Dziś rozpoczęłam nowy rodział w życiu, więc i moje opowiadanie dostaje nowy post.
Zapraszam do czytania i komentowania.
***
Niedługo dostanę
wypłatę.. Trzeba będzie opłacić rachunki.
- Nie wierzę, że
mnie nie wybrali.
Ale przez tą wpadkę
zastawą w zeszłym tygodniu, szef
wspominał, że potrąci mi jej koszt.
- Mogło się dostać
przeszło sto osób, więc dlaczego akurat mnie odrzucili?!
I tak mało mi
płacą, więc raczej w tym miesiącu nie starczy na wszystkie wydatki. Znowu.
- Wysłałam chyba z
tysiąc zgłoszeń! No ja po prostu nie wierzę!
A już nie
wspominając o bieżących sprawach, pewnie znów przyjdzie mi się żywić zupkami w
proszku. Zacząłem jej już chyba nawet lubić.
- Taka okazja by
się wykazać przed moim ukochanym poszła się walić!
W pierwszej
kolejności idą opłaty za mieszkanie. Jesteśmy zadłużeni i właściciel groził, że
nas wyrzuci.
- Powinni odrzucić
tą całą biedną hołotę zgadzam się, ale w końcu ja jestem bogatą gwiazdą
wielkiego formatu! Prawda Naruto? Naruto?! NARUTO?! Czy ty mnie słuchasz?
Spojrzałem
mętnym wzrokiem na moją „koleżankę” z ławki. Czyżby moje kiwanie głową nie
wystarczyło?
Dziewczyna
o farbowanych włosach koloru ciemnoczerwonego patrzyła na mnie z
oburzeniem. Miała na imię Karin i była
kimś w rodzaju szkolnej diwy. Czyli obrzydliwie bogatym i rozpieszczonym
autorytetem w dziedzinie wyzywających, obcisłych ubrań oraz mocnego makijażu.
Jak to się stało, że ja, jakże przeciętny chłopak, który miał wielkiego pecha w
życiu i typowy plastik dzielimy razem ławkę? Nie jestem pewny. Najwidoczniej
ignorowanie, jak ktoś zagląda mi przez ramię podczas sprawdzianów i beznamiętne
potakiwanie jako reakcja na jej wieczny potok słów wystarczyło, żeby dostąpić
tego zaszczytu. Mnie prawdę mówiąc było to obojętne. I tak nie miałem znajomych
w klasie. Nie tyle co nie chciałem, co nie miałem czasu na takie rzeczy.
- Sorka, sorka -
zaśmiałem się cicho. - No ale przecież Cię słucham. Mówiłaś o.. "Uchiha
Corporation" prawda? – Zawahałem się tylko na chwilę, co mogło mnie
zdradzić, że wcale nie słuchałem, ale szczęśliwie nie dostrzegła tego.
- Właśnie! Bo
wyobraź sobie, że na pewno odrzucili moje podania, bo jakaś wredna jędza mi zazdrości
i nie chce dopuścić do… - Zwykle jej słucham. Serio. Chociaż połowicznie. Ale
teraz pod koniec miesiąca mam tyle spraw do załatwienia, że brakuje mi już
siły.
"Uchiha
Corporation" jest międzynarodową firmą, utrzymującą się w czołówce
krajowej, oraz zajmującą się praktycznie wszystkim. Udzielają się na scenie
modelingu, kręcą reklamy, ale także nagrywają płyty i organizują koncerty
utworzonego z modelów zespołu. Wydają książki, parę czołowych magazynów, wspierali
produkcję jakiegoś Oscarowego filmu i paru seriali. Mają nawet własną linię
ubrań.
To wszystko wiem od
Karin, która opowiada o tym przez cały czas. Jest nie tylko na bieżąco w
świecie mody, ale także podkochuje się w jednym z modeli. Gada o tym na tyle
często, że zdążyłem przyswoić sobie najważniejsze informacje.
Spojrzałem
na jej stronę ławki. Przed nią leżał otwarty magazyn "Top Konoha",
zamaskowany umiejętnie książką od historii. O ile dobrze kojarzę poświęcony
jest całkowicie czołowej grupie modeli, czy może raczej ikonie wyżej wymienionej
firmy o nazwie "Konoha". Grupa składająca się z bodajże paru osób,
była chyba najbardziej znanymi ludźmi w kraju. Na ich widok piszczały tłumy, a
fani błagali o autografy. Ich twarze były na większości plakatów bilbordów czy plakatów rozwieszonych w mieście.
Na otwartej
stronie widniał wielki napis, ogłaszający nabór do jakiejś akcji reklamowej. To
właśnie o tym mówiła Karin.
Odwróciłem
wzrok, spoglądając na kartkę leżącą przede mną. Było to naprędce napisana lista
rachunków i pilnych spraw do zapłacenia. Tak się składa, że ja nie należę do
tej grupy nastolatków, którzy mogą interesować się życiem innych. Mam już
wystarczająco dużo problemów ze swoim.
Mieszkam
pod jednym dachem z alkoholikiem i przy okazji jedyną osobą, z którą jestem spokrewniony.
Z moim zapijaczonym ojcem chrzestnym żyję od śmierci moich rodziców. Będzie to
już parę bardzo długich lat. Sytuacja zmusiła mnie by porzucić beztroskie życie
i dorosnąć. Widok tego człowieka siedzącego nad kolejną butelką wódki jest tym
co dane było mi widzieć prawie codziennie.
Gdy
tylko osiągnąłem odpowiedni wiek zacząłem szukać jakiejś dorywczej pracy.
Aktualnie pracuję na zmywaku w bardzo podrzędnym barze. Warunki straszne, praca
niska ale za coś trzeba opłacić chociaż część rachunków. Od państwa dostaję
symboliczną rentę po rodzicach, jednak ta zwykle zostaje przechwycona i wydana
na alkohol.
Z ust
dziewczyny wypływały coraz straszniejsze groźby, pod adresem bogu ducha winnych
producentów.
O ile wiem,
ta firma organizowała wielką akcje reklamową dla Toyoty, która postanowiła podbić
również rynek odzieżowy. Do tego szukali pewnej liczby stażystów. Jak widać Karin
nie udało się dostać angażu.
- Nie martw się tym
- powiedziałem w jej stronę. Musiałem jakoś przerwać jej słowotok zanim przejdzie
do gróźb karalnych. - Będzie pewnie jeszcze nie jedna okazja, byś się na coś
załapała.
- No właśnie! -
Krzyknęła w nagłym akcie oświecenia. - Pewnie uznali, że ktoś taki jak ja nie
powinien brać udziału w podrzędnej akcji i wezmą mnie do czegoś większego!
Zagraniczny festiwal, teledysk znanej gwiazdy, a może oni szykują dla mnie
kontrakt! Tak na pewno! Już widzę te blaski fleszy, jak mój ukochany trzyma
mnie za rękę...
- Proszę o ciszę i
zajęcie swoich miejsc. - Rzekł nauczyciel, który wszedł do Sali, wraz z
rozbrzmiewającym dzwonkiem. Zawsze się zastanawiałem jak on to robi. Jakoś
sobie odlicza? - Zaczynamy czytać od drugiego akapitu, tematu numer cztery,
znajdującego się na stronie trzydzieści sześć. Za chwilę będę odpytywał osoby
nie posiadające pracy domowej z poprzedniej lekcji, czyli charakteru i
przyzwyczajeń Napoleona.
Karin spuściła
głowę chowając się prawie cała za książką i pogrążyła w lekturze magazynu.
Nawet ona nie odzywała się na lekcjach z dyrektorem.
Czyli mam
godzinę ciszy i spokoju. Dyrektor mnie lubi. Nie na darmo zdobywało się te
szóstki ze sprawdzianów. Spojrzałem w okno. Drzewa już w pełni się zieleniły,
śnieg dawno odszedł w zapomnienie. Hmm.. po opłacie mieszkania zostaje prąd,
woda i gaz, jeśli najpierw zapłacę..
***
Największe
oblężenie sklepów jest w dniu wypłaty. Na ten dzień pewnie ostrzy sobie zęby
większość producentów. Ludzie korzystając z tego, że mają większą ilość
pieniędzy wybierają sie na duże zakupy. Oczywiście nie liczę osób, które mają
ich na pęczki i galerie handlowe są ich drugim domem. Na przykład taka Karin,
ubrana dziś w różowe, kuse wdzianko i umalowana w bardzo wyzywający makijaż.
Mam wrażenie że był ostrzejszy niż zwykle. W sensie mam wrażenie że te
natężenie cieniów, kresek i pudru było jednak ciut za duże.
Wracając do
tematu. Jest to wręcz idealny okres na podwojenie ilości reklam lub prowadzenie
przeróżnych kampanii promocyjnych. Ten kto wyznaczył taki termin na wielką
akcję reklamową, przeprowadzoną przez – powiedzmy sobie szczerze, idolów
młodzieży, musi na prawdę dobrze znać się na strukturze dzisiejszego rynku.
Albo umieć zagłębić się w psychikę docelowych konsumentów – przykładowo taka
Karin. Widząc swojego idola w ubraniach z jakiejś kolekcji na pewno zapełni
sobie nią całą szafę. W sumie osoba za to odpowiedzialna z pewnością musiała
się znać na obu tych rzeczach.
Akcja
Konochy miało mieć miejsce w SUNA GALLERY. Jest to największa galeria handlowa
w naszym mieście. Śmiało mogę stwierdzić, że to chyba jedna z większych w kraju.
Kiedy weszliśmy do galerii, jak zawsze przytłoczył mnie ogrom tego budynku. Starałem się nie bywać tutaj zbyt często.
Kiedy weszliśmy do galerii, jak zawsze przytłoczył mnie ogrom tego budynku. Starałem się nie bywać tutaj zbyt często.
Miał on
cztery piętra w górę, parter i dwa w dół oraz mieścił około półtora tysiąca
sklepów. Ja bez pomocy mapki, na pewno szybko bym sie zgubił i resztę życia
spędził w jakimś ciemnym, nieczynnym kiblu. Jestem tego pewny.
Do tego miejsca
zaciągnęła mnie Karin, w sobotę z samego rana. W jej magazynie była zapisana
data i dwie galerie, w których miała odbyć się akcja. Podobno członkowie grupy
mieli się podzielić i równolegle przeprowadzić swoje wystąpienie. Nie chciałem
nawet wspominać, że skoro tak, to Karin wcale nie musi spotkać tutaj swojego
idola. Jeśli powiedziałbym to na głos zostałbym
pewnie z wyzywany. I to ostro.
Czemu
wzięła mnie, a nie jakąś swoją psiapsiułę? W sumie dobre pytanie. Dziewczyna
uargumentowała to mniej więcej tak, że pokłóciły się wszystkie właśnie o tego
modela i jego względy. A ponieważ nie wypadało jej przyjść samej, więc uznając,
że ja jej chłopaka nie ukradnę, wybrała mnie. Nawet nie wiem kiedy się
zgodziłem. Najprawdopodobniej potaknąłem jej o jeden raz za dużo.
Moja
powiedzmy znajoma z ławki, ma totalnego fioła na punkcie Sasuke Uchihy, lidera
grupy Konoha. W jego plakatach ma wytapetowany cały pokój, przynajmniej tak mi
się chwaliła. Używa tylko kosmetyków, które on – bądź ewentualnie ktoś z jego
grupy - zareklamował, oraz zna każdą jego piosenkę, wypowiedź i reklamę na
pamięć. Mogłem się o tym niestety przekonać w praktyce.
Nie za
bardzo rozumiem jak można kochać się w osobie, z którą nigdy się nie
rozmawiało. Tylko ciągle patrzeć na jego zdjęcia, wychwalać jego "czarne,
lśniące włosy" oraz "boskie onyksowe oczy". Raz jej to
wytknąłem. Usłyszałem, że się nie znam, że nigdy nie kochałem i że nie wiem co
to znaczy prawdziwa miłość. Z tym ostatnim w sumie muszę się zgodzić. Nigdy nie
miałem czasu uganiać się za żadną dziewczyną. W życiu, mimo że mam już siedemnaście
lat, spodobały mi się może z dwie
dziewczyny, do których jakoś nigdy nie udało mi się specjalnie zbliżyć.
Należałem do osób, które nie były zbyt popularne w szkole.
Wczesne
wstawanie nie sprzyja dobremu samopoczuciu.
- Dzięki temu, że
przyszliśmy wcześniej może uda nam się znaleźć
centrum wydarzeń! - Ekscytowała się Karin. - Choć ty oczywiście i tak musiałeś
sie grzebać. I nawet się nie uczesałeś! Powiedz mi jak ja przy tobie wypadnę!?
- Wypraszam sobie -
powiedziałem przygładzając włosy ręką. - Czesałem się. To już nie moja wina. Tych
włosów nie da się ułożyć.
***
Okrążyliśmy
całą galerię dwa razy. Po środku każdego z pięter na podeście stały plansze
przedstawiające ubrania zawarte w kolekcji. Wokół każdego z nich krążyli ludzie
rozdający ulotki, turkusowe balony z napisem „Toyota”, oraz markowe krówki.
Tymi innymi nie pogardziłem ani razu. Nigdzie jednak Karin nie wypatrzyła
nikogo znanego. Choć nie poskąpiła sobie przyjemności zrobienia zdjęcia z każdą
planszą na, której znajdował się jej ukochany model. Za każdym razem odwracałem
głowę, więc szczerze nawet nie jestem pewny jak ten koleś wygląda.
- Dobra ja siadam -
W ramach osobistego buntu, za wczesne wstawanie zaraz po nocnej zmianie i
ciąganie po sklepach usiadłem na pierwszym lepszym, zdatnym do tego miejscu.
Był to murek otaczający jedną z dwóch niskich fontann, znajdujących się po
dwóch stronach placu. Znajdowaliśmy się aktualnie na piętrze -1. Było to tak
zwane centrum rekreacyjne galerii, z racji usytuowanych tu kawiarni, maszyny do
zdjęć, lodziarni, placu zabaw dla dzieci oraz cukierni. To tutaj najczęściej
ludzie odpoczywali po zakupach lub umawiali się na spotkania towarzyskie.
- Nie mam zamiaru
ominąć mojej życiowej szansy przez twoje lenistwo. - Karin zaczęła spychać mnie
z murka. Na poczekaniu starałem się wymyśleć jakąś wymówkę, która uratowałaby
moje zmęczone nogi.
- Czy to nie miała
być reklama Toyoty? To weź się obróć i powiedz co przypomina Ci ten samochód? -
Wskazałem na czarne auto stojące w samym centrum placu. Chyba wybrałem dobre
miejsce na bunt. Szczerze, to nie dałbym rady chodzić dłużej po tym miejscu.
Jak te wszystkie dziewczyny wytrzymywały to, chodząc dodatkowo na szpilkach?
Jakaś forma masochizmu?
- Może i masz rację
- powiedziała Karin, rozglądając się, chodź dam głowę, że nawet nie spojrzała
na samochód. - W takim razie idę się rozejrzeć za kimś , kto jest za to wszystko
odpowiedzialny. Jestem pewna, że jak Sasuś mnie zobaczy, to od razu się we mnie
zakocha. Wtedy to już na pewno będą mnie błagać bym do nich dołączyła! - I tak
odeszła kręcąc, jak dla mnie za mocno, biodrami. Szybko zniknęła w tłumie,
który swoją drogą zaczął robić się spory. Rozprostowałem zbolałe nogi. Może
kiedyś spytam Karin jak ona to robi, że nawet się dzisiaj nie zmęczyła. Choć
może to być też kwestia wprawy.
Z braku
innych zajęć rozejrzałem się po otoczeniu. Nowa produkcja Toyoty w postaci czarnego samochodu z wielką Miku Hatsune na boku,
stała na turkusowym błyszczącym podwyższeniu. Z mojej fontanny miałem na niego
dobry widok, choć z jakiegoś powodu lampa nad nim się nie świeciła,
pozostawiając auto w lekkim cieniu.
O ile mnie
wzrok nie mylił ktoś na nim siedział. Czyżby kolejny klient zmęczony
chodzeniem? Szybko wykluczyłem tą możliwość. Ochrona by raczej na to nie
pozwoliła. Co ja mówię, pewnie od razu kogoś takiego wyrzuciłaby z galerii.
Rozejrzałem się kontrolnie. Od razu w oczy rzucił mi się mężczyzna w
garniturze, który mówił coś do krótkofalówki. Tajniacy wszystko obserwowali.
Więc czyżby
był to ktoś z tej słynnej Konohy? Sądząc po posturze, był to chłopak. Siedział
na dachu, prawą nogę zgiął w kolanie, lewej pozwalał zwisać z przedniej szyby.
Czarna bluza prawie zlewała się z jego włosami, które lekko wystawały z
naciągniętego kaptura. Jedyne co wyróżniało się, to turkusowe trampki, które
jednak zlewały się włosami naklejonej na szybie Miku. Tłum zdawał się go nie
zauważać, poświęcając uwagę rozgadanym hostessom. Wszystkie dziewczyny tu
zgromadzenie były tak zaaferowane całą ta akcją i robieniem zdjęć rozstawionym
panelom z modelami, że samochodowi pewnie nie poświęciły ani chwili uwagi.
Jakie to zabawne, że ich idol siedzi parę metrów od nich, a one nie zdają sobie
z tego sprawy.
Nie wiem co
one widzą w tym nadętym ćwoku. No dobra nie znam go, ale wystarczy spojrzeć na
jego lekceważącą postawę. Lekko przesunąłem się na murku i mogłem zobaczyć jego
twarz, gdyż rozglądał się dookoła. Obojętna mina nie wyrażała żadnych emocji,
jakby gdzieś miał tych wszystkich ludzi, te wszystkie fanki, które przyszły to
pewnie wyłącznie dla niego i całą tą akcje. Poszczęściło mu się w życiu, jest
sławny, ma kasę i odnosi same sukcesy to pewnie i od razu myśli, że jest lepszy
od innych..
- Siema Naru - Moje
wyżywanie się na być może bogu ducha winnym chłopaku przerwał Gaara. Mój
jeden z nielicznych szkolnych znajomych
z równoległej klasy.
- Co tu robisz? -
spytałem. Ściskając wyciągniętą rękę.
- Praca, Naruto,
praca. Mam przerwę - westchnął ciężko siadają koło mnie.
- Mam już dość tych
wszystkich ludzi. „Przepraszam bardzo, czy ma pan może dietetyczne ciastka? Ale
najlepiej z lukrem i dżemem. ” albo „Ja mam uczulenie na czekoladę, ma pan może
jakieś ciasto bez tej czekolady? Chociaż fajnie by było, żeby jednak miało smak
czekolady, bo wie pan ja lubię czekoladę. Tylko pan zrobi tak by mnie nie
uczuliło.” – Gaara przejechał ręką po twarzy, na wspomnienie klientów
odwiedzających cukiernię, w której pracował.
Zaśmiałem
się cicho i poklepałem go po ramieniu. On też ma ciężki weekend. Chociaż dalej
nie potrafiłem go sobie wyobrazić jako sprzedawcę. Zawsze miał wybuchowy
charakter.
- A wiesz może na
czym ma polegać to całe zamieszanie? - W sumie nie jestem jakoś specjalnie
dobrze poinformowany. A być może mój
kolega był lepiej obeznany w sytuacji, w końcu jest na tym piętrze od rana.
- Nie. Wiem tyle co
ty. Od rana stoję za ladą i widziałem tylko jak rozstawiają te panele, potem
byłem zbyt zajęty. - Powiedział wzruszając ramionami.
Ból zaczął
powoli znikać z moich kończyn, a po wypiciu energetyka podsuniętego przez Gaarę,
zacząłem w miarę normalnie funkcjonować. Spojrzałem na zegarek. Była 12:11. Nie
wiem czemu ale zawsze lubiłem oglądać powtarzające się cyfry na tarczy.
Przyznaję, mogło to dziwie wyglądać z boku. Siedziałem pochylony wlepiający
oczy w nadgarstek. Jeszcze parę sekund. Jak zawsze w takich sytuacjach, czas
jakby zwolnił. Wybiła 12:12. Już chciałem szepnąć "Raz, dwa, trzy moje
szczęście" gdy nagle muzyka, która leciała z rozmieszczonych na ścianach
głośników zmieniła się. Była to, jakże popularna ostatnio piosenka Miku Hatsune
"Word is Mine". Znałem ją, ponieważ mimo, że wykonawcą był syntezator
śpiewu, czasem leciała w radiu. Była w miarę cicha i przedstawiała sam instrumental.
Właśnie brak słów mnie zastanowił.
Poczułem
szturchnięcie łokciem. Spojrzałem w kierunku mojego towarzysza, który walnął mnie bezceremonialnie. Wolno zacząłem
rozmasowywać ramię, w które mnie uderzył.
- Coś się chyba
zaczyna. - Powiedział wskazują na tłum. Faktycznie pisk dziewczyn, prawie na
pewno nie był bezpodstawny. Musiałem stanąć na murku fontanny by móc coś
dojrzeć poprzez rosnący ze zdwojoną siłą tłum. Kątem oka zobaczyłem jak ludzie
będący na wyższych piętrach podchodzą do barierek, patrząc w dół.
Zdążyłem
zobaczył jak chłopak, który stał teraz na dachu samochodu, skacze w dół. Odbił sie
rękami od przedniej maski i wykonał imponujące salto po czym wylądował z
gracją, o jaką bym go swoją drogą nie podejrzewał, na podeście. Jakoś wcześniej
musiał pozbyć się bluzy i paradował teraz w turkusowej koszulce z jakimś
nadrukiem. Gdy stanął w świetle, zauważyłem, że na spodniach także ma hafty
pasujące do koloru koszulki i butów. Chyba jednak mogłem trochę zrozumieć dlaczego
ma takie rzesze fanek. Mimo, że stał przed rosnącym, piszczącym na widok jego
akrobacji tłumem, biła od niego spokojna aura. Jednak wyglądał także dziko, drapieżność kryła
się w jego ruchach. Na twarzy błąkał mu się radosny uśmiech, gdy machał do skaczących
dziewczyn. Czyżby ta znudzona mina z wcześniej, była tylko wymysłem mojej
wyobraźni? Zdążyłem dostrzec słuchawkę w jego włosach, która łączyła się z
małym mikrofonem, potem zamigotało światło, aż w końcu całkowicie zgasło na
całym piętrze. Otoczyły nas ciemności,
rozświetlone tylko sklepowymi wystawami. Zamarłem by nie spaść z murka i kogoś
nie rozdeptać. Muzyka zaczęła się nasilać. Szepty niepewności i spekulacji
zaczęły rozbrzmiewać wśród tłumu.
"Sekai de ichiban
ohime-sama"