko dzięki krzykom Kiby.
- Bo to część twojego image a nie mojego. – Chłopak kopnął deskę, która elegancko wpadł mu do rąk. – Nie mamy na to większego wpływu.
Tak o to poznałem chyba jedną z przyczyn, dlaczego Sasuke nazwał firmę teatrem marionetek. Choć jak dla mnie to określenie i tak jest zbyt groteskowe. Otóż każdy z Konohy otrzymuje swój image, którego trzyma się cały czas przed publicznością, realizując wcześniej napisane dla nich scenariusze. Nie liczy się to czy dany charakter pasuje do danego modela, czy jest jego całkowitym przeciwieństwem.
Patrzyłem chwilę zszokowany na Kibę wyjaśniającego mi ten fakt ze stoickim spokojem. W jego słowach czuć było lekką gorycz, którą maskował uśmiechem.
- Nie wiedziałeś o tym? – spytał.
- Sasuke mi nie powiedział tego wprost, choć trochę się domyślałem po wizycie u Konan.
- Czyli pewnie wolał byś sam się przekonał.
- Czy nie męczy was fakt, że musicie cały czas udawać?
- Taki łączy nas kontrakt Naruto. Tego wymaga od nas szef, a my nie możemy się oprzeć. – Nie wiedziałem co powiedzieć, ale Kiba chyba tego ode mnie nie oczekiwał. – Niedługo sam zobaczysz na żywo jak to działa. A teraz nie ma co gadać o smutach, przystępujemy do nauki!
*
Wyszedłem spod prysznica,
owijając się w puchowy ręcznik. Poznanie jednej z tajemnic Uchiha Corporation
trochę dało mi inny pogląd na sytuację. Image.
Rola, którą musimy odgrywać bez przerwy dbając przed fanami o pozory.
Oszukując zarówno ich jak i siebie. Miałem mieszane odczucia. Przed oczami
stanął mi Sasuke. Zmuszony do ciągłego uśmiechania, mimo swojej ponurej natury.
Aż trochę zrobiło mi się głupio, że nazwałem go dwulicowym. Ale tylko trochę.
Każdy dzień w UC był dla mnie pełen nowości. Poznawanie coraz to kolejnych członków Akatsuki, a także informacja że każdy z Konohy ma swoiste rozdwojenie jaźni. Musiałem zapamiętać kto jaką rolę gra, by przypadkiem się nie pomylić. Przez to nie byłem z początku pewny, które oblicze jest tym prawdziwym.
Każdy dzień w UC był dla mnie pełen nowości. Poznawanie coraz to kolejnych członków Akatsuki, a także informacja że każdy z Konohy ma swoiste rozdwojenie jaźni. Musiałem zapamiętać kto jaką rolę gra, by przypadkiem się nie pomylić. Przez to nie byłem z początku pewny, które oblicze jest tym prawdziwym.
By spełnić oczekiwania fanów,
model musi cały czas się rozwijać, poznawać rzeczy, które składają się na jego
wizerunek sceniczny. Raz zapytałem Sasuke jak udaje im się tak realistycznie
udawać niektóre rzeczy na zdjęciach i teledyskach. Ten nachylił się do mnie i
powiedział: „Naruto. My nie udajemy. Jesteśmy dla fanów tak realistyczni, tylko
dlatego, że naprawdę umiemy wszystko to czym nas promują. Każdą umiejętność,
która składa się na nasz Image mamy opanowaną w małym palcu. Nie ważne czy jest
to jazda na motorze, rysowanie czy gra w szachy. Tak to już u nas jest.
Zaciskasz zęby i się uczysz. Dla naszego szefa nie liczy się ile włożysz w to
wysiłku, tylko efekt końcowy.”
*
Po wieczornych treningach wraz z
Kibą zazwyczaj udawaliśmy się XV piętro. Musiałem pamiętać by zawsze trzymać
się blisko kogoś, ponieważ nie miałem jeszcze swojej karty dostępu. Tak więc
lądowaliśmy w Kwaterze Głównej Konohy. Od razu na wejściu w oczy rzucał się
gigantycznych rozmiarów telewizor na ścianie w głębi. Choć trafniejszym określeniem
był chyba mini ekran kinowy. Naprzeciwko niego stały kanapy i fotele zdolne
pomieścić 12 osób, a także puchaty dywan. Po bokach znajdowała się półka z
filmami i dwie konsole. Po lewej stronie przy drzwiach stał mini aneks kuchenny
w postaci ekspresu do kawy, czajnika, szafki, lodówki i mikrofalówki, zaś dalej
pod ścianą stały trzy stanowiska komputerowe, których nie powstydziłby się
żaden gamer. Po trzy ekrany do jednej maszyny z jeszcze jednym telewizorem
powyżej naprawdę robiły wrażenie. Po prawej zaś była obszerna biblioteka,
oddzielona od ekranu ścianką działową wraz z kolejnymi fotelami przystosowanymi
do czytania. Na samym środku pomieszczenia stała prostokątna kanapa, która z
każdej strony miała ustawiony stolik. Zaś za oparciami był przeszklony barek z
napojami i alkoholem.
Gdy po jednym z treningów wraz z Kibą znaleźliśmy się w kwaterze głównej, reszta ekipy już tam była. Wzrokiem rozejrzałem się po pomieszczeniu i w oczy wpadł mi Sasuke. Całkowitym zbiegiem okoliczności jako pierwszy. Serio. Siedział koło regału z książkami na obszernym fotelu, pogrążony w lekturze. Nie zwrócił na nasze przybycie większej uwagi. Ino pomachała nam na powitanie, poczym wróciła do rozciągania się na puchatym dywanie. Sakura siedząc obok niej uśmiechnęła się, recytując bezgłośnie słowa z kartki trzymanej w ręce, prawdopodobnie ucząc się ich na pamięć. Zaś na kanapie skierowanej w stronę naściennego telewizora, siedziała Hinata z padem w ręku. Wpatrywała się w migający znaczek pauzy na ekranie.
- Jak ci tam idzie Hinata? – Spytał Kiba, siadając koło niej. Nie mając nic innego do roboty, również podążyłem w jej stronę. Dziewczyna wolno odłożyła pada na kolana i zasłoniła oczy rękami.
- To jest straszne. Serce wali mi jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. – Szepnęła.
- Ale dobrze ci już idzie, trening daje rezultat. Posiedzę z tobą więc dajesz dalej. – Szatyn uśmiechnął się promiennie i poklepał Hinatę po ramieniu. Ta westchnęła cicho. Złapała pada i ruchem głowy odrzuciła grzywkę z czoła. Wcisnęła guzik z boku, wyłączając pauzę. Z głośników rozmieszczonych po bokach siedziska, zaczęły lecieć jęki zombie. Dziewczyna wciskała w zabójczym tempie klawisze zabijając potwory z broni palnej. Miała zaciśnięte usta i piszczała cicho za każdym razem gdy tuż przed nią na ekranie pojawiała się zakrwawiona głowa. Choć dobrze radziła sobie z grą, widać było, że się jej bała.
Usiadłem koło niej po drugiej stronie kanapy. Coś zaszeleściło pod moim nieuważnym tyłkiem. Owe „coś” okazało się gazetą z napisem Top Konoha Test. Był to próbki artykułów do przyszłych wydań magazynu.
Przeleciałem kilka kartek, aż w oczy rzucił mi się tytuł „Gamer.” Było kilka miejsc na zdjęcia jednak tylko jedno było wstawione. Przedstawiało Hinatę w czarnej koszulce z dekoltem ze znakiem Xbox’a i szortach. Siedziała przodem do obiektywu więc można było zobaczyć zacięcie na jej twarzy, gdy w rękach ściskała pada i profesjonalne słuchawki na związanych włosach. Widok ten całkowicie różnił się od przerażonej dziewczyny, która siedziała koło mnie. Westchnąłem cicho, pobieżnie czytając artykuł, w którym napisane było o jej zamiłowaniu do wszelkiego rodzaju gier i krótki wywiad w którym Hinata opowiadała jak uwielbia czasem zagrać w jakąś krwawą strzelankę. Zapewne musiał być to kolejny dodatek do jej Imagu.
Ręka, która znienacka pojawiła się na moim ramieniu wyrwała mnie z otępienia. Spojrzałem w górę. Nade mną stał Sasuke ze swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ruchem głowy wskazał mi na kanapy w głębi pomieszczenia. Nie mówiąc nic odłożyłem gazetę i życząc Hinacie powodzenia w nauce gry poszedłem za nim w tamtym kierunku.
- Da sobie radę – powiedział brunet nie patrząc na mnie. Usiedliśmy na kanapie.
- Wiem – odpowiadając krótko. Uczucie które rodziło się w moim sercu nie miało określonego kształtu. Postanowiłem więc nie drążyć tematu. Tak zapewne wyglądała praca w modelingu w każdym zakątku świata, sam przystałem na taka umowę, więc mój komentarz był zbędny. Nie zmieniało to jednak faktu, że zacząłem zżywać się z tymi ludźmi. Przez cały mój pobyt w tym ogromnym budynku byli mili (dobra z pewnym wyjątkiem). Więc chyba nie ma co się dziwić, że nie potrafiłem o końca uwierzyć, że gdy ekipa Konohy stawała na scenie, przemieniała się w całkowicie innych ludzi.
- No to wracając do twojego debiutu. – Sasuke odpalił telewizor i założył nogę na nogę. Od pewnego czasu zaczęły się przygotowania do wprowadzenia mojej postaci do Konohy. Wielka impreza była już prawie gotowa. W najnowszym magazynie Top Konoha, pojawiła się zajawka by nakręcić fanów. Deidara zrobił zdjęcie nas wszystkich a potem mnie zamalowano na czarno i dodano znak zapytania. Według planu miałem pokazać się dopiero podczas finalnego debiutu na scenie, wcześniej moja osobowość była objęta całkowitą tajemnicą. – Jak już wiesz imprezę rozpocznie nasz koncert. Zakładam, że nie widziałeś żadnego z naszych wystąpień, więc teraz pokarzę ci jeden z nich.
Sasuke nacisnął guzik na pilocie i chwile grzebał w folderach. W końcu odpalił jedno z nagrań. Z głośników popłynęły krzyki wypełnionej po brzegi hali. Scena tonęła w mroku i jedynym źródłem światła były telefonu, flesze aparatów i fluorescencyjne pałki trzymane przez ludzi. Zamarłem w oczekiwaniu. Faktycznie nigdy nie interesowałem się takimi rzeczami, jednak szybko i mnie ogarnęło uczucie ekscytacji i oczekiwania, które zapewne czuli ci wszyscy ludzie.
Na scenie zapalił się reflektor skierowany pionowo w dół. W jej blasku pojawiła się postać, halę ogarnęła muzyka. Tak o to miałem idealny wgląd jak zmieniają się na scenie członkowie Konohy.
Postać, którą okazał się Sasuke przebiegła się na sam przód sceny. Uśmiechając się promiennie, co widoczne było na telebimie po boku sceny, machał do fanów i puszczał oczko do fanek. Ukłonił się wszystkim zamaszyście. Mimowolnie spojrzałem na mojego towarzysza, który z założonymi rękoma groźnie wpatrywał się w ekran. Następna pojawiła się Hinata. Skąpo ubrana z wyzywającym makijażem, weszła pewnym krokiem na scenie tupiąc ciężkimi butami. Jej zazwyczaj rozpuszczone włosy były związane w kitka. Gdy kamera zrobiła zbliżenie na jej twarz pokazała wszystkim kolczyk na języku. Podeszła do krawędzi i stanęła koło lidera pokazując fanom rogi ułożone z palców na znak powitania. Tak bardzo różniła się od cichej i spokojnej Hinaty, którą poznałem.
Chwilę później w parze pojawiła się Ino wraz z Kibą. Całkowicie inni od zakręconego skejta i energicznej dziewczyny, którzy cały czas planowali jakby tu z zaskoczenia wziąć Sasuke podczas przeróżnych sytuacji. Ino miała na sobie skromną niebieską sukienkę. Zazwyczaj związane jasne włosy opadały kaskadą na plecy i prawe oko. Na jej twarzy widać było delikatne przerażnienie wymieszane z niepewnością. Idący koło niej Kiba miał na sobie idealnie wyprasowaną koszulę i okulary w cienkiej oprawce. Szedł wyprostowany z książką w ręce. Przypominał odpowiedzialnego studenta idącego na zaliczenie z pewnością, że otrzyma 100% z egzaminu. Jak ich poprzednicy również ukłonili się fanom. Blondynka zgięła się w pół skromnie zaplatając ręce przed sobą, szatyn zaś pochylił głowę i poprawił swoje okulary.
Ostatnia na scenie pojawiła się Sakura. Z boku głowy miała spleciony warkocz ze swoich różowych włosów. Ubrana była w czarne legginsy i prosty top. Subtelnym krokiem przeszła przez scenę podzwaniając bransoletkami na rekach. Na skraju zdjęła okulary przeciwsłoneczne i założyła je na głowę. Uśmiechnęła się delikatnie do fanów i dygnęła jak prawdziwa księżniczka. Patrząc na ten obrazek nigdy nie pomyślałbym, że to ta sama impulsywna dziewczyna, która na moich oczach jednym ciosem przepołowiła stolik gdy Kiba jej nie słuchał.
Wszyscy stali koło siebie i patrzyli w tłum. Sasuke stojący na środku jeszcze raz pomachał wszystkim. Fani zaczęli skandować ich imiona nie mogąc doczekać się występu. Chłopak poprawił przyczepiony do policzka mikrofon i powiedział:
- Czas zacząć show. Niech rozbłysnął flesze! – Po kolej zaczęły zapalać się wszystkie reflektory na scenie. Gasły w różnych odstępach czasu tworząc wspaniałe świetle widowisko. Po bokach sceny wybuchły ognie, co wywołało okrzyk zachwytu na hali. Lampy zgasły a gdy rozpaliły się ponownie na scenie stał tylko Sasuke. Z głośników poleciała rockowa muzyka.
Sasuke zastopował nagranie i spojrzał na mnie.
- Schemat zazwyczaj jest podobny. Każdy zaśpiewa solową piosenkę, kilka w duetach i całą ekipą. Nie oczekujemy niemożliwego więc na debiucie wystarczy że nauczysz się słów naszego najbardziej znanego utworu i piosenki, którą dla ciebie przygotowaliśmy. Jutro ją dostaniesz i poćwiczymy.
- Czekaj powiedziałeś tekst piosenki? – Zacząłem. Sasuke spojrzą na mnie nie rozumiejąc. – No bo.. bo ja nigdy.. nigdy nie śpiewałem..
Zimny pot spływał mi po plecach z każdym kolejnym fragmentem zdania. Spiąłem się cały widząc rodzące się czarnych oczach zrozumienie.
- Nigdy? – Powtórzył cicho.
- No bo wiesz, to była taka śmieszna sytuacja. – Zaśmiałem się nerwowo. – W przedszkolu panicznie bałem się mikrofonów. Haha. No a potem jakoś tak nie było okazji..
- Jak mogłem zapomnieć o tak istotnym fragmencie? – Sasuke przyłożył sobie rękę do czoła. Chwilę trwał w tej pozycji, po czym spojrzał na mnie spod byka, aż się wzdrygnąłem. Przez chwilę miałem wrażenie, że się na mnie rzuci. Ten jednak zamiast rozerwać mi gardło, wyjął z kieszeni telefon i odblokował. Na ekranie wyświetlił się zegar. Dochodziła 23.
Gdy po jednym z treningów wraz z Kibą znaleźliśmy się w kwaterze głównej, reszta ekipy już tam była. Wzrokiem rozejrzałem się po pomieszczeniu i w oczy wpadł mi Sasuke. Całkowitym zbiegiem okoliczności jako pierwszy. Serio. Siedział koło regału z książkami na obszernym fotelu, pogrążony w lekturze. Nie zwrócił na nasze przybycie większej uwagi. Ino pomachała nam na powitanie, poczym wróciła do rozciągania się na puchatym dywanie. Sakura siedząc obok niej uśmiechnęła się, recytując bezgłośnie słowa z kartki trzymanej w ręce, prawdopodobnie ucząc się ich na pamięć. Zaś na kanapie skierowanej w stronę naściennego telewizora, siedziała Hinata z padem w ręku. Wpatrywała się w migający znaczek pauzy na ekranie.
- Jak ci tam idzie Hinata? – Spytał Kiba, siadając koło niej. Nie mając nic innego do roboty, również podążyłem w jej stronę. Dziewczyna wolno odłożyła pada na kolana i zasłoniła oczy rękami.
- To jest straszne. Serce wali mi jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. – Szepnęła.
- Ale dobrze ci już idzie, trening daje rezultat. Posiedzę z tobą więc dajesz dalej. – Szatyn uśmiechnął się promiennie i poklepał Hinatę po ramieniu. Ta westchnęła cicho. Złapała pada i ruchem głowy odrzuciła grzywkę z czoła. Wcisnęła guzik z boku, wyłączając pauzę. Z głośników rozmieszczonych po bokach siedziska, zaczęły lecieć jęki zombie. Dziewczyna wciskała w zabójczym tempie klawisze zabijając potwory z broni palnej. Miała zaciśnięte usta i piszczała cicho za każdym razem gdy tuż przed nią na ekranie pojawiała się zakrwawiona głowa. Choć dobrze radziła sobie z grą, widać było, że się jej bała.
Usiadłem koło niej po drugiej stronie kanapy. Coś zaszeleściło pod moim nieuważnym tyłkiem. Owe „coś” okazało się gazetą z napisem Top Konoha Test. Był to próbki artykułów do przyszłych wydań magazynu.
Przeleciałem kilka kartek, aż w oczy rzucił mi się tytuł „Gamer.” Było kilka miejsc na zdjęcia jednak tylko jedno było wstawione. Przedstawiało Hinatę w czarnej koszulce z dekoltem ze znakiem Xbox’a i szortach. Siedziała przodem do obiektywu więc można było zobaczyć zacięcie na jej twarzy, gdy w rękach ściskała pada i profesjonalne słuchawki na związanych włosach. Widok ten całkowicie różnił się od przerażonej dziewczyny, która siedziała koło mnie. Westchnąłem cicho, pobieżnie czytając artykuł, w którym napisane było o jej zamiłowaniu do wszelkiego rodzaju gier i krótki wywiad w którym Hinata opowiadała jak uwielbia czasem zagrać w jakąś krwawą strzelankę. Zapewne musiał być to kolejny dodatek do jej Imagu.
Ręka, która znienacka pojawiła się na moim ramieniu wyrwała mnie z otępienia. Spojrzałem w górę. Nade mną stał Sasuke ze swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ruchem głowy wskazał mi na kanapy w głębi pomieszczenia. Nie mówiąc nic odłożyłem gazetę i życząc Hinacie powodzenia w nauce gry poszedłem za nim w tamtym kierunku.
- Da sobie radę – powiedział brunet nie patrząc na mnie. Usiedliśmy na kanapie.
- Wiem – odpowiadając krótko. Uczucie które rodziło się w moim sercu nie miało określonego kształtu. Postanowiłem więc nie drążyć tematu. Tak zapewne wyglądała praca w modelingu w każdym zakątku świata, sam przystałem na taka umowę, więc mój komentarz był zbędny. Nie zmieniało to jednak faktu, że zacząłem zżywać się z tymi ludźmi. Przez cały mój pobyt w tym ogromnym budynku byli mili (dobra z pewnym wyjątkiem). Więc chyba nie ma co się dziwić, że nie potrafiłem o końca uwierzyć, że gdy ekipa Konohy stawała na scenie, przemieniała się w całkowicie innych ludzi.
- No to wracając do twojego debiutu. – Sasuke odpalił telewizor i założył nogę na nogę. Od pewnego czasu zaczęły się przygotowania do wprowadzenia mojej postaci do Konohy. Wielka impreza była już prawie gotowa. W najnowszym magazynie Top Konoha, pojawiła się zajawka by nakręcić fanów. Deidara zrobił zdjęcie nas wszystkich a potem mnie zamalowano na czarno i dodano znak zapytania. Według planu miałem pokazać się dopiero podczas finalnego debiutu na scenie, wcześniej moja osobowość była objęta całkowitą tajemnicą. – Jak już wiesz imprezę rozpocznie nasz koncert. Zakładam, że nie widziałeś żadnego z naszych wystąpień, więc teraz pokarzę ci jeden z nich.
Sasuke nacisnął guzik na pilocie i chwile grzebał w folderach. W końcu odpalił jedno z nagrań. Z głośników popłynęły krzyki wypełnionej po brzegi hali. Scena tonęła w mroku i jedynym źródłem światła były telefonu, flesze aparatów i fluorescencyjne pałki trzymane przez ludzi. Zamarłem w oczekiwaniu. Faktycznie nigdy nie interesowałem się takimi rzeczami, jednak szybko i mnie ogarnęło uczucie ekscytacji i oczekiwania, które zapewne czuli ci wszyscy ludzie.
Na scenie zapalił się reflektor skierowany pionowo w dół. W jej blasku pojawiła się postać, halę ogarnęła muzyka. Tak o to miałem idealny wgląd jak zmieniają się na scenie członkowie Konohy.
Postać, którą okazał się Sasuke przebiegła się na sam przód sceny. Uśmiechając się promiennie, co widoczne było na telebimie po boku sceny, machał do fanów i puszczał oczko do fanek. Ukłonił się wszystkim zamaszyście. Mimowolnie spojrzałem na mojego towarzysza, który z założonymi rękoma groźnie wpatrywał się w ekran. Następna pojawiła się Hinata. Skąpo ubrana z wyzywającym makijażem, weszła pewnym krokiem na scenie tupiąc ciężkimi butami. Jej zazwyczaj rozpuszczone włosy były związane w kitka. Gdy kamera zrobiła zbliżenie na jej twarz pokazała wszystkim kolczyk na języku. Podeszła do krawędzi i stanęła koło lidera pokazując fanom rogi ułożone z palców na znak powitania. Tak bardzo różniła się od cichej i spokojnej Hinaty, którą poznałem.
Chwilę później w parze pojawiła się Ino wraz z Kibą. Całkowicie inni od zakręconego skejta i energicznej dziewczyny, którzy cały czas planowali jakby tu z zaskoczenia wziąć Sasuke podczas przeróżnych sytuacji. Ino miała na sobie skromną niebieską sukienkę. Zazwyczaj związane jasne włosy opadały kaskadą na plecy i prawe oko. Na jej twarzy widać było delikatne przerażnienie wymieszane z niepewnością. Idący koło niej Kiba miał na sobie idealnie wyprasowaną koszulę i okulary w cienkiej oprawce. Szedł wyprostowany z książką w ręce. Przypominał odpowiedzialnego studenta idącego na zaliczenie z pewnością, że otrzyma 100% z egzaminu. Jak ich poprzednicy również ukłonili się fanom. Blondynka zgięła się w pół skromnie zaplatając ręce przed sobą, szatyn zaś pochylił głowę i poprawił swoje okulary.
Ostatnia na scenie pojawiła się Sakura. Z boku głowy miała spleciony warkocz ze swoich różowych włosów. Ubrana była w czarne legginsy i prosty top. Subtelnym krokiem przeszła przez scenę podzwaniając bransoletkami na rekach. Na skraju zdjęła okulary przeciwsłoneczne i założyła je na głowę. Uśmiechnęła się delikatnie do fanów i dygnęła jak prawdziwa księżniczka. Patrząc na ten obrazek nigdy nie pomyślałbym, że to ta sama impulsywna dziewczyna, która na moich oczach jednym ciosem przepołowiła stolik gdy Kiba jej nie słuchał.
Wszyscy stali koło siebie i patrzyli w tłum. Sasuke stojący na środku jeszcze raz pomachał wszystkim. Fani zaczęli skandować ich imiona nie mogąc doczekać się występu. Chłopak poprawił przyczepiony do policzka mikrofon i powiedział:
- Czas zacząć show. Niech rozbłysnął flesze! – Po kolej zaczęły zapalać się wszystkie reflektory na scenie. Gasły w różnych odstępach czasu tworząc wspaniałe świetle widowisko. Po bokach sceny wybuchły ognie, co wywołało okrzyk zachwytu na hali. Lampy zgasły a gdy rozpaliły się ponownie na scenie stał tylko Sasuke. Z głośników poleciała rockowa muzyka.
Sasuke zastopował nagranie i spojrzał na mnie.
- Schemat zazwyczaj jest podobny. Każdy zaśpiewa solową piosenkę, kilka w duetach i całą ekipą. Nie oczekujemy niemożliwego więc na debiucie wystarczy że nauczysz się słów naszego najbardziej znanego utworu i piosenki, którą dla ciebie przygotowaliśmy. Jutro ją dostaniesz i poćwiczymy.
- Czekaj powiedziałeś tekst piosenki? – Zacząłem. Sasuke spojrzą na mnie nie rozumiejąc. – No bo.. bo ja nigdy.. nigdy nie śpiewałem..
Zimny pot spływał mi po plecach z każdym kolejnym fragmentem zdania. Spiąłem się cały widząc rodzące się czarnych oczach zrozumienie.
- Nigdy? – Powtórzył cicho.
- No bo wiesz, to była taka śmieszna sytuacja. – Zaśmiałem się nerwowo. – W przedszkolu panicznie bałem się mikrofonów. Haha. No a potem jakoś tak nie było okazji..
- Jak mogłem zapomnieć o tak istotnym fragmencie? – Sasuke przyłożył sobie rękę do czoła. Chwilę trwał w tej pozycji, po czym spojrzał na mnie spod byka, aż się wzdrygnąłem. Przez chwilę miałem wrażenie, że się na mnie rzuci. Ten jednak zamiast rozerwać mi gardło, wyjął z kieszeni telefon i odblokował. Na ekranie wyświetlił się zegar. Dochodziła 23.
- No to może
jutro.. – zacząłem, ale Sasuke nie zważając na to co mówię zerwał się z kanapy.
Sekundę później ciągnął mnie za łokieć w stronę wyjścia i rozmawiał przez
telefon.
- Alarm, za minutę widzimy się w studiu, do zobaczenia.
Winda otworzyła się z cichym dzwonkiem gdy Sasuke przejechał po czytniku swoją kartą dostępu. Jak dla mnie użył do tego zdecydowanie więcej siły niż było to potrzebne. Ponownie wciągnął mnie do środka, chcąc przyśpieszyć nasze przemieszczanie. Zanim przeszklone drzwi się zamknęły złapałem wzrok reszty ekipy, który bezgłośnie życzył mi powodzenia i współczuł zarazem.
- Alarm, za minutę widzimy się w studiu, do zobaczenia.
Winda otworzyła się z cichym dzwonkiem gdy Sasuke przejechał po czytniku swoją kartą dostępu. Jak dla mnie użył do tego zdecydowanie więcej siły niż było to potrzebne. Ponownie wciągnął mnie do środka, chcąc przyśpieszyć nasze przemieszczanie. Zanim przeszklone drzwi się zamknęły złapałem wzrok reszty ekipy, który bezgłośnie życzył mi powodzenia i współczuł zarazem.
Pojechaliśmy na VI piętro.
Dzięki wszechmogącemu, bo miałem wrażenie, że jeszcze minuta i Sasuke wygryzł
by się sufitem ze środka. To on nadawał tempo, więc po krótkim sprincie
korytarzem już byliśmy u celu. Weszliśmy do profesjonalnego studia nagrań. Stanąłem w progu z rozdziawionymi ustami.
Każde pomieszczenie w tym budynku robiło wrażenie, więc i to nie było
odstępstwem. Pierwsze co się rzucało w oczy to szklana szyba która dzieliła
studio. Była to wygłuszona część w środku której stały statywy z mikrofonami.
Przed nią stał blat z konsolami dźwiękowymi. Na krześle przed nimi siedział
chłopak o czerwony chłopak, który bawił się słuchawkami. Po chwili spojrzał na
nas zmęczonymi brązowymi oczami.
- Witaj Sasuke. – Powiedział gdy podali sobie ręce.
- Wybacz, że zrywam cię o tak późnej porze, ale mamy pewien problem. A to jest Naruto. To dla niego pisałeś piosenkę. – Brunet wskazał na mnie. Przestałem patrzeć się na winylowe płyty na ścianie i podszedłem do chłopaków.
- Mimo mi. – Powiedziałam do czerwonowłosego chłopaka. Zmrużył oczy w groźnym wyrazie.
- Sasori, dźwiękowiec. – Wyglądał młodo, jednak było to mylne wrażenie. Widziałem że jest jednym z modeli Akatsuki, więc był starszy ode mnie o minimum kilka lat. – No to coś się stało? Nagrania miały być dopiero jutro.
- Mamy problem. – Sasuke oparł się o blat z konsolami. – Przy planowaniu debiutu założyliśmy, że nie gra na żadnym instrumencie, ma nikłą kondycję i że nigdy nie występował. Pomyśleliśmy nawet, że nie zdoła opanować popisowego numeru więc załatwiliśmy plan b. Nie pomyśleliśmy tylko o jednym.
- O czym?
- O tym, że on nigdy w życiu nie śpiewał.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Sasori spojrzał na mnie zszokowany.
- Ale że jak nigdy? Że publicznie?
- Noo nie pamiętam żebym kiedykolwiek śpiewał. – Powiedziałem zakłopotany. – Tak jakoś wyszło. Ale nie martwcie się, może nie będzie tak źle. W końcu skoro nigdy tego nie robiłem to chociaż jest szansa że wyjdzie mi to dobrze.
Chciałem załagodzić sytuację, niestety nie wyszło mi to zbytnio. Mężczyźni wcale mnie nie słuchali. Sasuke patrzył w sufit powtarzając coś bezgłośnie, zaś Sasori przeszukiwał szufladę pod blatem z którego wyjął z niego mały kalendarzyk.
- Mamy tydzień. Zacznij z nim szybkie podstawy modulacji i oddychania ja nastawię sprzęt. – Były model założył słuchawki na głowę i w zabójczym tempie zaczął pobudzać konsole do życia. Wciskał guziki, zapalał diody i przesuwał suwaki.
- Choć na bok, przechodzimy do najszybszej lekcji śpiewu na świecie.
Półgodziny później stałem w wygłuszonej części studia. Przed sobą miałem statyw z mikrofonem, na głowie słuchawki a w ręce kartkę papieru. Z drugiej strony szyby stał Sasuke i Sasori. Wpatrywali się we mnie w oczekiwaniu. Zdawałem sobie sprawę, że od tego jak wyjdę zależy czy w tym tygodniu będę spać. Jeśli pójdzie źle, Sasuke będzie w stanie przykuć mnie do mikrofonu i uczyć póki nie wydam czystego dźwięku. Nie chciałem by to się tak skończyło. Już po tej półgodzinie miałem mentalnie dość. W głowie przewijały mi się wszystkie instrukcje. Muszę przyznać, że Uchiha jest dobrym nauczycielem. Przekazuje swoją wiedzę w przystępny sposób. Szybko przedstawił mi jak modulować glos i manipulować przeponą. Problem polega na tym, że wywiera na swoich „uczniach” zbyt dużą presję.
Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na tekst. Były to słowa prostej piosenki. Każdy da radę to zaśpiewać. Ale czy ja też? Powoli zaczął łapać mnie stres. Może ja wcale się nie nadaję do tej branży?
Drzwi do studia otworzyły się nagle i w pomieszczeniu pojawiła się zielona czupryna. Idealnie w momencie gdy w mojej głowie zaczęły rodzić się negatywne myśli. Gościem okazał się Zetsu z talerzem babeczek. Był to jeden z członków Akatsuki, którego zdążyłem już poznać. Bardzo miły chłopak odpowiedzialny za nasze żywienie. Często przesiadywał w kuchni pomagając nam gotować, a także pilnował byśmy jedli zdrowe rzeczy. Był on specyficznym chłopakiem o krótkich, zielonych włosach. To co bardzo rzucało się w oczy to jego tatuaże. Posiadał ich trzy. Na prawym nadgarstku miał czarne koło, na lewym białe, zaś na środku pomiędzy obojczykami koło czarno-białe odpowiednio dla stron. Jak mi wyjaśniał był to jego wkład w walkę przeciwko rasizmowi. Mówił, że każdy człowiek jest wyjątkowy bez względu na kolor skóry, wyznanie czy miejsce zamieszkania. Angażował się też w wiele fundacji walczących z nierównością.
Uśmiechnął się do chłopaków zawadiacko po czym otworzył drzwi do mojego pomieszczenia.
- Słyszałem, że masz problem, więc przyszedłem pomóc. Nie ważne jak ci pójdzie dostaniesz babeczkę więc zero stresu Naruto. – Zetsu puścił do mnie oczko, poczym zamknął drzwi. Pomachał do mnie zza szyby.
Poczułem jak cały stres mnie opuszcza. Ten chłopak miał w sobie coś takiego co rozluźniało napięcie. Miał rację, nie ma co się stresować. Muszę przecież pokazać Sasuke, że się nadaje a potem stać się lepszym od niego.
- Witaj Sasuke. – Powiedział gdy podali sobie ręce.
- Wybacz, że zrywam cię o tak późnej porze, ale mamy pewien problem. A to jest Naruto. To dla niego pisałeś piosenkę. – Brunet wskazał na mnie. Przestałem patrzeć się na winylowe płyty na ścianie i podszedłem do chłopaków.
- Mimo mi. – Powiedziałam do czerwonowłosego chłopaka. Zmrużył oczy w groźnym wyrazie.
- Sasori, dźwiękowiec. – Wyglądał młodo, jednak było to mylne wrażenie. Widziałem że jest jednym z modeli Akatsuki, więc był starszy ode mnie o minimum kilka lat. – No to coś się stało? Nagrania miały być dopiero jutro.
- Mamy problem. – Sasuke oparł się o blat z konsolami. – Przy planowaniu debiutu założyliśmy, że nie gra na żadnym instrumencie, ma nikłą kondycję i że nigdy nie występował. Pomyśleliśmy nawet, że nie zdoła opanować popisowego numeru więc załatwiliśmy plan b. Nie pomyśleliśmy tylko o jednym.
- O czym?
- O tym, że on nigdy w życiu nie śpiewał.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Sasori spojrzał na mnie zszokowany.
- Ale że jak nigdy? Że publicznie?
- Noo nie pamiętam żebym kiedykolwiek śpiewał. – Powiedziałem zakłopotany. – Tak jakoś wyszło. Ale nie martwcie się, może nie będzie tak źle. W końcu skoro nigdy tego nie robiłem to chociaż jest szansa że wyjdzie mi to dobrze.
Chciałem załagodzić sytuację, niestety nie wyszło mi to zbytnio. Mężczyźni wcale mnie nie słuchali. Sasuke patrzył w sufit powtarzając coś bezgłośnie, zaś Sasori przeszukiwał szufladę pod blatem z którego wyjął z niego mały kalendarzyk.
- Mamy tydzień. Zacznij z nim szybkie podstawy modulacji i oddychania ja nastawię sprzęt. – Były model założył słuchawki na głowę i w zabójczym tempie zaczął pobudzać konsole do życia. Wciskał guziki, zapalał diody i przesuwał suwaki.
- Choć na bok, przechodzimy do najszybszej lekcji śpiewu na świecie.
Półgodziny później stałem w wygłuszonej części studia. Przed sobą miałem statyw z mikrofonem, na głowie słuchawki a w ręce kartkę papieru. Z drugiej strony szyby stał Sasuke i Sasori. Wpatrywali się we mnie w oczekiwaniu. Zdawałem sobie sprawę, że od tego jak wyjdę zależy czy w tym tygodniu będę spać. Jeśli pójdzie źle, Sasuke będzie w stanie przykuć mnie do mikrofonu i uczyć póki nie wydam czystego dźwięku. Nie chciałem by to się tak skończyło. Już po tej półgodzinie miałem mentalnie dość. W głowie przewijały mi się wszystkie instrukcje. Muszę przyznać, że Uchiha jest dobrym nauczycielem. Przekazuje swoją wiedzę w przystępny sposób. Szybko przedstawił mi jak modulować glos i manipulować przeponą. Problem polega na tym, że wywiera na swoich „uczniach” zbyt dużą presję.
Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na tekst. Były to słowa prostej piosenki. Każdy da radę to zaśpiewać. Ale czy ja też? Powoli zaczął łapać mnie stres. Może ja wcale się nie nadaję do tej branży?
Drzwi do studia otworzyły się nagle i w pomieszczeniu pojawiła się zielona czupryna. Idealnie w momencie gdy w mojej głowie zaczęły rodzić się negatywne myśli. Gościem okazał się Zetsu z talerzem babeczek. Był to jeden z członków Akatsuki, którego zdążyłem już poznać. Bardzo miły chłopak odpowiedzialny za nasze żywienie. Często przesiadywał w kuchni pomagając nam gotować, a także pilnował byśmy jedli zdrowe rzeczy. Był on specyficznym chłopakiem o krótkich, zielonych włosach. To co bardzo rzucało się w oczy to jego tatuaże. Posiadał ich trzy. Na prawym nadgarstku miał czarne koło, na lewym białe, zaś na środku pomiędzy obojczykami koło czarno-białe odpowiednio dla stron. Jak mi wyjaśniał był to jego wkład w walkę przeciwko rasizmowi. Mówił, że każdy człowiek jest wyjątkowy bez względu na kolor skóry, wyznanie czy miejsce zamieszkania. Angażował się też w wiele fundacji walczących z nierównością.
Uśmiechnął się do chłopaków zawadiacko po czym otworzył drzwi do mojego pomieszczenia.
- Słyszałem, że masz problem, więc przyszedłem pomóc. Nie ważne jak ci pójdzie dostaniesz babeczkę więc zero stresu Naruto. – Zetsu puścił do mnie oczko, poczym zamknął drzwi. Pomachał do mnie zza szyby.
Poczułem jak cały stres mnie opuszcza. Ten chłopak miał w sobie coś takiego co rozluźniało napięcie. Miał rację, nie ma co się stresować. Muszę przecież pokazać Sasuke, że się nadaje a potem stać się lepszym od niego.
*
Stojąc na puchowym dywaniku
zacząłem się wycierać. Na wspomnienie mojego debiutu w studiu nagraniowym,
uśmiech aż cisnął mi się na usta. To był pierwszy raz gdy w oczach Sasuke
zobaczyłem błysk uznania, który zawitał tam zaraz po wyrazie ulgi. Mignął tak
może przez sekundę, ale jednak.
Poszło mi na prawdę nieźle jak na pierwszy raz. Najwidoczniej mam do tego naturalne predyspozycje. Albo to zasługa genów, albo pierwszy raz w życiu mam farta.
Zetsu skakał z radości, zajadając babeczkę, a Sasori zwiesił głowę w geście ulgi. Uśmiechnąłem się do nich i zdjąłem słuchawki. Byłem z siebie dumny. Nie zawiodłem ani siebie, ani Sasuke ani naszych starszych kolegów z Akatsuki.
Poszło mi na prawdę nieźle jak na pierwszy raz. Najwidoczniej mam do tego naturalne predyspozycje. Albo to zasługa genów, albo pierwszy raz w życiu mam farta.
Zetsu skakał z radości, zajadając babeczkę, a Sasori zwiesił głowę w geście ulgi. Uśmiechnąłem się do nich i zdjąłem słuchawki. Byłem z siebie dumny. Nie zawiodłem ani siebie, ani Sasuke ani naszych starszych kolegów z Akatsuki.
Akatsuki było grupą byłych
modeli UC, aktualnie wspierających Konohę od zaplecza. Poznałem ich już prawie
wszystkich. Niektórzy byli dostępni prawie codziennie w budynku jak Deidara
fotograf, Kisame trener i ochroniarz oraz Zetsu nasz kucharz dietetyk. Kilku
pojawiało się gdy byli potrzebni, załatwiając różne sprawy jak Konan stylistka,
Sasori dźwiękowiec i Hidan szofer. Ale byli też tacy, którzy byli ciągle
zajęci. Na przykład taki Kakuzu, który cały czas był za granicą i nigdy go na
oczy nie widziałem i Pein, czyli obecny lider Akatsuki, który był tak zajęty
przygotowaniami fo mojego debiutu, że rozmawiał ze mną tylko raz przez telefon.
Była jeszcze jedna osoba. Itachi. Dziewiąty, mistyczny członek Akatsuki jak lubiłem go nazywać. A było tak dlatego, że nikt o nim nigdy nie wspominał, z wyjątkiem Kisame, który raz o nim napomknął. Wtedy jednak nie wiedziałem, że nie należy już do Akatsuki, więc straciłem szansę na dopytanie o niego.
Tak naprawdę nie wiem czy już nie należy do Akatsuki czy może stało się coś innego. Musi być to dość drażliwy temat, ponieważ Deidara i Konan których pytałem odesłali mnie do Sasuke, zaś ten się na mnie po prostu wydarł. No dobra nie krzyczał. Raczej warczał. Powiedział do mnie wtedy coś w stylu, że lepiej by się dla mnie skończyło, jeśli założyłbym, że osoba o imieniu Itachi nie istnieje i o nią nie pytał. Skapitulowałem więc, zamiatając temat pod dywan. Obiecałem sobie jednak, że albo znajdę informację z innych źródeł, albo kiedyś przycisnę Sasuke. Na to był jednak na razie czas.
Powoli wklepywałem w twarz krem nawilżający. Konan zrobiła mi bardzo obszerny wykład na temat dbania o urodę i specyfikach, które sprawią że będę wyglądał jak młody bóg bez fotoszopa. Podczas nakładaniu jakiegoś mazidła pod oczy wzięło mnie na chwilę nostalgii. W końcu jeszcze miesiąc temu do dyspozycji miałem tylko białego jelenia. Ciekawe co u mojego ojca chrzestnego? Wyrwałem się od niego tak nagle i cieszę się z tego, ale to nie zmienia faktu że trochę się martwiłem. Czy sobie radzi? Będę musiał się tym zainteresować. Mimo wszystko była to moja jedyna rodzina. A co w szkole? Według pana Madary zostałem z niej wypisany więc nie mogę już tam wrócić. Ciekawe czy Karin sobie radzi na lekcjach z dyrektorem? Czy w ogóle ktoś zauważył że zniknąłem? Może Gaara. Muszę się z nim w jakiś sposób niedługo skontaktować. W końcu był to mój jedyny kolega.
Była jeszcze jedna osoba. Itachi. Dziewiąty, mistyczny członek Akatsuki jak lubiłem go nazywać. A było tak dlatego, że nikt o nim nigdy nie wspominał, z wyjątkiem Kisame, który raz o nim napomknął. Wtedy jednak nie wiedziałem, że nie należy już do Akatsuki, więc straciłem szansę na dopytanie o niego.
Tak naprawdę nie wiem czy już nie należy do Akatsuki czy może stało się coś innego. Musi być to dość drażliwy temat, ponieważ Deidara i Konan których pytałem odesłali mnie do Sasuke, zaś ten się na mnie po prostu wydarł. No dobra nie krzyczał. Raczej warczał. Powiedział do mnie wtedy coś w stylu, że lepiej by się dla mnie skończyło, jeśli założyłbym, że osoba o imieniu Itachi nie istnieje i o nią nie pytał. Skapitulowałem więc, zamiatając temat pod dywan. Obiecałem sobie jednak, że albo znajdę informację z innych źródeł, albo kiedyś przycisnę Sasuke. Na to był jednak na razie czas.
Powoli wklepywałem w twarz krem nawilżający. Konan zrobiła mi bardzo obszerny wykład na temat dbania o urodę i specyfikach, które sprawią że będę wyglądał jak młody bóg bez fotoszopa. Podczas nakładaniu jakiegoś mazidła pod oczy wzięło mnie na chwilę nostalgii. W końcu jeszcze miesiąc temu do dyspozycji miałem tylko białego jelenia. Ciekawe co u mojego ojca chrzestnego? Wyrwałem się od niego tak nagle i cieszę się z tego, ale to nie zmienia faktu że trochę się martwiłem. Czy sobie radzi? Będę musiał się tym zainteresować. Mimo wszystko była to moja jedyna rodzina. A co w szkole? Według pana Madary zostałem z niej wypisany więc nie mogę już tam wrócić. Ciekawe czy Karin sobie radzi na lekcjach z dyrektorem? Czy w ogóle ktoś zauważył że zniknąłem? Może Gaara. Muszę się z nim w jakiś sposób niedługo skontaktować. W końcu był to mój jedyny kolega.
Zmiany nadeszły tak szybko. Przeprowadziłem się. Rzuciłem szkołę. No
dobra aż tak źle nie jest. Według Sasuke, członkowie Konohy mają swoich
prywatnych nauczycieli, którzy doszkalają ich w przerwach między pracą. Więc
uczyć się będę dalej tylko w systemie wielozmianowym. To dobrze, w końcu nie
wiem ile czasu będę modelem. Zawsze lepiej mieć plan B.
Gdy ubrałem się w dres do spania, stanąłem przed lustrem. Ręką dotknąłem gładkiej tafli. Moje odbicie wykonało ten sam gest. Spojrzałem w moje niebieskie oczy. Pełne małych świecących iskierek. Na jasne mocne włosy. Już nie tak zniszczoną cerę i zapadłe policzki. Zmieniłem się. Jak niewiele potrzeba by człowiek odżył. Myślę, że teraz byłem bardziej podobny do mojego ojca. Szkoda, że nie miałem żadnego zdjęcia bym mógł porównać.
Wyszedłem z łazienki. Sasuke siedział na swoim łóżku, trzymając na kolanach gitarę. Brzdąkał cicho spokojną melodię. Rzuciłem się na moją miękką pościel. Po chwili przewróciłem się na plecy i zamknąłem oczy. Dźwięki rozbrzmiały w mojej głowie i aż zadrżałem. To już jutro. Mój wielki dzień i debiut. Jutro rozstrzygnie się czy fani mnie zaakceptują a ja zostanę tu na dłużej. Dlatego momentu pobierałem niezliczoną ilość lekcji, ćwiczyłem układy, jazdę na deskorolce. Już jutro wyjdę na scenę. Przestanę być Naruto Uzumakim, zaś odrodzę się jako Naruto – model Konohy, skejt i posiadasz uwięzionego w ciele demona. Uśmiechnąłem się do własnych myśli. Byłem gotowy.
**
12 stron w wordzie, jet moc. Kończymy prawie wstęp opowiadania [taki tam wstęp na 9 rozdziałów a co mi tam]. Są już Akasie i nasza Konoha. Mam nadzieję, że wszystkie aspekty jak na razie są dla was zrozumiałe. Niedługo będzie już więcej Saska. Serio nie mogę się już tego doczekać xd. I zacznie się coś dziać między naszymi bohaterami, więc czekajcie ;3.
Gdy ubrałem się w dres do spania, stanąłem przed lustrem. Ręką dotknąłem gładkiej tafli. Moje odbicie wykonało ten sam gest. Spojrzałem w moje niebieskie oczy. Pełne małych świecących iskierek. Na jasne mocne włosy. Już nie tak zniszczoną cerę i zapadłe policzki. Zmieniłem się. Jak niewiele potrzeba by człowiek odżył. Myślę, że teraz byłem bardziej podobny do mojego ojca. Szkoda, że nie miałem żadnego zdjęcia bym mógł porównać.
Wyszedłem z łazienki. Sasuke siedział na swoim łóżku, trzymając na kolanach gitarę. Brzdąkał cicho spokojną melodię. Rzuciłem się na moją miękką pościel. Po chwili przewróciłem się na plecy i zamknąłem oczy. Dźwięki rozbrzmiały w mojej głowie i aż zadrżałem. To już jutro. Mój wielki dzień i debiut. Jutro rozstrzygnie się czy fani mnie zaakceptują a ja zostanę tu na dłużej. Dlatego momentu pobierałem niezliczoną ilość lekcji, ćwiczyłem układy, jazdę na deskorolce. Już jutro wyjdę na scenę. Przestanę być Naruto Uzumakim, zaś odrodzę się jako Naruto – model Konohy, skejt i posiadasz uwięzionego w ciele demona. Uśmiechnąłem się do własnych myśli. Byłem gotowy.
**
12 stron w wordzie, jet moc. Kończymy prawie wstęp opowiadania [taki tam wstęp na 9 rozdziałów a co mi tam]. Są już Akasie i nasza Konoha. Mam nadzieję, że wszystkie aspekty jak na razie są dla was zrozumiałe. Niedługo będzie już więcej Saska. Serio nie mogę się już tego doczekać xd. I zacznie się coś dziać między naszymi bohaterami, więc czekajcie ;3.
Dedykacja dla mnie? :-)))) Wiesz jak zrobić dobrze swoim czytelnikom. Miło mi jak cho.....
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału: Wstęp do historii super!!! Dzięki Tobie w tym opowiadaniu uwielbiam całą ekipę Akatsuki. Dwie twarze bohaterów, to szok w szczególności w kwestii Hinaty. Się jej rola trafiła, nie ma co ;-) Każdy dobrze gra swoją postać. Dobrze, że Naruto ma być demonem, bo w wersji ulizanego gościa go nie widzę. On pewnie nie dałby rady być nadto poważny.
Co do głównych bohaterów, to ja chyba bardziej od Ciebie nie mogę się doczekać, kiedy Naruto i Sasuke zaczną wariować.
Mam też nadzieję, że Itachi się odnajdzie. Jest tylko jeden sposób aby się tego dowiedzieć ;-) musisz dalej pisać tą historię. Więc przesyłam Ci dużo chęci do tworzenia!
weny, by mogło powstać więcej takich rozdziałów!!! -:)
Yay nareszcie :D czekałam czekałam i się doczekałam. Uwielbiam Twoje opowiadanie. Ma w sobie coś przyciągającego :)
OdpowiedzUsuńTajemnice, tajemnice, tajemnice. Cała firama jest jedną wielką zagadką.
Pierwszy występ Naru. Nie mogę się doczekać tego co pokaże. Ciekawe, czy Karin będzie akurat oglądać występ Konohy. W buty ją wsadzi jak rozpozna przyjaciela haha.
Czekam na ciąg dalszy. Ale nie trzymaj nas długo w niewiedzy.
Całuję i dużo weny. Trzymaj tak dalej! ;)
Dziękuje za dedykację!! <3
OdpowiedzUsuńZa wiele to ja nie powiem, bo za mało słów s słowniku mam XD
Bardzo podobał mi się ten rozdział. I do tego taki długi! Marzenie po prostu. A co bd w 9 rozdziale?! Naruciak będzie śpiewać! Normalnie sie na to napaliłam, że spać chyba nie będę.
Weny~~!
Łojezusiu, Buddo i inne bóstwa!
OdpowiedzUsuńWspaniała długość :* Już chce kolejny, już, już, JUŻ! Błagam nie trzymaj mnie w tak bolącym oczekiwaniu :(
Twoje prace mogę czytać na okrągło, wszystkie, dosłownie!
I tak robię.
Ten rozdział znam już prawie na pamięć, dlatego błagam Cię. Wstaw już kolejny, proszę :)
P.s
Mam nadzieje, że Mikołaj podrzucił Ci pod choinkę worek weny, jeśli nie to oby naprawił ten błąd jak najszybciej :)
Pozdrawiam
Sora
Hej bardzo lubię twoje opowiadanie. Mam nadzieję że dokończysz opowiadanie kapłan. Tak mnie zaciekawił!!! Proszę odezwij się!!!
OdpowiedzUsuńWitaj, Kochana!
OdpowiedzUsuńZnowu każesz na siebie czekać :( Czekamy wszyscy niecierpliwie i wytrwale :)
Pozdrawiam cieplutko :*
Witam,
OdpowiedzUsuńciekawe jak wypadnie ten debiut, bardzo się stara, trenuje, choć ciekawa jestem reakcji Karin jak to zareaguje kiedy dowie się, ze Naruto stał się nowym nabytkiem... ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie